Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86593

przez ~biurowagatka ·
| Do ulubionych
Do opisania tu tej historii skłoniła mnie rozmowa z moją mamą, która uznała, że przesadziłam z reakcją na piekielność ze strony kolegi z pracy.

Kilka lat temu zaczęłam pracę w korpo. Bardzo polubiłam cały zespół, poza jednym kolegą, A. Jeśli miałabym go opisać - z wyglądu typ harcerzyka, długie, przetłuszczone włosy, okulary na drucikach, lekka nadwaga, trochę pryszczy. Z charakteru, no cóż, skoro już zdradziłam, że go nie polubiłam to znaczy, że z charakteru mi nie podpasował. Do wszystkich, a przede wszystkim do nowych pracowników, zwracał się nieuprzejmie, tonem rozkazującym lub sugerującym, że ma o coś pretensje.

Przez kilka pierwszych tygodni ciągle mnie pouczał, wtedy traktowałam to jak koleżeńską troskę o zespół, ale po jakimś czasie, gdy już byłam pewna, że pracę wykonuje dobrze i dostawałam wyłącznie pozytywny feedback, zaczęło mnie to mocno irytować, szczególnie, że w sumie ja i A. nie mieliśmy żadnych wspólnych zadań i w sumie podejrzewałam, że on nie bardzo ma pojęcie o mojej pracy.

Ignorowałam jego uwagi, koleżanka poradziła mi, abym krótko i zwięźle dała mu do zrozumienia, że nie życzę sobie tych uwag, bo podobnie traktował wszystkich, często próbował wymądrzać się w kwestiach, o których nie miał pojęcia. Za radą koleżanki grzecznie poprosiłam kolegę o niewtrącanie się z moje zadania. A. był oczywiście oburzony, nazwał mnie zarozumiałą i bezczelną małolatą (jestem o 5 lat młodsza od niego), ale dał mi spokój. Po jakimś czasie nasze stosunki stały się w miarę normalne, choć nadal go nie lubiłam.

A. nie miał szacunku dla innych ludzi. Pamiętam jak raz późnym popołudniem opuszczaliśmy razem biuro i mijaliśmy pana sprzątającego. Powiedziałam mu "do widzenia", na co on odpowiedział z uśmiechem. A. zapytał mnie po wyjściu biura, dlaczego odzywam się sprzątacza. Odpowiedziałam, że uważam, że to kwestia kultury, a on stwierdził, że jestem niepoważna, bo przecież my, jako pracownicy biurowi, nie powinniśmy odzywać się do "fizycznych".

Innym razem do biura przyszedł mąż mojej koleżanki, który pracował na budowie. Zapomniał kluczy z domu, więc wszedł do lobby w stroju roboczym, aby koleżanka podała mu klucze. Niestety, widział to A. i jeszcze długi czas śmiał się z koleżanki, że ma męża robola. Kilkakrotnie kazała mu się odczepić, ale jej nerwy jeszcze bardziej go nakręcały. Dopiero gdy za którymś razem inny kolega kazał mu w końcu skończył z tymi żenującymi przytykami, zamknął się i już nie wracał do tematu.

A. wstrętnie wypowiadał się o swoich rodzicach. Pochodził (chyba) z biednej rodziny, nie mówił tego wprost, ale za każdym razem nazywał swoich rodziców nieudacznikami, patologią i tak dalej. Na jakiejś imprezie firmowej ktoś go podpytał o to, co rodzice mu takiego zrobili. Pili, bili, może coś gorszego? Skąd. Mówił tylko, że są wieśniakami bez gustu, nigdy do niczego nie doszli i śmierdzą (sic!).

Nakreśliłam wam jaki był A., ale to tylko wstęp. Otóż po jakimś czasie A. zaczął mnie podrywać. Robił to w tak beznadziejny sposób, że przez długi czas sądziłam, że totalnie mnie nie trawi. Potrafił np. przy całym zespołem zaproponować mi pączka, a gdy odmówiłam krzyczał na całe biuro:

- No bierz, widać, że lubisz!

Albo również przy całym zespole krzyczeć:

- Ty w takiej spódniczce! Kobieto, postaw lepiej na spodnie!

Któregoś dnia podczas przerwy wyżalałam się koledze na te wszystkie zachowania A., a on uświadomił mi, że A. od dawna rozgłasza po biurze, że mu się podobam i poderwie mnie "sposobem". I te chamskie uwagi to był jego "sposób". Kolega poradził też zwrócenie się do HR, ale postanowiłam spróbować sprawę załatwić na razie bez osób trzecich.

W międzyczasie A. zaczął dawać mi coraz śmielsze sygnały, że chętnie dałby się zaprosić na randkę. Tak. Dokładnie tak. Nie, że on chciałby mnie zaprosić, tylko na przykład:

- Jak ci się dzisiaj nudzi, to mogę do ciebie wpaść.
- Jak nie masz z kim iść na wesele kuzynki, to ja z tobą pójdę.
- Pomogłem ci ostatnio przy kserze, zrewanżowałabyś się kolacją!

Postanowiłam wprost powiedzieć mu, że mnie nie interesuje i nie zaproszę go nigdzie. A. się zapowietrzył, stwierdził, że coś sobie uroiłam i nigdy się mną nie interesował, tylko był miły, bo widział, że nikt mnie nie lubi i jestem samotna. Od tego czasu sprawiał mi mniejsze i większe przykrości przy każdej okazji, potrafił "bułkę przez bibułkę" obrazić mnie na firmowym czacie, a do tego zaczął rozpowiadać, że podrywałam go i próbowałam zaciągnąć do łóżka.

Uznałam, że to ponad moje siły i zwróciłam się do HR. Pokazałam zapisy z czatu, także koledzy potwierdzili, że A. najpierw chwalił się, że mnie poderwie, aby kilka tygodni później twierdzić, że to ja próbowałam go zaciągnąć do łóżka.

Sprawa nabrała rozgłosu w firmie, HR stanął po mojej stronie i zostałam zapytana, czy usatysfakcjonuje mnie nagana dla A. i przeniesienie do innego zespołu. Chciałam się na to zgodzić, ale potem wyobraziłam sobie spotykanie się z A. na przerwach, byłam pewna, że nie zrezygnuje z głupich docinków i plotkowania. Przypomniałam sobie, jak traktował innych ludzi i powiedziałam "nie". W związku z tym A. został zwolniony. Atmosfera w biurze zdecydowanie się poprawiła i wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy A. po raz ostatni opuścił biuro.

Gdy opowiedziałam to mojej mamie, dowiedziałam się, że mocno przesadziłam, bo złamałam chłopakowi karierę, a on tylko chciał być miły, stwierdziła, że faceci mają taki styl okazywania uczuć i powinnam się w ogóle cieszyć, że ktoś zwrócił na mnie uwagę, bo nie jestem ani piękna, ani szczupła (jej słowa).

Od tego czasu jest mi źle. Niby wiem, że zrobiłam dobrze, ale zasiała ziarno wyrzutów sumienia w moim sercu. Pierwszy raz kwestionuję słuszność mojej decyzji i jest mi z tym... po prostu źle.

korpo

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (260)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…