Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86710

przez ~Rozezlona ·
| Do ulubionych
Jeszcze do niedawna byłam szczęśliwą mieszkanką osiedla domków jednorodzinnych. Osiedle to ma już prawie dekadę, ale dopiero na jesieni ubiegłego roku zabudowana została przedostatnia działka, na moje nieszczęście ta trzy domy od mojej. Na początku budowy byłam zadowolona, że ktoś wreszcie pozbył się perzu, który chyba magicznie wylewał się na okoliczne ogródki, takie tego były ilości. Wśród mieszkańców osiedla byłam jedną z pionierek, więc kurz i hałas z budowy nie robiły na mnie wrażenia. Do domu wprowadziło się małżeństwo z maluchem w wózku. Z nowymi sąsiadami widywałam się rzadko, kłanialiśmy się sobie, raz czy dwa dłużej rozmawialiśmy. Ogólnie całkiem poprawne sąsiedzkie stosunki. I wtedy nastał covid, a ja zaczęłam pracować z domu. A kiedy zrobiło się cieplej - z ogrodu.

I tak pewnego pięknego dnia odkryłam, że za połamane rośliny w moim ogrodzie wcale nie odpowiada żaden gruby kocur, tylko dziecko sąsiadki. Gwoli ścisłości, mam ogrodzenie i zamykam bramę, tylko ogrodzenie jest nietypowe - nie jakieś nowatorskie, po prostu w prostokątne przęsło wpisane są różnego rozmiaru prostokąty, z których część na siebie zachodzi. Przestraszyłam się, bo mam różne trujące rośliny i studnię głębinową, która czasami jest zakryta, a czasami nie. Wzięłam dziecko na ręce i poszłam odnieść rodzicom. Sąsiadkę spotkałam dopiero w jej ogródku. Wcale nie była zdziwiona, że jej dziecko było u mnie. Stwierdziła, że lubi tam chodzić. Powiedziałam, że nie życzę sobie takich wizyt, a ona na to, że dopóki Marcinek będzie mógł przejść przez ogrodzenie, to przechodził będzie. Połamanych roślin słowem nie skomentowała. Nie dotarło do niej, że dziecko może się u mnie czymś zatruć lub wpaść do studni. Kazała mi ją zamykać. Ona mi. Koniec stosunków dobrosąsiedzkich.

Okolice domu

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…