Medycyna to trudny kierunek studiów, nikt chyba nie zaprzeczy. Miałam koleżankę, nazwijmy ją Matylda. Uczyła się właśnie na pewnym uniwersytecie medycznym i afiszowała się tym przy każdej okazji, doprowadzając wszystkich do szału. Można powiedzieć, że była taką stereotypową studentką prawa. Przykłady?
1. Materiał.
Podczas spotkania w kawiarni Matylda powiedziała:
— Wiesz, karmelowa, ciągle muszę się uczyć. Bez przerwy. Jutro mam egzamin, muszę wkuć A, B, C i D, jest tego strasznie dużo...
— Współczuję. Pewnie zaraz po spotkaniu idziesz się uczyć?
— No co ty, przecież umówiłam się jeszcze z Markiem, a potem idę do kina na seans nocny. Nie mam ochoty się tego uczyć.
Rozmawiałyśmy dalej przez chwilę, po czym Matylda znowu zaczęła:
— Strasznie ciężko jest na medycynie. Już się nie wyrabiam. Nie mam czasu na życie towarzyskie.
Czyli cały czas nudziła o tym, ile to musi pracować, ale wziąć się do tego już nie...
2. Najgorzej.
Najgorzej miała zawsze Matylda. Gdy ktoś na jej narzekania o ilości nauki przed sesją odpowiadał coś w stylu "Rozumiem cię, też muszę dużo wkuć", od razu zaczynały się opowieści o tym, że my nie wiemy, co to znaczy mieć naprawdę dużo do nauki. Wszystkie kierunki dla niej były banalne w porównaniu do medycyny. Zgadzam się, większość z nich faktycznie jest łatwiejsza, ale dla Matyldy byliśmy idiotami w porównaniu do przyszłych lekarzy.
3. Plebs.
Po drugim roku stwierdziła, że właściwe to ona nie ma co się zadawać z takim plebsem jak my (czyli znajomymi z klasy w podstawówce i gimnazjum, którzy nie poszli na medycynę). Postanowiła się wyprowadzić z mieszkania (mieszkałam razem z Matyldą i trzema koleżankami).
I co się okazało? Nasza przyszła lekarka wyleciała z uczelni na trzecim roku. Postanowiła rozpocząć studia na kierunku X, czyli moim. Nie zdała.
1. Materiał.
Podczas spotkania w kawiarni Matylda powiedziała:
— Wiesz, karmelowa, ciągle muszę się uczyć. Bez przerwy. Jutro mam egzamin, muszę wkuć A, B, C i D, jest tego strasznie dużo...
— Współczuję. Pewnie zaraz po spotkaniu idziesz się uczyć?
— No co ty, przecież umówiłam się jeszcze z Markiem, a potem idę do kina na seans nocny. Nie mam ochoty się tego uczyć.
Rozmawiałyśmy dalej przez chwilę, po czym Matylda znowu zaczęła:
— Strasznie ciężko jest na medycynie. Już się nie wyrabiam. Nie mam czasu na życie towarzyskie.
Czyli cały czas nudziła o tym, ile to musi pracować, ale wziąć się do tego już nie...
2. Najgorzej.
Najgorzej miała zawsze Matylda. Gdy ktoś na jej narzekania o ilości nauki przed sesją odpowiadał coś w stylu "Rozumiem cię, też muszę dużo wkuć", od razu zaczynały się opowieści o tym, że my nie wiemy, co to znaczy mieć naprawdę dużo do nauki. Wszystkie kierunki dla niej były banalne w porównaniu do medycyny. Zgadzam się, większość z nich faktycznie jest łatwiejsza, ale dla Matyldy byliśmy idiotami w porównaniu do przyszłych lekarzy.
3. Plebs.
Po drugim roku stwierdziła, że właściwe to ona nie ma co się zadawać z takim plebsem jak my (czyli znajomymi z klasy w podstawówce i gimnazjum, którzy nie poszli na medycynę). Postanowiła się wyprowadzić z mieszkania (mieszkałam razem z Matyldą i trzema koleżankami).
I co się okazało? Nasza przyszła lekarka wyleciała z uczelni na trzecim roku. Postanowiła rozpocząć studia na kierunku X, czyli moim. Nie zdała.
uniwersytet_medyczny
Ocena:
152
(168)
Komentarze