Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86751

przez ~Sfrustrowanaa ·
| Do ulubionych
Jestem sfrustrowana szukaniem pracy. Niedawno była tutaj podobna historia, więc trochę się powtórzę, ale po prostu męczy mnie obecna sytuacja, w której się znalazłam i moje życie ostatnio to sama piekielność.
Jestem na ostatnim roku studiów magisterskich. Niedługo obrona. Od prawie czterech lat pracowałam w jednej firmie - póki byłam jeszcze na licencjacie to na pół etatu, na studia magisterskie poszłam zaocznie, by pracować na cały. Używam tutaj sformułowania "etat" w sensie potocznym, bo de facto byłam na umowie zlecenie o praktyki studenckie, więc miałam elastyczne godziny i mogłam pracować "ile chciałam", ale pracowałam zwykle te 8h dziennie, czasem nawet dłużej. Tak więc doświadczenie zawodowe mam, nie robiłam jak wiele osób na studiach, że nigdzie nie pracowałam i potem zdziwienie, że firmy chcą pracowników z doświadczeniem, a ja go nie mam.

Miałam praktycznie obiecane, że po obronie dostanę umowę o pracę. Odkąd zaczęłam ostatni rok miałam to powtarzane. Dlatego skupiałam się głównie na rozwoju tych umiejętności, które były mi potrzebne w danej firmie. Niestety moje studia magisterskie okazały się żartem i niewiele mnie nauczyły. Nawet sami wykładowcy często powtarzali, że te studia są tylko dla papierka. Przedmiotów praktycznych mieliśmy bardzo mało, a część z nich była prowadzona na odwal się. Oczywiście wiadomo, że na studiach zaocznych więcej trzeba zrobić samemu, w domu, ale zdarzały się przedmioty, gdzie jedyną rolą "prowadzącego" było kazanie nam przygotować jakąś pracę zaliczeniową czy sprawozdanie w domu, bez ŻADNEGO wytłumaczenia czy pokazania jak np. używać dany program, musieliśmy to ogarnąć sami z tutoriali w Internecie. Zdarzył się nawet przedmiot, jeszcze na pierwszym roku, gdzie nie robiliśmy nic, tzn "zajęcia" polegały na small talku z prowadzącym np. o tym, że jego dziecko chce mieć hulajnogę. Gościu stwierdził, że to, co miał nas nauczyć i tak powinniśmy umieć po licencjacie i na koniec wstawił wszystkim 5. Denerwowało mnie, że tak mało wynoszę ze studiów, ale skoro pracowałam i tam się czegoś uczyłam to miałam nadzieję, że będzie dobrze tak czy siak.

No i oczywiście nie jest, bo jakby było, to bym tu nie pisała. W marcu nadszedł koronawirus. Na początku było ok, przeszliśmy na pracę zdalną, co było bardzo wygodne i myślałam o tym, jakie mam szczęście, że mam tę pracę i nie skończę jak inni, którzy ją potracili. Aż tu na koniec marca szef mnie poinformował, że z powodu cięcia kosztów wszyscy praktykanci w naszym (i paru innych) dziale mają mieć rozwiązane umowy. Tak po prostu, po tych wszystkich latach i po wszystkich obietnicach.

Byłam w szoku, ale praktycznie natychmiast po dowiedzeniu się o tym postanowiłam działać. Przygotowałam sobie CV, profil na LinkedIn i paru stronach do szukania pracy i zaczęłam poszukiwania nowej. Na początku starałam się wybierać głównie takie oferty, które najbardziej przypominały to, co robiłam w poprzedniej pracy. Czasem w formularzach było pytanie o oczekiwania finansowe, dawałam mniej-więcej takie, jakie miałam wcześniej.

Odzewu brak. Oferty wisiały dalej, a ja nie miałam żadnej odpowiedzi, ani pozytywnej, ani chociaż negatywnej, żebym wiedziała na czym stoi. Chłopak mi mówił, że może najpierw są zbierane jakieś bazy jak największej ilości kandydatów i żebym cierpliwie czekała.

Po miesiącu bez pracy, gdy nie miałam za co zapłacić rachunków i musiałam pożyczyć od chłopaka, zaczęłam trochę rozszerzać ilość firm do których aplikowałam. Już nie skupiałam się tylko na stanowisku podobnym do poprzedniego, ale szukałam szerzej. Na wszelki wypadek zaczęłam wpisywać też niższą oczekiwaną kwotę pieniężną. Dalej nic.

Aplikowałam dalej i dalej, jeszcze bardziej obniżyłam oczekiwania finansowe. W tym miesiącu w końcu ruszyło. Miałam trzy wstępne rozmowy. Na jednej odpadłam od razu. Po sprawdzeniu mojego angielskiego pani rekruterka powiedziała, że mówię za mało płynnie, oni potrzebują kogoś zaawansowanego do kontaktu z zagranicznym klientem. Co tam że w CV zaznaczyłam, że angielski mam tylko średnio zaawansowany.

Dwie pozostałe rozmowy poszły - wydawało mi się - nieźle. Zostałam poinformowana, że w ciągu tygodnia dostanę informację czy przeszłam do drugiego etapu czy nie. W obu firmach zapewniano mnie, że nawet jeśli nie przeszłam to dostanę odpowiedź. Nie dostałam, a od obu rozmów minęło już ponad 2 tygodnie.

Większość ofert na które aplikowałam wisi sobie dalej. Nawet te, na które wysyłałam CV już w kwietniu. Czyli od kwietnia nikogo nie znaleźli, ale do mnie się nie odezwali? Miłe uczucie... Człowiek się zastanawia co jest nie tak, skoro spełnia wszystkie wymagania, podane w ofercie, a nie otrzymuje nawet takiego zaproszenia na wstępną rozmowę. To skąd ma wiedzieć co ma poprawić?

Nie wiem co dalej robić. Myślałam o pójściu na jakieś kursy doszkalające, ale bez pensji mnie na nie nie stać, a już i tak się zadłużyłam. Podjąć pracy np. na kasie w markecie nie chcę, ponieważ leczę się na lęki społeczne i chociaż aktualnie jest całkiem dobrze to prawdopodobnie stres spowodowany obsługą dużej ilości nieznajomych jednego dnia wpłynąłby negatywnie na moją psychikę, a także na pracę (prawdopodobnie popełniałabym dużo błędów). Zastanawiam się nad pracą na jakimś magazynie. Siostra tak sobie dorabia, mówi, że fizycznie ciężko, ale psychicznie spokój. A ja potrzebuję psychicznego spokoju, bo obecnie chodzę ciągle znerwicowana i ciągle tylko myślę o pracy i pieniądzach.

Tylko szkoda, że po pięciu latach studiów i prawie czterech latach pracy w zawodzie będę prawdopodobnie zmuszona robić coś zupełnie innego, niż to, do czego się wyuczałam...

Łódź

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (72)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…