Kilka lat temu znalazłem na osiedlu małego kotka, takiego jeszcze ślepego. Prawdopodobnie porzucony przez matkę. Zabrałem go do weterynarza, a potem do domu. Karmiłem go strzykawką, a potem butelką. Dbałem o niego i regularnie odwiedzałem weterynarza, by mieć pewność, że wszystko jest ok. Kotek rósł zdrowo i usamodzielnił się. Od tamtego czasu jest u mnie.
Kobieta, z którą spotykam się od kilku miesięcy powiedziała, że może u mnie zamieszkać, ale mam się pozbyć kota, bo ona ma uczulenie. Powiedziałem, że prędzej jej się pozbędę. Ona na to nazwała mnie ciotą. Rozmowa miała miejsce podczas jazdy samochodem, więc zatrzymałem się w pierwszym możliwym miejscu i kazałem jej wysiąść. Na początku nie wierzyła, ale powtórzyłem polecenie bardziej dobitnie. Wielce obrażona wysiadła i więcej się do mnie nie odzywała.
I dobrze.
Kobieta, z którą spotykam się od kilku miesięcy powiedziała, że może u mnie zamieszkać, ale mam się pozbyć kota, bo ona ma uczulenie. Powiedziałem, że prędzej jej się pozbędę. Ona na to nazwała mnie ciotą. Rozmowa miała miejsce podczas jazdy samochodem, więc zatrzymałem się w pierwszym możliwym miejscu i kazałem jej wysiąść. Na początku nie wierzyła, ale powtórzyłem polecenie bardziej dobitnie. Wielce obrażona wysiadła i więcej się do mnie nie odzywała.
I dobrze.
kot
Ocena:
341
(403)
Komentarze