Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86644

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod historią użytkowniczki @paniczniebojesieciemnosci wspomniałam, że miałam podobne doświadczenia z moją przyjaciółką (teraz już byłą). W sumie dalej się wściekam, ale już bardziej "na zimno", więc spróbuję nakreślić sytuację.

Jak już niektórzy użytkownicy zdążyli zauważyć, mieszkamy z mężem w Anglii i m.in. pracujemy z końmi. Przez ostatnie 5 lat współpracowaliśmy z moją przyjaciółką(P), która prowadzi szkołę jazdy konnej i organizuje pokazy jeździeckie.
Mieliśmy wzloty i upadki, ale ogólnie była to współpraca oparta na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Uzupełnialiśmy się.

Jakiś rok temu ówczesny właściciel posesji, na której znajdowała się stajnia wynajmowana przez P, wypowiedział jej umowę najmu. Przeżyliśmy kilka nerwowych tygodni, ale jakimś dziwnym trafem P znalazła inwestora, dzięki któremu zdołała wynająć nową stajnię i to w dosyć snobistycznym otoczeniu. Ośrodek stał się korpostajnią, z działem kadr, księgowością i innymi bajerami. Jednocześnie zaproponowała mojemu mężowi pracę, a także all inclusive dla naszych koni. Ja w dalszym ciągu pracowałam z nią jako "wolny strzelec". Sielsko, anielsko, luz, blues, w niebie same dziury.

Aż jakieś 2-3 miesiące temu zaczęło się robić...dziwnie. Zatrudnione zostały dwie dodatkowe dziewczyny, które miały podobne zakresy obowiązków co mój mąż. Po jakimś czasie mąż zauważył, że jego lista obowiązków zaczęła się znacząco wydłużać, przy niezmienionych godzinach pracy i pensji oraz P zaczęła mieć uwagi co do jego pracy. Nie jest on ideałem, ale swoje obowiązki wykonywał sumiennie oraz ma trzydziestoletnie doświadczenie w prowadzeniu takich ośrodków. Zatrudnione panienki, jak je widziałam, to głównie siedziały i chichotały z P, spełniając głównie funkcję wielbicielek. Zaczęliśmy więc zwracać baczniejszą uwagę na to co się dzieje w stajni. Mieliśmy takie nieodparte wrażenie, że zaczęliśmy P przeszkadzać.

Po czym spadła bomba. P zaprosiła mnie i męża na rozmowę z nią i inwestorem. Niespecjalnie wiedzieliśmy o co chodzi, ale najpierw inwestor zaczął nas objeżdżać o próbę zdyskredytowania ośrodka (what???), po czym P oskarżyła moją drugą połowę o niedopełnienie obowiązków, m.in. o znaczące błędy w karmieniu. Zarzuty kompletnie niepoparte niczym konkretnym. Niestety tu popełniłam błąd, gdyż w świętym oburzeniu stanowczo zwróciłam jej uwagę, że jako menadżer całego przybytku, to ona ustaliła dawki żywieniowe, które wiszą jak byk, na tablicy w paszarni i sama je kontrolowała np. nie pozwoliła zwiększyć dawek zwierzętom, które tego potrzebowały, gdyż "żarcie i siano kosztuje".
W skrócie - P chciała oczernić nas przed swoim "dojnym krowem" i zwalić na mojego męża, swoją niekompetencję.

Od tamtej chwili stałam się persona non grata i wykluczono mnie z dalszego życia ośrodka. W związku z tym zdecydowaliśmy się zabrać nasze konie, żebym po prostu nie musiała tam bywać. P odebrała to bardzo ambicjonalnie i zdecydowała się w tym momencie "renegocjować" kontrakt mojego męża, czyt. obniżyć mu godziny. Mąż stwierdził, że nie będzie się tak bawił i złożył wypowiedzenie.

Zostało to odebrane źle. Na tyle źle, że tydzień temu spadła kolejna bomba, mianowicie P zdecydowała się wstrzymać mężowi zaległą pensję. Niestety nasze wiadomości do działu kadr były ignorowane, a połączenia odrzucane, więc zdecydowaliśmy się wystosować do nich oficjalne pismo, że jeżeli do następnego tygodnia sytuacja z pensją nie zostanie rozwiązana, to przekazujemy sprawę do HMRC (urząd od podatków i innych takich) oraz do związku zawodowego groomów. Nagle w trybie ekspress, tego samego dnia pieniądze znalazły się na naszym koncie, dostaliśmy też wiadomość od księgowej. Jako powód tego całego bajzlu podano to, że rzekomo nie posprzątaliśmy po sobie odchodząc (bzdura na kiju) i ona nam przecież wysłała wcześniej maila z zasadami zdania boksów (kolejna bzdura).

Na obecną chwilę mąż czeka na papierkologię, ostatnią część wypłaty i wypłatę nadgodzin, a kontakt z kadrami i księgową znowu się urwał. Coś czuję, że będzie wesoło.

P.S. Właśnie dostaliśmy wiadomość, że odejmują mężowi £30 od ostatniej części wypłaty za rzekomy "bajzel, który zostawiliśmy". Nie potrafią jednak wyjaśnić na czym oparli tą "wycenę". Nie mają też na to dowodów.

P.S.2. Z dobrych rzeczy: Jak to się mówi, P właśnie "ch** strzelił", gdyż nasz nowy sąsiad (ten z historii o dziwnym sąsiedzie), otworzył dla naszych koni swoją prywatną stajnię :D

c.d.n.

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (116)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…