Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86071

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak dałem się wydymać lekarzom-naciągaczom z prywatnej kliniki.

Słowem wstępu, przez kilka lat mieszkałem w Anglii i mieszkałem sam. Poznałem kobietę, wróciliśmy do Polski, zamieszkaliśmy razem i wtedy moja kobieta odkryła, że jak śpię to się duszę. W skrócie - bezdechy nocne spowodowane ogromnie przerośniętymi migdałkami. Mieszkając samemu tego nie zauważyłem, dlatego rozwinęło się do tego stopnia.

Udałem się więc do laryngologa prywatnie, wybrałem takiego co był najbliżej. Myślałem, że po prostu da mi skierowanie do szpitala na usunięcie migdałków, ale nie. Zaczął mnie straszyć, że jak usunę to mogę mieć poważne problemy ze zdrowiem, choroby układu oddechowego i bardzo osłabioną odporność, że usuwanie to medyczne średniowiecze, że już tak się nie robi i w ogóle. Jednocześnie polecił mi klinikę, w której leczą bezdechy. Wizyta trwała 5 minut, pan lekarz (jak podejrzewam, naganiacz kierujący pacjentów do kliniki swoich kolegów) skasował 150 zł za polecenie mi kliniki swoich kolegów.

Udałem się do kliniki. Całe wnętrze oklejone dyplomami jakichś amerykańskich klinik i chyba też uczelni, jakie otrzymał tamtejszy główny lekarz, sugerujące, że on jak i jego klinika to światowy autorytet w dziedzinie laryngologii. Nie znam się, więc nie przeczę. Za wizytę 150 zł. Najpierw lekarka powtórzyła to samo co naganiacz, że broń boże nie wycinać. Potem powiedziała, że trzeba zrobić badanie nocne, które polega na założeniu na rękę urządzenia, które sprawdza czy podczas snu dochodzi do spadków ilości tlenu we krwi, co potwierdza lub wyklucza występowanie bezdechów. Nie wiem po co, skoro według słów mojej kobiety w nocy chrapałem jak niedźwiedź i się dusiłem przez sen, ale wtedy jakoś nie przyszło mi to do głowy i dałem się naciągnąć. Koszt badania - 200 zł. Po badaniu wizyta, kolejne 150 zł. Tu mała dygresja - po powrocie z Anglii miałem dużo pieniędzy i jakoś nie liczyłem się z tymi kosztami, chciałem mieć spokój z tymi bezdechami. Poza tym zapomniałem jakie są polskie realia. Po wizycie i analizie wyników badania, Sherlock Holmes laryngologii potwierdził, że faktycznie występują bezdechy. Następnie wysłał mnie na badanie endoskopowe... nosa, czy przegroda nie jest krzywa, bo to może powodować bezdechy. Dodam, że na żadnej z wizyt nawet nie zajrzeli mi do gardła na te nieszczęsne migdałki. Całkowicie je ignorowali, podobnie jak moje prośby. Zrobiłem to badanie nosa, 250 zł i stwierdzili, że przegroda jest prosta, tylko małżowiny nosowe za wąskie i trzeba je poszerzyć, bo to przez nos chrapię i się duszę, a nie przez migdałki. Robione jest to innowacyjną technologią radiową i kosztuje 2000 zł.

Tego było już dla mnie za wiele. Chciałem wyciąć migdałki, wyłożyłem już 700 zł i nic z tego nie mam. Poszukałem innej kliniki. Zwykłej, która zajmuje się chirurgią i ma laryngologa. Umówiłem się na wizytę, standardowo 150 zł, lekarz zajrzał do gardła i stwierdził, że trzeba ciąć, bo są ogromnie przerośnięte i nie spełniają swojej funkcji, tylko przeszkadzają. Ustaliliśmy z kliniką koszt, 3500 zł wraz z plastyką podniebienia żeby nie chrapać i w cenie dwie wizyty kontrolne po zabiegu. Termin za tydzień, jak tylko zrobię potrzebne badania przed zabiegiem w znieczuleniu ogólnym. Prywatny szpital, poważne podejście, godne traktowanie, no pełen luksus. Wyszedłem dzień po operacji, obyło się bez powikłań i zagoiło się pięknie. Było to 4 lata temu i póki co żadnych chorób ani negatywnych efektów.

Niemniej jednak 700 zł poszło się... wiecie co. Zastanawiam się jeszcze by ze mnie wydoili, gdybym nie zrezygnował z ich kliniki.

lekarze

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (121)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…