Mieliśmy z mężem dwa koty. Adopcyjne znajdy z fundacji, przygarnięte jeszcze na początku studiów.
Razem z ówczesnym chłopakiem a dzisiejszym mężem nazwaliśmy je Misia i Zosia. Jedna trafiła do nas gdy miała około roku, druga mniej więcej 2 lata. I tak kotki sobie dalej rosły, chłopak wprowadził się do mnie, został mężem. A nasze dwa kotki zastępowały nam dzieci. Pech chciał, że po 15 latach zdrowie kotkom zaczęło się psuć, jedna zmarła na chorobę nerek, druga w niecały rok później. Bardzo głęboko to przeżyliśmy.
W tak zwanym międzyczasie długo staraliśmy się o dzieci i tak się złożyło, że niecały rok po śmierci naszych kotów, zaszłam w ciążę. Bliźniaczą. Jak tylko dowiedzieliśmy się, że to będą córki, to zgodnie postanowiliśmy nazwać je tak, jak nasze stare przyjaciółki – czyli Michalina i Zofia…
Tyle że, rodzina nie akceptuje tej decyzji – mój brat stwierdził, że jesteśmy nawiedzeni i może jeszcze dzieciom whiskas będziemy dawać. Teściowa stwierdziła, że ksiądz nie powinien nam dać chrztu i że to wstyd (nawet nie mamy zamiaru chrzcić dzieciaków). Dalsza rodzina coś tam przebąkuje, choć bardziej z opowieści teściowej, bo w twarz mi nikt nic nie powiedział...
A dla nas to jest bardzo sentymentalne. Przez te 15 lat bardzo się z tymi zwierzętami zżyliśmy i traktowaliśmy jak członków rodziny, takie nasze dzieciaki. Ciągle nam ich brakuje w domu. Poza tym, przecież te imiona są normalne, ludzkie.
Czy serio to moja rodzina jest walnięta w tej kwestii, czy ja z mężem? No, ale z drugiej strony co – to już w rodzinie nikt nie może dać nikomu tych dwóch imion, bo miały je nasze koty?
Razem z ówczesnym chłopakiem a dzisiejszym mężem nazwaliśmy je Misia i Zosia. Jedna trafiła do nas gdy miała około roku, druga mniej więcej 2 lata. I tak kotki sobie dalej rosły, chłopak wprowadził się do mnie, został mężem. A nasze dwa kotki zastępowały nam dzieci. Pech chciał, że po 15 latach zdrowie kotkom zaczęło się psuć, jedna zmarła na chorobę nerek, druga w niecały rok później. Bardzo głęboko to przeżyliśmy.
W tak zwanym międzyczasie długo staraliśmy się o dzieci i tak się złożyło, że niecały rok po śmierci naszych kotów, zaszłam w ciążę. Bliźniaczą. Jak tylko dowiedzieliśmy się, że to będą córki, to zgodnie postanowiliśmy nazwać je tak, jak nasze stare przyjaciółki – czyli Michalina i Zofia…
Tyle że, rodzina nie akceptuje tej decyzji – mój brat stwierdził, że jesteśmy nawiedzeni i może jeszcze dzieciom whiskas będziemy dawać. Teściowa stwierdziła, że ksiądz nie powinien nam dać chrztu i że to wstyd (nawet nie mamy zamiaru chrzcić dzieciaków). Dalsza rodzina coś tam przebąkuje, choć bardziej z opowieści teściowej, bo w twarz mi nikt nic nie powiedział...
A dla nas to jest bardzo sentymentalne. Przez te 15 lat bardzo się z tymi zwierzętami zżyliśmy i traktowaliśmy jak członków rodziny, takie nasze dzieciaki. Ciągle nam ich brakuje w domu. Poza tym, przecież te imiona są normalne, ludzkie.
Czy serio to moja rodzina jest walnięta w tej kwestii, czy ja z mężem? No, ale z drugiej strony co – to już w rodzinie nikt nie może dać nikomu tych dwóch imion, bo miały je nasze koty?
rodzina zwierzęta drama
Ocena:
181
(203)
Komentarze