W pierwszej klasie liceum miałam Kolegę, którego poznałam na koncercie. Pisaliśmy jakiś czas, a potem zaczęliśmy do siebie co weekend na przemian jeździć (miasta oddalone o 40 km). Spotkania były kumpelskie, pokazywaliśmy sobie swoje miasta nawzajem, graliśmy na gitarach (często z jeszcze jednym kolegą).
No, ale moja matka (znana już z paru opowieści tutaj - wszystkie w moim profilu) jak zwykle miała jakiś problem. Gdy Kolega przychodził do mnie, to nagle ona musiała koniecznie korzystać z komputera. Wywalała sprzed niego moją siostrę, bo ona MUSI. Ważne tu jest to, że siostry pokój był przechodni i dzieliła go z moim ściana z karton-gipsu, w której były drzwi. Idealnie tam słychać wszystko, co się działo w moim pokoju.
Podsłuchiwała nas (jak i innych moich gości), staraliśmy się więc spędzać czas głównie na mieście. Pewnego razu jednak było zimno i zostaliśmy w domu. Puściliśmy sobie film, żeby spędzić czas bez rozmów. Gdy Kolega już poszedł, matka od razu do mnie krzyczy "A PO CO TY GO ZAPRASZASZ JAK NAWET NIE ROZMAWIACIE, TYLKO CISZA W TWOIM POKOJU", tym samym przyznając się do podsłuchiwania.
Gdy miałam jechać do niego, też zawsze problemy. Udało się może 2-3 razy, a potem już mi nie pozwalała. Jej argumentem było "A BO SKĄD JA MOGĘ WIEDZIEĆ CZY TAM PAPIEROSÓW NIE PALICIE" i naciskała, żeby spotkania były u mnie albo wcale...
Oczywiście ciągle się pytała, czy to mój chłopak i czy mi się podoba. Ale to akurat robiła z KAŻDYM kolegą, z którym rozmawiałam. Chciała też wiedzieć o nim dosłownie WSZYSTKO, łącznie z imionami i zawodami rodziców. Nie wypytywałam go o takie rzeczy, to nie wiedziałam, ku wściekłości matki. Kazała mi się dowiedzieć.
Po tym, jak nie mogłam już do niego jeździć, on do mnie też nie jeździł i przez jakiś czas mieliśmy jeszcze kontakt internetowy, a potem umarł (kontakt, nie Kolega). To wywołało kolejną inbę mojej matki: "A CZEMU WY JUŻ SIĘ NIE SPOTYKACIE I NIE GADACIE? CO SIĘ STAŁO?" męczyła mnie o to cały czas.
3 miesiące później stalkowała go na FB i znalazła "satanizm" w polu "religia", wpisane dla beki (był ateistą, metalowcem). I tu się zaczęła jazda. W głowie matki milion bajek na jego temat, oczywiście powiązanych z jego rzekomym "satanizmem, składaniem ofiar i czarnymi mszami", na pewno coś mi zrobił, bo jest złym "szatanistom". I to jest MOJA WINA bo mogłam się z takimi ludźmi nie zadawać(!) i ona miała rację (xD), ale musi wiedzieć, co mi zrobił. NIC mi nie zrobił. Klasycznie uroiła sobie coś i mnie za to ochrzaniała, męczyła ten temat strasznie.
Kolega wiedział tylko o podsłuchiwaniu, o reszcie aż wstyd mi było (wtedy) opowiadać.
No, ale moja matka (znana już z paru opowieści tutaj - wszystkie w moim profilu) jak zwykle miała jakiś problem. Gdy Kolega przychodził do mnie, to nagle ona musiała koniecznie korzystać z komputera. Wywalała sprzed niego moją siostrę, bo ona MUSI. Ważne tu jest to, że siostry pokój był przechodni i dzieliła go z moim ściana z karton-gipsu, w której były drzwi. Idealnie tam słychać wszystko, co się działo w moim pokoju.
Podsłuchiwała nas (jak i innych moich gości), staraliśmy się więc spędzać czas głównie na mieście. Pewnego razu jednak było zimno i zostaliśmy w domu. Puściliśmy sobie film, żeby spędzić czas bez rozmów. Gdy Kolega już poszedł, matka od razu do mnie krzyczy "A PO CO TY GO ZAPRASZASZ JAK NAWET NIE ROZMAWIACIE, TYLKO CISZA W TWOIM POKOJU", tym samym przyznając się do podsłuchiwania.
Gdy miałam jechać do niego, też zawsze problemy. Udało się może 2-3 razy, a potem już mi nie pozwalała. Jej argumentem było "A BO SKĄD JA MOGĘ WIEDZIEĆ CZY TAM PAPIEROSÓW NIE PALICIE" i naciskała, żeby spotkania były u mnie albo wcale...
Oczywiście ciągle się pytała, czy to mój chłopak i czy mi się podoba. Ale to akurat robiła z KAŻDYM kolegą, z którym rozmawiałam. Chciała też wiedzieć o nim dosłownie WSZYSTKO, łącznie z imionami i zawodami rodziców. Nie wypytywałam go o takie rzeczy, to nie wiedziałam, ku wściekłości matki. Kazała mi się dowiedzieć.
Po tym, jak nie mogłam już do niego jeździć, on do mnie też nie jeździł i przez jakiś czas mieliśmy jeszcze kontakt internetowy, a potem umarł (kontakt, nie Kolega). To wywołało kolejną inbę mojej matki: "A CZEMU WY JUŻ SIĘ NIE SPOTYKACIE I NIE GADACIE? CO SIĘ STAŁO?" męczyła mnie o to cały czas.
3 miesiące później stalkowała go na FB i znalazła "satanizm" w polu "religia", wpisane dla beki (był ateistą, metalowcem). I tu się zaczęła jazda. W głowie matki milion bajek na jego temat, oczywiście powiązanych z jego rzekomym "satanizmem, składaniem ofiar i czarnymi mszami", na pewno coś mi zrobił, bo jest złym "szatanistom". I to jest MOJA WINA bo mogłam się z takimi ludźmi nie zadawać(!) i ona miała rację (xD), ale musi wiedzieć, co mi zrobił. NIC mi nie zrobił. Klasycznie uroiła sobie coś i mnie za to ochrzaniała, męczyła ten temat strasznie.
Kolega wiedział tylko o podsłuchiwaniu, o reszcie aż wstyd mi było (wtedy) opowiadać.
rodzina
Ocena:
129
(159)
Komentarze