Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86653

przez ~podobnomaterialistka ·
| Do ulubionych
Nie wiem od czego zacząć, więc od końca - sami oceńcie, kto tu był piekielny, ja, mój mąż, teściowa, szwagier a może wszyscy.

Przed urodzeniem dwójki dzieci pracowałam jako agentka nieruchomości i nie chwaląc odnosiłam duże sukcesy. Później postanowiliśmy powiększyć rodzinę, więc bez większego żalu postanowiłam karierę zawiesić planując dzieci mieć w krótkich odstępach czasu i licząc na powrót do zawodu po maksymalnie pięciu latach. =

Żłobek sobie darowaliśmy i krótko przed tym, jak młodsze dziecię było gotowe na przedszkole i powoli cieszyłam się na powrót do pracy, moja teściowa, która kilka miesięcy wcześniej owdowiała, miała wypadek. Spadła ze schodów w swoim domu, połamała kilka kości, w co w jej wieku było mocno niebezpieczne i ogólnie została unieruchomiona.
Myślę, że ważne jest, że przed wypadkiem ja i teściowa miałyśmy stosunki poprawne, lecz chłodne. Nigdy nie była wobec mnie wylewna, mówiła jej per "pani", bo nigdy nie zaproponowała innej formy.

Teściówka mieszkała sama, więc pojawił się problem, kto się nią zajmie? Wymagała przynajmniej na początku opieki 24h, więc opiekunka - bardzo drogo, jakieś ośrodki opieki też, już nie mówiąc o tym, że była dość młoda i żwawa, więc głupio kogoś ze względu na wypadek wysłać do domu opieki. Lekarze dawali nadzieję, że po dłuższej rehabilitacji wróci do sprawności zapewniającej jako taką samodzielność. Tu odezwało się moje głupsze "ja", bo zaproponowałam, że ja jej pomogę, przynajmniej do czasu, aż pacholęta nie dostaną się do przedszkola. Mąż i teściowa ochoczo na to przystali. Całość wymagała, abyśmy na jakiś czas przeprowadzili się do domu teściowej, co wiązało się z wieloma trudnościami, ale zacisnęliśmy zęby.

W przeciągu kilku miesięcy moje stosunki z teściową się zacieśniły, ciągle okazywała wdzięczność, zaczęła nazywać córeczką, a mi serducho rosło. Ale niestety rehabilitacja nie przynosiła oczekiwanych skutków - teściowa nadal wymagała opieki, a ja miałam powoli dość mycia jej tyłka, gotowania obiadków, wysłuchiwania majaczeń po środkach przeciwbólowych, tymczasem lekarze radzili zastanowić się nad rozwiązaniem długoterminowym. No więc zastanawialiśmy się - mój mąż i ja, teściowa i szwagier, który od lat mieszkał za granicą i o ile z mamusią miał stosunki dobre, tak z moim mężem nie gadał od lat. =

Uradziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli przeprowadzimy się do niej na dobre, wynajmiemy nasze mieszkanie. Mieliśmy wynająć opiekunkę dzienną, ja miałam wrócić do pracy, a szwagier przesyłać kasę w zamian za to, że ciężar opieki bierzemy na siebie. Teściowa była jednak wyjątkowo niekooperatywna, bo z żadną opiekunką nie mogła się dogadać i ciągle szlochała, że najbardziej odpowiadam jej ja. No, ale ja nie chciałam siedzieć w domu robić za niańkę dla de facto obcej kobiety. Teściowa jednak postanowiła nas przekupić. Obiecała, że przepisze dom, wart wtedy dobre pół bańki, a dziś pewnie dwa razy tyle, na mnie i na męża. Ponoć jej drugi syn to rozumiał, a że nie miał zamiaru wracać do kraju, to i dom go nie interesował. Spisaliśmy więc testament, w którym jako byliśmy jedynymi spadkobiercami.

Dwa lata minęły mi na niańczeniu teściowej, przyzwyczaiłam się do takiego życia, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma, jak to mówią. Zbliżał się czas wysłania młodszego dziecięca do szkoły i głowiliśmy się czy wysłać go do szkoły w okolicy (praktycznie wieś), czy gdzieś dalej, bardziej w mieście. Raz rozmawiałam o tym z teściową i poradziła wysłanie do miasta. Zdziwiłam się, bo oznaczało to codzienne zawożenie i odwożenie - godzina z życia,a teściowa nie lubiła nawet jak wychodziłam na zakupy. Spytałam więc, czemu tak mi radzi.

- A po co dziecku potem robić stres ze zmianą szkoły?
- Ale za 6 lat i tak będzie musiał zmienić
- A w 6 lat to się dużo może zmienić, może będzie musiał zmienić wcześniej?
Totalnie nie rozumiałam, co ma na myśli i do głowy przyszło mi, że może źle się czuje i planuje wkrótce zejść z tego świata, więc chcąc ją pocieszyć rzuciłam:

- Ojej, no co ty, jeszcze długie lata życia przed tobą!
- No tak, tak, ale... no wiesz.

Nie chciała sprecyzować, co ma na myśli, więc zapaliła mi się lampka w głowie. Kilkakrotnie próbowałam pociągnąć ją za język, ale milczała jak grób. Kazałam mężowi wydusić z niej, o co chodzi. Jego też zbyła.
Objawienie przyszło ze strony mojego szwagra, który pokłócił się z mężem przez telefon. Mąż w złości rzucił coś w stylu:

- Ty piiiip, jak ja się cieszę, że cię nie będę musiał spłacać, to zajomany piiip, zawsze menda z ciebie była!
- Ja też się cieszę, gnoju, że nic nie dostaniesz,bo dupa z ciebie jest, a nie brat! - trzaśnięcie słuchawką.

Mąż pogłówkował, że brat sobie tego nie wymyślił, że nic nie dostaniemy, więc teściową przycisnął.

Tak więc moja cudowna teściowa, żmija, która przez lata mi "córusiowała" i ochoczo dawała sobie myć dupę, zmieniła testament na naszymi plecami. W testamencie przepisała wszystko szwagrowi, bo ten obiecał, że już zaraz wraca do kraju i zajmie się mamusią. Jeszcze wyrzuciła nam, że podobno, gdy spisywaliśmy tamten testament była nieświadoma, co robi, bo otumaniliśmy ją lekami. Na lekach była owszem, ale już nie tak silnych, aby nie wiedzieć co robi. Tego samego dnia siedliśmy z mężem i szukaliśmy rozwiązania.

Było nie było, nie zostawimy starej kobiety z dnia na dzień bez pomocy. Jej emerytura może starczyłaby na opiekunkę, ale nie 24h, a i tak zostałaby wtedy bez grosza. Mąż kazał bratu sfinansować resztę utrzymania matki. Skurczybyk zarabiający grube tysiące funtów zgodził się przesyłać... 1000 zł! Oczywiście do Polski nie zamierzał wracać do śmierci matki. Miałam tak dość tego wszystkiego, że nie zważając na protesty męża wyniosłam się do moich rodziców i czekałam, aż minie okres wypowiedzenia najmu naszego mieszkania.

Mąż został z matką i nasze małżeństwo wisiało na włosku. Dopiero kilka miesięcy później mąż jakoś uregulował sytuację, załatwił matce opiekę i chciał do nas wrócić. Nie pogodziliśmy się od razu, bo on w tym wszystkim widział tylko swoją krzywdę. To, że ja przez dwa lata zajmowałam się starą oszustką, rezygnując z pracy, a czasem zaniedbując dzieci, to była dla niego taka tylko piekielność poboczna.

Do tego sugerował, że chciałby nadal matce finansowo pomagać. Wyśmiałam go i powiedziałam, że skoro tak to może do niej od razu wracać i dać się dalej dymać. Na szczęście przejrzał na oczy i wycofał się z idiotycznego pomysłu.

Teściowej od tamtej pory nie widziałam i mam nadzieję zobaczyć dopiero w trumnie. Mąż czasem do niej jeździ, dzieci nie pozwalam mu do niej wozić. Podobno strasznie to przeżywa, próbowała nawet znowu go przekabacić zmianą testamentu.

Szczęśliwie do pracy udało mi się wrócić i równie szczęśliwie dla teściowej ukochany synuś z UK ma jeszcze na tyle honoru, że pokrywa koszty opiekunki.

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (274)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…