Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86601

przez ~nietwojasprawa ·
| Do ulubionych
Muszę się wygadać, bo szlag mnie trafia.

Jestem osobą, która ma tak głupie szczęście, że mimo, że niezbyt dbam o zdrowie, to mam je końskie. Lekarzy nie tyle nie lubię, co chodzę, tylko jeśli uważam to za absolutnie niezbędne i staram się we wszelkiego rodzaju gabinetach lekarskich spędzać jak najmniej czasu.
Gdy pojawiły się dzieci z racji ciąż i wizyt pediatrycznych zaczęłam nieco częściej pojawiać się w przychodni. No i zauważam jedną rzecz, która niesamowicie mnie wk... denerwuje. Wszyscy mówią, że babcie osiedlowe obsiadają przychodnie dla rozrywki. Natomiast kompletnie nie rozumiem, dlaczego ludzie w kwiecie wieku mają potrzebę mieleć jęzorem u lekarza. Wyjaśniam. Na początek ginekolog.

Obydwie ciąże przeszłam śpiewająco i naprawdę współczuję paniom, które znosiły je gorzej. U mojego gina standardem było wchodzenie do gabinetu 2 godziny po terminie wizyty. Fakt, miał dużo pacjentek, ale za każdym razem byłam świadkiem takiej samej sytuacji. Otóż gabinet gina podzielony jest na dwie części - biuro i dalej gabinet do badań. W gabinecie świetnie słychać co dzieje się w biurze. Często zdarzało się, że lekarz kazał mi już iść do gabinetu i "się rozkładać", a z poprzednią pacjentką rozmawiał jeszcze w biurze. I tak se słucham... jedna opowiada, że mąż jej nie chciał przywieźć i przyjechała autobusem. Inna, że starsze dziecko kiepsko je i się martwi. Trzecia opowiada jak to siostra miała bliźniaki i wyszło dopiero przy porodzie... I żeby było jasne, ja nie mówię, o tym, że kobitki poruszyły te kwestie podczas pożegnalnego small talku z lekarzem, nie. One nadawały bite 10-15 min o jakichś pierdołach. Raz jedna, gdy zniecierpliwiony lekarz już ją wyprosił z gabinetu, jeszcze pod gabinetem dokańczała historię, jak to koleżanka siostry matki jej kolegi urodziła ośmioraczki, ale niestety siedmioro z nich zmarło, więc zostały tylko trzy. Coś w ten deseń. A ja siedzę i czekam, i zaraz się posikam, i zdechnę z głodu, ale czekam, bo pani nie ma komu się wygadać, to gada lekarzowi.

Po drugie pediatra. Wiadomo, z dzieciakami chodzimy na bilanse, szczepienia, okazjonalnie z jakimiś dolegliwościami. Lekarza mam fantastycznego, panie pielęgniarki to już różnie. Pediatria podzielona jest na kilka pomieszczeń, standardowo najpierw poczekalnia, potem gabinet, gdzie najpierw pielęgniarka wszystko przygotowuje, robi wywiad z rodzicem, uzupełnia dokumentację. Gabinetów jest kilka i lekarz krąży między nimi. Oczywiście tu też świetnie słychać, co się dzieje za ścianą. Przykładowa sytuacja stosunkowo niedawno. Poszłam z dzieciakiem na bilans, mały rozłożony już rozebrany do pieluchy, pielęgniarka uzupełnia dokumentację, mierzy, waży. Słyszę obok w pokoju rozmowę typu:

- ...no i u tej mojej kuzynki w rodzinie okazało się, że dziadek jej męża miał raka. Czy moje dziecko też będzie miało raka?
- (wyjaśnienie lekarza dlaczego jest to tak durne pytanie, że aż ciężko odpowiedzieć).
- Ale na pewno nie będzie miał?
- No wie pani, za choroby nowotworowe są odpowiedzialne nie tylko predyspozycje genetyczne...
- Aha... a jak to jest na przykład jakby chciał zostać weganinem, pozwolić mu?
- Proszę pani, to omówimy może za 15 lat, jak mu takie pomysły zaczną przychodzić do głowy.

A baba gada dalej i dalej, i dalej. Moje dziecię leży rozebrane, pogodny jest, więc dramatu nie ma, ale ileż można leżeć? Zaczął się krzywić i popłakiwać, pielęgniarka uchyliła drzwi do drugiego gabinetu i woła lekarza, zwracając uwagę, że inny pacjent czeka już niecierpliwie. Na co babol:

- A to ja pójdę już, bo widzę, że tam obok się panu jakaś beksa trafiła!

Oż ty pindo...

Innym razem u tego samego lekarza, gdy pierwsze dziecko miałam jeszcze w wieku pieluchowym, czekałam na szczepienie. Tym razem odwrócona kolejność, lekarz obejrzał i kazał czekać, aż przyjdzie pielęgniarka nakłuć małą. Pielęgniarka w pomieszczeniu obok nadaje z inną mamą pacjenta, o tym, że świat schodzi na psy, bo koleżanka tej pacjentki, została sama z dzieckiem, bo mąż ją zdradził z jakąś dzi... ewczyną z pracy. A my, czekamy i czekamy. W końcu nie wytrzymałam, weszłam do pokoju obok zwrócić pani uwagę, że chyba jest w pracy, a nie na plotach. Zastałam ją pod oknem z założonymi rękami, pani mama pacjenta siedzi sobie na krześle ze śpiącym dzieckiem na rękach i kawusią na stoliku. Pielęgniarka obruszyła się, że co ja sobie wpadam tu jak do obory, tu trwa badanie!!!

A dziś znajoma, którą spotkałam na spacerze opowiada mi, jak to strasznie cierpi, bo teraz do przychodzi wpuszczają pojedynczo i pilnują czasu wizyt, a ona tak sobie lubiła z panią doktor pogadać!

Także moi drodzy pamiętajcie, kolejki do lekarza to nie tylko przez moherki znudzone życiem i pamiętajcie, że ściany w przychodniach potrafią być bardzo cienkie, więc zastanówcie się czy warto bez sensu paplać o swoich prywatnych sprawach, gdy od tabunu obcych ludzi dzielą was tylko drzwi.

lekarz

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (205)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…