Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86174

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie o bardzo dociekliwym panu portierze. Czy tam panu z ochrony. Czy po prostu o cieciu, mniejsza.
Mój ojciec jest automatykiem, często jeździ sprawdzać, konserwować, naprawiać czy uruchamiać węzły cieplne we wszelkich budynkach: fabrykach, szkołach, urzędach, sklepach, budynkach mieszkalnych itd.

Jak mam czas, to jeżdżę z nim do pomocy. A nasz samochód przeznaczony do tych robót jest zapchany po dach wszelkiego rodzaju narzędziami. Często wjeżdżając na teren jakiejś fabryki czy urzędu, trzeba pokazać ochronie, co się ma w bagażniku. I historia właściwa. A dokładniej dwie, dla porównania.

1. Jednostka wojskowa.
Musieliśmy uruchomić ogrzewanie dla kilku budynków wojskowych. Zajeżdżamy pod bramę, wchodzimy do biura ochrony (nie wiem, czy byli tam wojskowi, czy firma zewnętrzna, po prostu nie zwróciłem uwagi). Spisane dowody osobiste, dostaliśmy takie jednorazowe wejściówki, jeden pan poprosił, by otworzyć pakę auta. Popatrzył mniej więcej, co mamy (drabinę składaną, pudła z przewodami, rurki i plastikowe osłonki na przewody (w ilościach prawie hurtowych) i kilka skrzynek z narzędziami. No i coś by się jeszcze znalazło, długo by wymieniać. Facet sobie popatrzył, podziękował i jedziemy.
Po robocie oddajemy plakietki, pan znowu sobie zajrzał na pakę, podziękował, wypuścił. Pełna kulturka, elegancko.

2. Elektrownia X w mieście Y.
Zlecenie takie same, ogrzewanie na jakiś tam budynkach uruchomić. Podjeżdżamy pod bramę zakładu, ojciec poszedł do biura ochrony (tym razem to na pewno była zwykła firma ochroniarska), ja zostałem w samochodzie, bo padało. Po chwili wychodzi ojciec z portierem. I zaczynamy. Portier podchodzi do moich drzwi pasażera, otwiera je i mówi:

Portier (P): Proszę wyjść z pojazdu i stanąć w pobliżu.
Ja (J): Jasne.

Wychodzę. Chcę zamknąć drzwi, ale portier je przytrzymuje, zagląda do samochodu, ogląda wnętrze, jakby chciał kupić auto. Ja sobie stanąłem obok ojca. Facet każe otworzyć pakę. Tam nawalone, że ledwo da się wejść.

P: Co jest w tym pudle?
Pudło jedno z kilku. Po prostu się nie pamięta.
Ojciec (O): Nie pamiętam, ale zaraz zobaczę...

Jeszcze dobrze nie podszedł do samochodu, a facet rzuca się praktycznie do pudła i otwiera. W środku urządzenia do automatyki (siłowniki, termostaty, czujniki itd). Zaczyna wszystko po kolei wyciągać i rzucać na podłogę (akurat tam, gdzie rzucał, nic cholera nie leżało/stało, żeby zamortyzować upadek).

O: Panie, co pan robisz, to delikatne urządzenia!
Ojciec podbiega i zaczyna zbierać sprzęt z podłogi auta.
P: Proszę to zostawić! Proszę się cofnąć!
O: Pan nie wie, jakie to wszystko drogie, niech pan tym nie rzuca do cholery!
P: Trzeba było odpowiadać, kiedy pytam, co jest w środku!

Zostawił pudło i zaczął grzebać w następnym. A ojciec chował sprzęt z poprzedniego.

P: Co to?
J: Peszel (taka plastikowa karbowana rurka, w której chowa się przewód).
P: Ile?
J: Ja wiem, z kilkadziesiąt metrów na pewno (ładne solidne krążki, swoją długość miały podane na początku, ale już nie raz ucięte były, to kto może teraz wiedzieć).
P: Ale ja muszę wiedzieć, ile!
O: A po cholerę to panu wiedzieć, jak skończymy to i tak będzie mniej.
P: Ja muszę zapisywać.

Zostawił na podłodze, grzebie dalej. My sprzątamy po nim.

P: Co to?
J: Drabina... (serio???)
P: Dlaczego ona jest z kilku elementów?
J: Po prostu taką mamy.

Gość policzył elementy składanej drabiny i zapisał (miał taki kajecik, w którym wszystko sobie zapisywał). Doszedł do pudła ze szmatami, ścierkami, workami, małą szufelką i zmiotką.

P: A to?
J: To do czyszczenia, sprzątania.
Już nie miałem sił. Ojciec odszedł zapalić, bo już był wkurzony.
P: I te szmaty chcecie na zakład zabrać?
J: Tymi szmatami będziemy wycierać wszystko na końcu, żeby nie było brudne.
Zostawił. Teraz czepił się skrzynek narzędziowych.

P: Co tam jest?
J: Narzędzia. We wszystkich trzech skrzynkach (i tak otworzył wszystkie).
P: A dokładniej?
J: A dokładniej śrubokręty, śrubki, mierniki, klucze, pilniki, noże...
P: Jakie noże?! Nie wolno wnosić na teren zakładu żadnych noży!
Rzucił się do tych skrzynek i zaczął wszystko z nich wywalać. Wtedy się wkurzyłem już zupełnie, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ojciec sam wbiegł na pakę (jakimś cudem się tam zmieścili razem i wziął ciecia za fraki).
O: Spier#$%&j pan! Wszystko mi rozpie#&olisz!
P: Puszczaj mnie natychmiast!
Ojciec wypchnął ciecia z samochodu, a ten zaczął się wydzierać na całą okolicę. Tych ochroniarzy to się zbiegło z dziecięciu. Ten żądał, by wezwać policję. Ojciec żądał wezwania przełożonego ciecia (jak się okazało, też przybiegł od razu). Afera trwała jeszcze z pół godziny. Ciągle padał deszcz. Szef ochrony wysłuchał relacji ojca (ciągle przerywanej wrzaskami ciecia), sam sprawdził pobieżnie samochód i nas wpuścił z wejściówkami, jak w wojsku. Ale ojciec i tak zadzwonił do swoich przełożonych, którzy z kolei zadzwonili do elektrowni (ponoć zwierzchnik ojca i kierownik elektrowni to dobrzy znajomi).

Jeszcze w trakcie pracy przyszedł szef ochrony nas przeprosić (góra do niego zadzwoniła). Jak skończyliśmy i wracaliśmy przez bramę, była już inna ekipa ochrony. Rach ciach, wejściówki oddane, ochroniarz spojrzał na pakę auta, pięć minut i dziękuję.

Co by nie gadać, do wojska łatwiej się dostać, niż do elektrowni miejskiej. A tak rasowego ciecia to jeszcze nie spotkałem i obym znów nie spotkał.

Portier ochrona

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (170)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…