Lekarze POZ - temat rzeka.
Zachorowało mi się. Na tyle poważnie, że za tydzień o tej porze będę już leżeć w szpitalnym łóżku i czekać na operację.
Lekarz, u którego byłam na konsultacji przedoperacyjnej, poprosił mnie abym udała się do przychodni i zrobiła kilka badań laboratoryjnych : m.in morfologię oraz czas protrombinowy z INR.
W osiedlowej przychodni od niedawna urzęduje dziewczę po świeżo skończonych studiach i to do niej z braku laku umówiłam się na wizytę.
Nie będę tu przytaczać całej rozmowy ale według niej:
- Jedna morfologia na pół roku wystarczy, a zresztą ona widzi w systemie, że poprzednią miałam bardzo dobrą, więc po co zawracam głowę?
- Jeśli idę na operację, to powinnam takie rzeczy jak czas protrombinowy i INR załatwiać prywatnie i nie żerować na NFZ.
Zatrzęsło mną. Niewiele brakowało, abym dała panience prosto w zęby, ale wizja srebrnych bransoletek na nadgarstkach szybko mnie otrzeźwiła.
Skończyło się na tym, że "pani dochtórka" wystawiła mi skierowanie na morfologię z tekstem, że następnym razem mam jej nie prosić o jakiekolwiek skierowanie.
Jestem typem osoby, która absolutnie nie chodzi do lekarza dla rozrywki. A zbliżająca się operacja, może zaważyć na moim dalszym życiu pod wieloma względami. Może nawet przekreślić moje marzenia względem posiadania potomstwa.
Nie ma to jak empatia. Wróżę tej pani owocną i długą karierę przy takim podejściu do pacjenta.
Edit, 18.02.2020, stan na godzinę 9:40: Byłam u innej lekarki w tej samej przychodni i dała mi skierowanie na to drugie badanie bez żadnej łaski. Oczywiście, tym razem nie puściłam pary z gęby po co mi to potrzebne. Wychodzi na to, że czasem lepiej nie mówić prawdy.
Zachorowało mi się. Na tyle poważnie, że za tydzień o tej porze będę już leżeć w szpitalnym łóżku i czekać na operację.
Lekarz, u którego byłam na konsultacji przedoperacyjnej, poprosił mnie abym udała się do przychodni i zrobiła kilka badań laboratoryjnych : m.in morfologię oraz czas protrombinowy z INR.
W osiedlowej przychodni od niedawna urzęduje dziewczę po świeżo skończonych studiach i to do niej z braku laku umówiłam się na wizytę.
Nie będę tu przytaczać całej rozmowy ale według niej:
- Jedna morfologia na pół roku wystarczy, a zresztą ona widzi w systemie, że poprzednią miałam bardzo dobrą, więc po co zawracam głowę?
- Jeśli idę na operację, to powinnam takie rzeczy jak czas protrombinowy i INR załatwiać prywatnie i nie żerować na NFZ.
Zatrzęsło mną. Niewiele brakowało, abym dała panience prosto w zęby, ale wizja srebrnych bransoletek na nadgarstkach szybko mnie otrzeźwiła.
Skończyło się na tym, że "pani dochtórka" wystawiła mi skierowanie na morfologię z tekstem, że następnym razem mam jej nie prosić o jakiekolwiek skierowanie.
Jestem typem osoby, która absolutnie nie chodzi do lekarza dla rozrywki. A zbliżająca się operacja, może zaważyć na moim dalszym życiu pod wieloma względami. Może nawet przekreślić moje marzenia względem posiadania potomstwa.
Nie ma to jak empatia. Wróżę tej pani owocną i długą karierę przy takim podejściu do pacjenta.
Edit, 18.02.2020, stan na godzinę 9:40: Byłam u innej lekarki w tej samej przychodni i dała mi skierowanie na to drugie badanie bez żadnej łaski. Oczywiście, tym razem nie puściłam pary z gęby po co mi to potrzebne. Wychodzi na to, że czasem lepiej nie mówić prawdy.
słuzba_zdrowia
Ocena:
114
(138)
Komentarze