Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86305

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czas mamy, jaki mamy - wszędzie trąbią by TERAZ nie przychodzić bez potrzeby do przychodni, bo to tylko siedlisko chorób (ogólnie to zawsze jest to siedlisko chorób i nie powinno się bez powodu przychodzić).

Mały wstęp - aktualnie siedzę w domu na szkoleniu (z powodu pandemii zamiast tradycyjnego jest webinarium), samo szkolenie wymagane w ramach zrobienia specjalizacji, czekałem na nie dość sporo, więc nie mogłem przełożyć. To tak do ~15 a potem idę popołudniami do pracy jako Roślinny... Rodzinny na jakieś 2-3h, by wypisać recepty wcześniej zgłoszone przez pacjentów oraz by dawać telekonsultacje lekarskie - robię to po to, by odciążyć trochę kolegów po fachu oraz dlatego, że na jakichś 10 lekarzy stale pracujących w przychodni tylko ja i dwoje innych potrafi nasz system w miarę sprawnie obsługiwać - e-recepty znacząco utrudniły i wydłużyły pisanie ich w naszym systemie i (o ile nie wyrobi się odpowiedniej techniki) wypisanie JEDNEJ recepty zajmuje ~3min ..., gdzie rekordzistka miała 4 pełne recepty - 20 leków a normalnie na pacjenta przypadają 2 recepty.

I. Odn. recept - niektórzy ludzie nagle po 6-12 msc. przypomnieli sobie, że przyjmują jakieś leki. Albo proszą o leki na 4msc., gdzie poprzednie leki na 4msc. były wypisane miesiąc temu. Kompletnie mnie też załamują osoby, które w czasie wizyty receptowej (a więc tylko leki stałe na bazie dokumentacji POZ/AOS/wypisu ze szpitala), poza lekami do leczenia przewlekłego próbują mi wcisnąć (a nóż się uda!!) antybiotyki/maści sterydowe i ostatni hit pochodne chininy. :/ Albo oprócz leków prośby o przepisanie badań, albo od razu do specjalisty skierowanie, bo może się przyda.

II. Przyszedł Pan, bo potrzebuje pilnie!! na!! już!! zaświadczenia. Siedzę obłożony kartami pacjentów (w tym czasie ogarniam ze 30 osób), ale pytam się co tak mu pilnie potrzeba (jak się już naraził to, niech nie pójdzie to na marne). Pan mówi, że mamusia/teściowa jest ciężko chora (może nie przeżyje miesiąca!!), córeczka (jego żona) się nią opiekuje (i nie pracuje przez to) i potrzebuje na już zaświadczenia lekarskiego o stanie zdrowia dla zespołu orzekania o niepełnosprawności (i docelowo renty oraz dodatku 500+ na seniora).

Z rejestratorką tłumaczymy chłopu, że teraz to nie ma sensu tego robić bo:
a) trwa to ~20-30 min i muszę mieć wszystkie dokumenty (a pacjenci i rodzina NIE przynoszą ŻADNYCH zaświadczeń od specjalisty lub wypisu ze szpitala mimo moich usilnych próśb, a na bazie jego słów nic mu nie wypiszę);
b) żadne urzędy/ośrodki w moim mieście nie przyjmują teraz petentów;
c) czas jaki upływa od złożenia wniosku do wypłaty świadczeń to ok 3 msc;
d) moje zaświadczenie jest ważne tylko 30 dni.

Pan wielce obrażony wyszedł, że mu nie pomogłem, bo on przecież teraz był w MOPR i powiedzieli mu, że jakby teraz dostarczył to będą pieniądze za miesiąc - wielce wątpię.

Mała dygresja jeszcze - owe zaświadczenia (głównie chodzi mi o to 500+ dla seniora) NIE JEST w ramach świadczeń POZ i pacjent powinien za nie zapłacić - w mojej jednak przychodni lekarze uznali, że nie będziemy za to pobierać pieniędzy (inne przychodnie liczą po 50-100 zł od papiera).

Dygresja nr 2 - 500+ dla seniora jest TYLKO dla ludzi ze znacznym stopniem niepełnosprawności + wymagającym opieki osób drugich/trzecich (nie zliczę ile osób miałem, co same przyszły i KAZAŁY sobie wpisać, że wymagają opieki) + razem z emeryturą/rentą nie może przekroczyć o ile pamiętam 1600 zł.

III. Przychodzi Pan. Pan mało schludnie ubrany. U którego widać po zachowaniu i zapachu, że wziął sobie ostro do serca zalecenia od Ministra Zdrowia o odkażaniu alkoholem, ale nie poprzestał na zewnętrznym stosowaniu i uskuteczniał stosowanie wewnętrzne... bez przerwy od kilku dni ("Paaaanie doktorze, z ręką na sercu - tylko jedno piwko dzisiaj wypiłem"). Od 3tyg skarży się na katarek i stan podgorączkowy. I każe mi wypisać mu antybiotyk. Nie to, że antybiotyki + alkohol to bardzo złe połączenie (niektóre działają tak jak "wszywki") to tym bardziej przeziębienie nie jest wskazaniem do leczenia antybiotykiem. Zaleciłem powrót do domu, koniec z piciem i przyjście następnego dnia jak wytrzeźwieje... Gabinet wietrzyłem 30 min po jego wyjściu, ale przynajmniej katar mnie puścił (spokojnie to tylko przewlekły nieżyt nosa, ni to alergiczny, ni to infekcyjny.

IV. (Z zeszłego tygodnia tuż przed zaleconą kwarantanną, ale gdy już mówiono by nie chodzić do POZ bez powodu) Przychodzi Pani i prosi o lek na opryszczkę - na twarzy nie widzę, pytam się gdzie są zmiany (ginekologicznie nie badam ... jeszcze - choć coś Ministerstwo Zdrowia chciało ostatnio dołożyć rodzinnym elementy z zakresu ginekologii, dermatologii i chirurgii). Pani mówi, że nie, nie dla niej ten lek. Dla męża. On teraz jest w delegacji 100 km od domu. A w ogóle to już mu przeszło 2 dni temu. Bo była w weekend w aptece i dostała od zaprzyjaźnionego aptekarza opakowanie. I on ją prosił by doniosła receptę. A i w ogóle to ma być opakowanie z dawką 400 mg.

Nosz motyla noga:
a) Standardowo wdł. Charakterystyki Produktu Leczniczego i zaleceń daje się na zwykłą opryszczkę ten lek w dawce 200 mg 5xdz przez 5 dni. Nie 400 mg;
b) takie leczenie jest też dostępne w aptece bez recepty ("No ale jest drożej!");
c) Kara za nienależną refundację dla lekarza to 200 zł + to co NFZ dopłacił do leku + odsetki - a przypominają sobie dziady tuż przed przedawnieniem, więc odsetki są bardzo duże - BTW czemu karany jest lekarz, a nie osoba która się wzbogaciła (najczęściej okłamując lekarza, że ma w karcie/domu zaświadczenie uprawniające do refundacji)? Bo lekarza łatwiej zastraszyć i odebrać mu "przywilej" wypisywania leków z refundacją;
d) Za każdą receptę odpowiadam prawnie - bo to jest dokument urzędowy - jakby coś się jej mężowi stało (np uszkodził by mu ten lek wątrobę), to (z powodu jego osobistej vendetty) minister Ziobro i smutni panowie w stroju AT zapukaliby do moich drzwi nad ranem;
e) Aptekarz złamał prawo i nie będę go teraz ratował ryzykując moimi uprawnieniami i ryzykiem wywalenia do kosza 10-ciu lat nauki z mojego życiorysu.

Tak, jestem w wielu przypadkach służbistą. Pani wyszła bez recepty, obrażona.

Bonus:
14 luty - święto chorób umysłowych i epilepsji. Po dość spokojnym poranku (jak nigdy) dzwoni telefon. Rejestratorka przyjmuje zapotrzebowanie na wizytę domową - według numeracji to mieszkanie jakieś 200m od przychodni. Oddzwaniam na numer z historii choroby i odbiera tata pacjenta (dwudziestokilkulatka). Mówi, że synek od 4 dni nic nie je, jest osłabiony, pije tylko wodę. Skarży się też na ból gardła. Drążę temat i dowiaduję się, że wszystko zaczęło się od zerwania z dziewczyną, a i te leki przeciwbólowe (Paracetamol) to bierze w bardzo dużej ilości (8 tabletek dziennie - max dla wątroby w warunkach domowych, ale w połączeniu z alkoholem to już działa na nią mocno toksycznie).

Tłumaczę ojcu, że w takiej sytuacji wizyta domowa nie ma sensu (a ja nie mogę ot tak opuścić przychodni), że wezmę zaocznie wypiszę skierowanie do szpitala na oddział psychiatryczny, bo tu ewidentnie ma ciężką reakcję na stres (albo chce zrobić "samobójstwo" na pokaz, co by takim szantażem zmusić dziewczynę do powrotu) i trzeba zrobić podstawowe badania na szybko i pod STAŁĄ opieką zacząć leczenie.

Słyszę odpowiedź, że nie - "bo to będzie WSTYD!! Co ludzie powiedzą" (nosz kur...). Mam przyjść (nawet po pracy, zapłacę!) by synkowi dać kroplówkę na wzmocnienie (kroplówka u takiej osoby to wielce prawdopodobne zaburzenia rytmu serca, plus nie ma czegoś takiego jak kroplówka na wzmocnienie! To tylko woda z elektrolitami lub odrobiną glukozy).

Powtarzam 3x, że u syna nie ma problemu internistycznego, który magicznie zniknie jak tam pójdę, tylko problem natury psychicznej i potrzebuje on fachowej pomocy.

I dostaję dictum - mam TERAZ przyjść podać kroplówkę i osłuchać jego syna, albo on przyniesie syna do przychodni i położy mi go przed drzwiami gabinetu i zmusi siłą do zbadania syna.

o_O

Jedyne co powiedziałem to: Zapraszam, jestem do 18:00 (rozmowa trwała >30 min sumarycznie i początkowy luz zmienił się w chaos w poczekalni, więc nawet jeśli to już nie mogłem wyjść z przychodni). I tu nastąpiło rozłączenie telefonu.

Na szczęście nie spełnił gróźb, ale żeby nie było - to miałem nadzieję, że faktycznie przyjdą i wtedy może udało by mi się jakoś przekonać chłopaka, by jednak poszedł do szpitala.

Może kiedyś coś jeszcze napiszę jak coś ciekawego się zdarzy.

ochrona_zdrowia POZ

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (209)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…