Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z uwagi na kwarantannę i ogrom czasu, który się marnuje, pomyślałam, że podzielę się piekielną historią. Przynajmniej z mojej strony. Przepraszam za ewentualny chaos, ale wspomnienie tego człowieka wywołuje we mnie jeszcze skrajne emocje.

Po moim poprzednim związku z A, który miał problemy z dochowaniem wierności, a o innych przebojach nawet nie będę wspominać, poznałam M. Jako, że termin zdrowej relacji był mi wtedy obcy, miałam wrażenie, że wiele z tych zachowań jest normalnych i obecne są w każdym związku.

Od początku. Z M poznaliśmy się, kiedy oboje jeszcze studiowaliśmy. Pierwsze miesiące związku wiadomo - sielanka, dodatkowo M dużo opowiadał o swojej rodzinie, o chorej psychicznie babci, o ojcu tyranie domowym i matce, która nie reaguje. Rodzina M była specyficzna, babcia z chorobą psychiczną często podnosiła głos, potrafiła bez powodu wydzierać się na kogoś z domowników i obrażać. Mi obrywało się, że przyjeżdżam do chłopaka, więc jestem dzi**ą. Ojciec M był nieprzyjemnym człowiekiem, aczkolwiek wystarczyło trochę chęci, a dało się z nim czasem dogadać, niestety coraz częściej zachowywał się jak babcia M. Mama i siostra M były sympatycznymi osobami.

Po kilku miesiącach na spotkaniach zaczął przesadzać z alkoholem, machałam wtedy na to ręką, bo oboje studiowaliśmy i był to czas wielu imprez. W międzyczasie M uwalił studia dwa razy, jako przyczynę podając "w tym domu nie da się uczyć". Przez dłuższy czas faktycznie myślałam, że M i jego życiowe porażki wiążą się z sytuacją domową, jak się jednak później okazało, jego rodzice nawet odwozili go na uczelnię, kiedy zaspał i nie poszedł na autobus. M odłożył ukończenie studiów z informatyki na dalszy plan i zaczął pracować w Macu (studiów oczywiście nie ma jak skończyć, bo rodzina. Ogólnie cokolwiek się nie działo, to zawsze była wina rodziny M.

Kiedy widywaliśmy się rzadziej, chociażby z powodu moich egzaminów, M potrafił nie odzywać się trzy dni, jak się dowiedziałam po latach, wtedy pił, jarał zioło i grał w gry. Tak się stało, że zupełnie przez przypadek dowiedziałam się o jego jaraniu i zerwaliśmy, natomiast ja głupia, młoda, dałam mu jeszcze jedną szansę, kiedy obiecał, że już nie będzie palił. Przyjęłam nawet jego oświadczyny. Wytrzymał jak się okazało cały miesiąc.

Od tej pory M był już na równi pochyłej. Jego znajomi plotkowali o upijaniu się, upalaniu, a nałogowy kłamca wszystkiego się wypierał, jeśli się przyznawał, to oczywiście - wina rodziny. M bardzo lubił użalać się nad sobą, jaka to na nim jest presja, bo rodzice chcą, żeby szedł na studia, albo do innej pracy i się wyprowadził, żeby sprzątał w domu itp. Jak się okazało później M miał nawet problem raz w tygodniu odkurzyć pokój. Kiedy się żalił, że w domu nigdy nie ma obiadu, okazało się, że wolał chodzić z kolegami na piwo i kebaba.

Jak już wspomniałam, byłam młoda i głupia, więc uznałam, że trzeba pomóc M. Chciałam abyśmy zamieszkali razem, wtedy jego rodzina nie będzie dla niego przeszkodą/wymówką i łudziłam się, że się ogarnie życiowo. Tak też się stało, M przeprowadził się do mnie.
Co ważne dla historii posiadam dom dwurodzinny, na parterze mieszkają dziadkowie, na piętrze moja mama, brat i kiedyś ja. M miał dokładać się do utrzymania domu, na co z resztą chętnie przystał, a za kilka miesięcy mieliśmy wynająć mieszkanie. M planował w tym czasie naukę programowania i jednoczesną pracę.

M wprowadził się w kwietniu, pracę w Macu rzucił w maju. Od tej pory chęć dokładania się do utrzymania domu mu opadła, jak zresztą chęci do pracy. Jako, że podczas studiów miałam już swoje źródło niewielkich dochodów, to pożyczałam mu na leczenie zębów, czy inne wydatki. Kiedy mieszkaliśmy razem wyszło szydło z wora. M nie chciał sprzątać, na każdą prośbę reagował oburzeniem, zaczynał wymyślać, że boli go brzuch lub jest zmęczony. O pomocy przy typowo męskich pracach domowych mogłam zapomnieć, ZAWSZE bolał go wtedy brzuch ;) W zasadzie wymarzonym stylem życia M było siedzenie, granie i picie wszelkiego rodzaju alkoholu. No właśnie...

Wtedy już każde spotkanie ze znajomymi kończyło się tym, że M pił do oporu. Pijany zachowywał się agresywnie, wyzywał mnie, potrafił rzucić czymś we mnie (na szczęście z miernym skutkiem), wyzywać od s*k, czy szmat. Kiedy próbowałam z nim o tym rozmawiać, on mówił, że to wina - już tym razem nie rodziny - tylko moja. Tak, użalał się, że ja nie chcę go utrzymywać, każę mu iść do pracy, pomagać w domu, że jest zestresowany i na nim jest za duża presja. Na weselu swojej siostry upił się tak, że wyszedł i wrócił po chwili bez spodni i butów. Oczywiście to moja wina, bo "na pewno powiedziałam mu coś, co go zdenerwowało i musiał wyjść". Kiedy na drugi dzień po weselu byłam wściekła i nie rozmawiałam z M, większość jego rodziny uznała, że powinnam dać spokój, przecież było zabawnie i nic się nie stało. Jedynie rodzice M byli zażenowani tą sytuacją.

Kolejnym kwiatkiem były wojny o auto. W tamtym czasie byłam właścicielką Clio, zatem, kiedy M uznał, że chce być kurierem, logiczne było dla niego, że ja mu to auto dam. Jakim zdziwieniem okazała się moja odmowa. Usłyszałam, że jestem egoistką, że go nie wspieram, że on mi to już na zawsze zapamięta, a tłumaczenie, że często jeżdżę na praktyki do szpitala oddalonego o 50 km od miejsca zamieszkania, czasem ok. godziny 20, nie docierały. Na jakiekolwiek próby wykorzystywania mnie finansowo słyszał już odmowę, kończyło się to wyzywaniem, że go nie wspieram, że jestem s*ką, szmatą itp.

Ostatecznie przez pół roku mieszkania ze mną, M przepracował trzy miesiące w call center. Wiedziałam już wtedy, że to wszystko nie ma sensu, ale jeszcze, jak to zakochana osoba musiałam do tej decyzji dojrzeć. Miarka przebrała się, kiedy M oznajmił, że teraz robi miesiąc wolnego i będzie się uczył programowania (były dni, kiedy nie jechał do pracy, tylko zostawał się uczyć i za każdym razem grał cały dzień). Decyzja ta zbiegła się z tygodniem, kiedy codziennie był pijany i zaczynał się już zachowywać nieprzyjemnie wobec mojej rodziny. Przestał się także myć, typowo, potrafił przez trzy dni nie tknąć prysznica. To już było dla mnie przegięcie i wyrzuciłam go z domu.
Zachowanie M po zerwaniu to materiał na osobną historię.

Opisałam to wszystko, bo przypomniała mi się pewna sytuacja. Miesiąc po zerwaniu z M poznałam cudownego człowieka, a od tego miesiąca już męża. Wówczas niektóre z moich znajomych uznały, że jestem płytka, po 3,5-letnim związku z M nie powinnam jeszcze się z nikim spotykać, bo to nie wypada. No tak, zdecydowanie powinnam mieć żałobę po zerwaniu relacji z takim świetnym chłopaczkiem :)

Alkohol

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (170)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…