Tak mi się przypomniało. Będąc w gimnazjum dojeżdżałam autobusem do szkoły (ach uroki mieszkania na wsi). Autobus był oznaczony jako 'szkolny', jednak mógł z niego skorzystać każdy, oczywiście po zakupieniu biletu. Lata dojazdów zrobiły swoje i znało się prawie każdą twarz w otoczeniu.
Z racji posiadania młodszego rodzeństwa w postaci ukochanego braciszka, kojarzyłam też młodsze 'dzieciaki'.
Pewnego dnia jadąc z bratem zajęłam miejsce z tyłu. Po kolejnym przystanku zauważyłam zamieszanie na przodzie autobusu (moja natura zawsze sprowadza mnie do dziwnych sytuacji, jak mówi moja mama 'zawsze musisz być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze' :)).
Okazało się, iż na przystanku wsiadł pan kanar (celowo z małych liter). Po pewnym czasie kontroler zaczął się wydzierać na cały autobus. Mianowicie kanar darł się na chłopca w wieku około 7-8 lat (jak się później okazało, kolegę z klasy mojego brata). Straszył go policją, wysoką kara pieniężną, którą jak stwierdził rodzice chłopca będą spłacali latami (za co według tego osobnika mieliby wyrzucić chłopca z domu i dać mu zdychać), więzieniem oraz wyrzuceniem dziecka na środku 'pustkowia' jakim mogło się wydawać dla ośmiolatka otoczenie poza miastem. To wszytko z powodu braku biletu u chłopca. Podeszłam do kontrolera i po przepychance słownej oznajmiłam, że jest niepoważny i zadeklarowałam, iż zapłacę za bilet chłopca. Mały cały zapłakany i przerażony zaczął się uspokajać. Kontroler odpuścił i pod nosem narzekał na 'niewychowane gówniary'.
Dlaczego to piekielne? Ponieważ jak napisałam autobus posiadał oznaczenie 'szkolny', dzieci do lat 15/16 (tzn. do ukończenia gimnazjum) otrzymywały darmowe bilety od gminy. Warunek był prosty, trzeba było być zameldowanym w jakiejś wsi, przez którą przejeżdżał autobus. Co było głównym grzechem chłopca? Zapomniał biletu z domu, jednak okazał ważną legitymację, w której podany był adres zameldowania. Nie rozumiem dlaczego konieczne było posiadanie tego biletu przy sobie. Jednak było to jakiś czas temu i wiadomo wymóg to wymóg, ale czy ten pan nie mógł wyjaśnić tego chłopcu na spokojnie? Ewentualnie wystawić mandat jeśli już musiał (rodzice mogliby napisać odwołanie i ponieść tylko koszty manipulacyjne), a zamiast tego wybrał wyżycie się na dziecku.
Najbardziej boli fakt, że nikt nie reagował, a w autobusie również podróżowali ludzie wracający z pracy.
Rzecz, która dalej mnie zastanawia to: co chciał osiągnąć ten pan? Czy dało mu satysfakcję doprowadzenie do łez małego chłopca? Czy chwalił się potem kolegom po fachu swoim dokonaniem?
A to wszytko za bilet wart 2.50 zł.
Z racji posiadania młodszego rodzeństwa w postaci ukochanego braciszka, kojarzyłam też młodsze 'dzieciaki'.
Pewnego dnia jadąc z bratem zajęłam miejsce z tyłu. Po kolejnym przystanku zauważyłam zamieszanie na przodzie autobusu (moja natura zawsze sprowadza mnie do dziwnych sytuacji, jak mówi moja mama 'zawsze musisz być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze' :)).
Okazało się, iż na przystanku wsiadł pan kanar (celowo z małych liter). Po pewnym czasie kontroler zaczął się wydzierać na cały autobus. Mianowicie kanar darł się na chłopca w wieku około 7-8 lat (jak się później okazało, kolegę z klasy mojego brata). Straszył go policją, wysoką kara pieniężną, którą jak stwierdził rodzice chłopca będą spłacali latami (za co według tego osobnika mieliby wyrzucić chłopca z domu i dać mu zdychać), więzieniem oraz wyrzuceniem dziecka na środku 'pustkowia' jakim mogło się wydawać dla ośmiolatka otoczenie poza miastem. To wszytko z powodu braku biletu u chłopca. Podeszłam do kontrolera i po przepychance słownej oznajmiłam, że jest niepoważny i zadeklarowałam, iż zapłacę za bilet chłopca. Mały cały zapłakany i przerażony zaczął się uspokajać. Kontroler odpuścił i pod nosem narzekał na 'niewychowane gówniary'.
Dlaczego to piekielne? Ponieważ jak napisałam autobus posiadał oznaczenie 'szkolny', dzieci do lat 15/16 (tzn. do ukończenia gimnazjum) otrzymywały darmowe bilety od gminy. Warunek był prosty, trzeba było być zameldowanym w jakiejś wsi, przez którą przejeżdżał autobus. Co było głównym grzechem chłopca? Zapomniał biletu z domu, jednak okazał ważną legitymację, w której podany był adres zameldowania. Nie rozumiem dlaczego konieczne było posiadanie tego biletu przy sobie. Jednak było to jakiś czas temu i wiadomo wymóg to wymóg, ale czy ten pan nie mógł wyjaśnić tego chłopcu na spokojnie? Ewentualnie wystawić mandat jeśli już musiał (rodzice mogliby napisać odwołanie i ponieść tylko koszty manipulacyjne), a zamiast tego wybrał wyżycie się na dziecku.
Najbardziej boli fakt, że nikt nie reagował, a w autobusie również podróżowali ludzie wracający z pracy.
Rzecz, która dalej mnie zastanawia to: co chciał osiągnąć ten pan? Czy dało mu satysfakcję doprowadzenie do łez małego chłopca? Czy chwalił się potem kolegom po fachu swoim dokonaniem?
A to wszytko za bilet wart 2.50 zł.
komunikacja_miejska
Ocena:
158
(168)
Komentarze