Dzisiaj trochę inna historia niż zazwyczaj piszę. Będzie o pieluchowym zapaleniu mózgu, który występuje jeszcze przed staraniem się o dziecko.
Na wstępie zaznaczę, że jestem osobą, która szanuje decyzje życiowe każdego. Rozumiem osoby, które nie chcą zakładać rodziny, nie chcą pchać się w związki, a ich największą aspiracją jest całkowite poświęcenie się pracy. Rozumiem także i osoby, które wolą mieć skromne życie, dla których praca nie jest najważniejsza, za to ważniejsza jest miłość i rodzina. Każdy sam decyduje o najważniejszych celach życiowych, mimo, że nie ze wszystkimi się zgadzam, szanuję je i nie przekonuję nikogo do zmiany poglądów.
Wracając do historii. Mam bardzo dobrą koleżankę. Poznałyśmy się jeszcze w liceum, po maturze nasze drogi trochę się rozeszły. Ja wyjechałam do większego miasta na studia, potem do jeszcze większego, gdzie skończyłam magisterkę, a następnie zaczęłam pracę. Takie życie mi odpowiada, czuję się spełniona i po ukończeniu studiów w końcu zdecydowałam mniej więcej co chcę od życia. Koleżanka natomiast została w małym, rodzinnym miasteczku. Dalej mieszkała z rodzicami, aby być przy nich i się nimi opiekować, znalazła pracę, w bardzo popularnym w tym rejonie zawodzie, czyli kasjer sprzedawca. Z jej opowiadań wiem, że jej życie jej pasuje, jest zadowolona, nie żałuje żadnej decyzji. Z koleżanką staramy się utrzymać kontakt, piszemy do siebie nawzajem, od czasu do czasu widujemy się.
Jakiś czas temu napisałam do niej, z pytaniem co tam u niej, jak tam życie i zaprosiłam aby do mnie wpadła jak będzie miała wolne.
Koleżanka zadowolona, mówi, że ma sporo pracy, ale stara się spędzać jak najwięcej czasu z chłopakiem i jego rodziną. Podzieliła się też wiadomością, że niedługo zaczną starać się o dziecko. Wiedziałam, że koleżanka myślała o potomku od kilku lat, więc oczywiste dla mnie było to, że jest bardzo zadowolona z decyzji. Pogratulowałam, życzyłam szczęścia i żeby wszystko udało się bez problemów, zaczęłam dopytywać się o zaręczyny i ślub, które planują w najbliższym czasie.
W pewnym momencie koleżanka zapytała się kiedy ja planuję zacząć starania o dziecko, bo już jesteśmy w takim wieku, że powinnyśmy mieć chociaż jedno.
I tu moje wtrącenie przed kontynuowaniem historii. W odpowiedzi pisałam jej tylko o MOICH przemyśleniach na temat MOJEGO życia, MOICH decyzji podjętych ze względu na MOJE uczucia.
Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że na razie nie planuję. Chciałabym najpierw wziąć ślub, jako deklarację miłości do drugiej osoby, z którą będę chciała spędzić całe życie. Potem jakiś czas pocieszyć się z małżeństwa, pozwiedzać, pojeździć z mężem po świecie. Przed dzieckiem ważne będzie dla mnie kupno mieszkania, bo bardziej opłaca się niż wynajmować. Będę musiała też zmienić pracę, na taką o lepszych warunkach dla kobiety myślącej o dziecku. Powiedziałam, że najszybciej będzie to może po 30, chociaż i tak sama nie wiem, bo jestem na etapie w życiu gdzie nie chce mieć dzieci, może w przyszłości będę chciała, ale jak mam być szczęśliwa z mężem i psem, to też jest to dla mnie idealna opcja. Dodałam, że dla mnie posiadanie dziecka nie jest najważniejszym celem w życiu.
Chyba musiałam ją zdenerwować ostatnim zdaniem, bo potem dowiedziałam się, że:
- Po co w ogóle będę chciała brać ślub, skoro każdy wie o tym, że po ślubie powinno od razu zacząć się staranie o dziecko? Przecież mi ślub niepotrzebny skoro nawet nie wiem czy chcę mieć dzieci.
- Zrobię krzywdę swoim dzieciom. Jak zdecyduje się na nie po trzydziestce, to inne dzieci będą się śmiały z moich, że mają starą matkę.
- Jestem egoistką łasą na pieniądze. Bo chcę mieć lepszą pracę i mieszkanie. Zamiast wydawać pieniądze na dzieci chcę podróżować i zwiedzać.
- Jestem złym człowiekiem, nie powinnam uważać się za kobietę, skoro dzieci nie są najważniejszym celem mojego życia. Ogólnie to nie powinnam mieć dzieci, a jak będę miała to powinni mi je zabrać, bo je skrzywdzę, skoro nie są dla mnie najważniejsze.
No cóż.
Na wstępie zaznaczę, że jestem osobą, która szanuje decyzje życiowe każdego. Rozumiem osoby, które nie chcą zakładać rodziny, nie chcą pchać się w związki, a ich największą aspiracją jest całkowite poświęcenie się pracy. Rozumiem także i osoby, które wolą mieć skromne życie, dla których praca nie jest najważniejsza, za to ważniejsza jest miłość i rodzina. Każdy sam decyduje o najważniejszych celach życiowych, mimo, że nie ze wszystkimi się zgadzam, szanuję je i nie przekonuję nikogo do zmiany poglądów.
Wracając do historii. Mam bardzo dobrą koleżankę. Poznałyśmy się jeszcze w liceum, po maturze nasze drogi trochę się rozeszły. Ja wyjechałam do większego miasta na studia, potem do jeszcze większego, gdzie skończyłam magisterkę, a następnie zaczęłam pracę. Takie życie mi odpowiada, czuję się spełniona i po ukończeniu studiów w końcu zdecydowałam mniej więcej co chcę od życia. Koleżanka natomiast została w małym, rodzinnym miasteczku. Dalej mieszkała z rodzicami, aby być przy nich i się nimi opiekować, znalazła pracę, w bardzo popularnym w tym rejonie zawodzie, czyli kasjer sprzedawca. Z jej opowiadań wiem, że jej życie jej pasuje, jest zadowolona, nie żałuje żadnej decyzji. Z koleżanką staramy się utrzymać kontakt, piszemy do siebie nawzajem, od czasu do czasu widujemy się.
Jakiś czas temu napisałam do niej, z pytaniem co tam u niej, jak tam życie i zaprosiłam aby do mnie wpadła jak będzie miała wolne.
Koleżanka zadowolona, mówi, że ma sporo pracy, ale stara się spędzać jak najwięcej czasu z chłopakiem i jego rodziną. Podzieliła się też wiadomością, że niedługo zaczną starać się o dziecko. Wiedziałam, że koleżanka myślała o potomku od kilku lat, więc oczywiste dla mnie było to, że jest bardzo zadowolona z decyzji. Pogratulowałam, życzyłam szczęścia i żeby wszystko udało się bez problemów, zaczęłam dopytywać się o zaręczyny i ślub, które planują w najbliższym czasie.
W pewnym momencie koleżanka zapytała się kiedy ja planuję zacząć starania o dziecko, bo już jesteśmy w takim wieku, że powinnyśmy mieć chociaż jedno.
I tu moje wtrącenie przed kontynuowaniem historii. W odpowiedzi pisałam jej tylko o MOICH przemyśleniach na temat MOJEGO życia, MOICH decyzji podjętych ze względu na MOJE uczucia.
Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że na razie nie planuję. Chciałabym najpierw wziąć ślub, jako deklarację miłości do drugiej osoby, z którą będę chciała spędzić całe życie. Potem jakiś czas pocieszyć się z małżeństwa, pozwiedzać, pojeździć z mężem po świecie. Przed dzieckiem ważne będzie dla mnie kupno mieszkania, bo bardziej opłaca się niż wynajmować. Będę musiała też zmienić pracę, na taką o lepszych warunkach dla kobiety myślącej o dziecku. Powiedziałam, że najszybciej będzie to może po 30, chociaż i tak sama nie wiem, bo jestem na etapie w życiu gdzie nie chce mieć dzieci, może w przyszłości będę chciała, ale jak mam być szczęśliwa z mężem i psem, to też jest to dla mnie idealna opcja. Dodałam, że dla mnie posiadanie dziecka nie jest najważniejszym celem w życiu.
Chyba musiałam ją zdenerwować ostatnim zdaniem, bo potem dowiedziałam się, że:
- Po co w ogóle będę chciała brać ślub, skoro każdy wie o tym, że po ślubie powinno od razu zacząć się staranie o dziecko? Przecież mi ślub niepotrzebny skoro nawet nie wiem czy chcę mieć dzieci.
- Zrobię krzywdę swoim dzieciom. Jak zdecyduje się na nie po trzydziestce, to inne dzieci będą się śmiały z moich, że mają starą matkę.
- Jestem egoistką łasą na pieniądze. Bo chcę mieć lepszą pracę i mieszkanie. Zamiast wydawać pieniądze na dzieci chcę podróżować i zwiedzać.
- Jestem złym człowiekiem, nie powinnam uważać się za kobietę, skoro dzieci nie są najważniejszym celem mojego życia. Ogólnie to nie powinnam mieć dzieci, a jak będę miała to powinni mi je zabrać, bo je skrzywdzę, skoro nie są dla mnie najważniejsze.
No cóż.
Ocena:
158
(184)
Komentarze