Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86347

przez ~kotekBonifacy ·
| Do ulubionych
Moje perypetie z dysleksją. Ostrzegam - będzie długo.

Wszystko zaczęło się, kiedy poszłam do szkoły. Okazało się wtedy, że kompletnie nie jestem w stanie przyswoić sobie zasad poprawnej pisowni. Można było mi setki razy powtarzać "kotkuBonifacy, królewna pisze się przez ó, a herbata przez h" - w moich dyktandach i tak gościła "krulewna pijąca cherbatę".

Mądra wychowawczyni doradziła mojej mamie wizytę w specjalistycznej poradni, mama radę wzięła do serca. Wówczas wyszło szydło z worka - okazało się, iż kotekBonifacy cierpi na dysleksję. Co ciekawe, pozostali uczniowie wykryli swoje "dys-" dopiero przed testem trzecioklasisty - pierwszą "poważną" rzeczą, jaką mieliśmy napisać - gdzie orzeczenia pozwalały skorzystać z wydłużonego czasu. Ale nie mnie oceniać, może rodzice naprawdę dopiero wtedy zorientowali się, że coś jest nie tak.

Jednak orzeczenie =/= dłuższy czas pisania/możliwość popełnienia określonej liczby błędów/mniejsza liczba zadań. Orzeczenie = dłuższy czas pisania/możliwość popełnienia określonej liczby błędów/mniejsza liczba zadań + konieczność uczęszczania na zajęcia wyrównawcze mające na celu "zaleczenie" dysleksji. Zajęcia te odbywały się zawsze bezpośrednio przed/po lekcjach.

Połowa uczniów z orzeczeniami (w tym ja) rozumiała, że na zajęcia chodzi się w celu poprawy pisowni. Druga połowa twierdziła, że na zajęcia nie trzeba chodzić, jeśli świeci słońce/jest pochmurno/na obiad było spaghetti/nauczycielka dojeżdżająca z drugiego końca miasta spóźni się 5 minut/wstaw cokolwiek. Poloniści straszyli tych uczniów, że niechodzenie na zajęcia poskutkuje utratą ułatwień wynikających z posiadania stosownego orzeczenia, ale na straszeniu zawsze się kończyło.

Inna sprawa, że na zajęciach, owszem, pisaliśmy dyktanda i uczyliśmy się zasad poprawnej pisowni, ale równie często graliśmy w gry planszowe lub karciane albo rozwiązywaliśmy łamigłówki. Te zajęcia przypominały raczej świetlicę niż lekcje polskiego.

Czy te zajęcia mi pomogły? Nie wiem. Za to wiem, co na pewno mi pomogło. Czytanie. Czytać uwielbiałam już od małego berbecia i poświęcałam na to większość wolnego czasu. Jako wzrokowiec w naturalny sposób przyswoiłam dzięki temu praktyczne zastosowanie zasad ortografii i interpunkcji.

W ostatnich klasach podstawówki, przed kończącym ją egzaminem, zaczęło się podpytywanie: "kotkuBonifacy, a jak ty to robisz, że ty tę matmę (byłam dobra z matematyki) i ortografię ogarniasz?". Moja (szczera) odpowiedź brzmiała: "Robię zadania z matematyki i dużo czytam". W tym momencie następował najczęściej foch z przytupem, bo oni oczekiwali szybkiego, prostego i przyjemnego sposobu, a ja im z takimi czasochłonnymi oczywistościami wyskakuję. Czasem była też obraza majestatu, bo przecież na pewno znam jakiś tajny sposób na oszukanie systemu, tylko wredna jestem i nie chcę go zdradzić.

Podniosły się w klasie głosy protestu. "No bo jak to możliwe, że kotekBonifacy ma dysleksję i Iksiński też ma dysleksję, a mimo to kotekBonifacy pisze poprawnie, a Iksiński sadzi byki jak stąd do Ameryki? kotekBonifacy ma jakieś lewe to orzeczenie! kotekBonifacy oszukuje!". Niezbyt lubiana przez klasę polonistka zawsze zajmowała wtedy stanowisko "Widzicie, kotekBonifacy ma dysleksję, a jak ładnie pisze! Wy nie macie dysleksji, a więcej błędów robicie, bo lenie jesteście! Jakbyście się postarali, to też byście mogli dobrze pisać!". Domyślacie się, że wszystko to wywoływało powszechną "sympatię" wobec mojej osoby.

Ale po co ja to wszystko piszę? Z dwóch powodów.

I - Drodzy Piekielni! Nie każdy, kto ma orzeczenie o dysleksji to leń i kombinator. To trochę tak, jak z opisywanymi tu nawiedzonymi księżmi/wojującymi wegetarianami/nieuczciwymi ciężarnymi, biorącymi lewe L4 - istnieje niewielka grupa ludzi, którzy faktycznie wpisują się w ten stereotyp, ale równocześnie jest znacznie więcej osób, które są do niego na siłę dopasowywane, co najczęściej jest dla nich krzywdzące.

II - Drodzy Dyslektycy! Niestety jednym sposobem na zaleczenie dysleksji jest ćwiczenie. Nie ma szybszego/prostszego sposobu. Czytanie może pomóc. Strzelanie fochów - nie.

Wiem, że w tej historii roi się od truizmów, ale czułam jakąś dziwną potrzebę, aby to napisać.

szkoła dysleksja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (131)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…