Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86544

przez ~Sofija ·
| Do ulubionych
Wiele czytalam historii na piekielnych na temat służby zdrowia, a szczególnie Pań w rejestracji. Miałam okazję przez rok pracować jako rejestratorka medyczna w dość dużej przychodni gdzie przyjmowali specjaliści wielu dziedzin. Zajmowałam się rejestrowaniem pacjentów osobiście, telefonicznie, wydawaniu wyników badań jak i odwoływaniu wizyt. I chciałabym tu przedstawić kilka historii.

1. Odwoływanie wizyt.
Zdarzało się tak, że lekarz przychodził do naszej kierownik, zgłaszał swój urlop. Wiadomo, każdemu się należy. Jednak piekielne było to kiedy zgłaszał to w ostatniej chwili, bo tydzień lub dwa przed wizytą. Oczywiście dawał inny termin, kiedy mógł przyjąć pacjentów ale czasem był on odległy o miesiąc lub dwa. A więc spadało na nas, dzwonienie do pacjentów i informowaniu ich o zmianie wizyty. Jakie były reakcje pacjentów? Jedni to przyjmowali ze spokojem, dziękowali za poinformowanie. Drudzy zarzucali, że z pewnie 'wyrzucam' ich z wizyty na którą czekali 3,4 miesiące, bo na to miejsce przyjdzie moja mama, tata, wujek, ciotka. Byli też i tacy pacjenci od których słyszałam 'miłe' słowa uważane jako wulgaryzmy. Ja naprawdę byłam w stanie zrozumieć ich frustrację, zwłaszcza, że czekali kilka miesięcy na wizytę. I była to to moja najbardziej nie lubiana część mojej pracy, ale nic na to nie mogłam poradzić.

Inny problem związany z odwoływaniem/przełożeniem wizyty było to, że pacjenci podawali nie poprawne numery telefonów. Albo podali o jedną zła cyfrę i dodzwoniłam się do kompletnie obcej osoby, albo nie ma takiego numeru, albo abonent jest tymczasowo niedostępny. Zawsze starałam się nawet do dnia przed wizytą pacjenta o poinformowaniu go o zmianie wizyty. Szczególnie, jeśli pacjent mieszkał w odległej o kilkanaście kilometrów miejscowości od przychodni. Jeśli ktoś nie odebrał, nie było z nim kontaktu, wpisywaliśmy w system, że pacjent nie został poinformowany z przyczyny takiej i takiej. No cóż, pacjenci przychodzili na umówioną wizytę i mieli do nas wielkie pretensje. Jeden Pan zapierał się, że ten numer, który podał był aktualny. Po czym przy nim koleżanka wybrała numer jego telefonu, gdzie automatyczna sekretarka stwierdziła, że nie ma takiego numeru...

2. Wydawanie wyników.
Aby odebrać wyniki krwi, trzeba było podać pełny pesel. Z racji tego, że było dużo ludzi o nazwisku np. Jan Kowalski ur. 1 stycznia 1970 i mogło dojść do błędu, że pacjent nie dostał swoich wyników. Przyszła do nas Pani, po odbiór wyników. Poprosiłam ją o podanie numeru PESEL, ale jeśli nie pamięta, to poproszę dowód. Pacjentka stwierdziła, że nie da mi nic, bo ja spiszę jej dane i wezmę sobie na jej nazwisko pralkę na raty, a ona będzie musiała spłacać. Mimo, że wytłumaczyłam jej, jakie są procedury ona dalej podawała tylko swoje imię i nazwisko, i datę urodzenia. Straszyła mnie również swoim synem policjantem, jeśli nie wydam jej wyników i on mnie 'załatwi'. Oburzona wyszła z przychodni, ale po jakiejś godzinie wróciła. Już z lepszym nastawieniem, i bez żadnych kłótni podając mi swój dowód osobisty. Po wydaniu wyników, zapytałam ją co się stało, że zmieniła zdanie. No cóż, Syn Policjant też kiedyś robił badania krwi i uświadomił rodzicielkę, że jednak numer PESEL jest niezbędny do wydania wyników.

3. Rejestracja pacjentów.
Za każdym razem, kiedy pacjent zjawiał się na wizytę u danego lekarza, informowaliśmy go, że jeśli lekarz zaleci mu wizytę kontrolna, to zaraz po wizycie ma zejść do rejestracji aby umówić termin. Niestety pacjenci, mimo poinformowaniu przez nas, lekarza, pielęgniarkę pracująca z lekarzem, mimo, że na drzwiach była kartka prosto po wizycie poszli do domu. Lekarz prosił, żeby zjawił się u niego za no. Dwa tygodnie, więc Pacjent przychodził. Dopiero, kiedy w gabinecie nie było jego karty przychodził oburzony do rejestracji, żeby 'raz, dwa' dać mu kartę pacjenta, bo lekarz czeka na niego w gabinecie. Sprawdziliśmy w systemie, Pan dzisiaj wizyty nie ma. Ale lekarz kazał mu przyjść, ale czy umówił sobie Pan/i ta wizytę u nas? Nie, nikt mi nic takiego nie mówił. Niestety karta nie została wydana, a Pan/i musiał czekać na następną wizytę.

Ktoś może powie, że to było nasze 'widzi-mi-sie'. Nie, bo z każdych wizyt byliśmy rozliczani przez NFZ, po drugie jeden lekarz mógł przyjąć jednego dnia np. 20 pacjentów. Nawet jeśli, poszliśmy komuś na rękę, I dopisaliśmy więcej pacjentów bez zgody lekarza, po wizycie schodził do nas i pytał dlaczego nie trzymamy się procedur i że przez dwóch lub trzech dodatkowych pacjentów on spóźnił lub spóźni się do szpitala na swój dyżur.

Lubiłam tę pracę, kontakt z ludźmi, ale po roku czasu, postanowiłam zmienić pracę, ponieważ ta kosztowała mnie również dużo nerwów i stresu.

Przychodnia/rejestratorka medyczna

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (132)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…