Do tej pory nie miałam żadnej piekielnej sytuacji, którą mogłabym tu opisać, ale mój chłopak przypomniał mi akcję sprzed kilku lat, którą dziś na pewno oceniam jako piekielną.
Mieszkam za granicą, w jednym z bogatszych krajów Europy zachodniej. Gdy tu przyjechałam przeżyłam mały szok związany ze swobodą obyczajową, ale nigdy nikogo nie oceniałam i nie potępiałam za sposób życia. Nie mam też nic przeciwko homoseksualistom, mam takich znajomych, przyjaźnimy się z parą gejów i nigdy nie myślałam o nich jak o zboczeńcach, sodomitach i tym podobnych.
Kilka lat temu na początku mojego pobytu tutaj pracowałam w kawiarni. Jedna z moich koleżanek była lesbijką, taką dość stereotypową, o męskiej aparycji i sposobie bycia. Nie przepadałam za nią, bynajmniej nie z powodu orientacji, tylko dlatego, żeby była bardzo niesympatyczna, miała agresywne usposobienie zarówno w stosunku do klientów, jak i personelu. Często krzyczała, gnoiła nowych pracowników w dodatku miała tendencję do odlotów, kiedy potrafiła przez godzinę gadać jakieś głupoty na wszelkie możliwe tematy, totalnie nie słuchając rozmówcy i nie przyjmując żadnych argumentów.
Raz siedziałam z nią w pracy i ponieważ nie było klientów zaczęłyśmy gadać o sprawach prywatnych. Wiecie, kto z kim żyje, jakie ma mieszkanie, gdzie, ile płaci, jak dojeżdża do pracy. Nic szczególnego. Od słowa do słowa koleżanka zaczęła opowiadać, że niedawno rozstała się z kobietą, która zostawiła ją dla młodszego faceta. Starałam się powiedzieć jej coś miłego, aby ją pocieszyć, a ona wpadła w jeden ze swoich odlotów i zaczęła mi opowiadać o swoim życiu intymnym, dokładnie opisując, jak, gdzie i ile razy dziennie uprawiała seks ze swoją byłą. Głupio mi się zrobiło jak cholera, bo uważam, że na takie tematy, jeśli w ogóle się z kimś rozmawia, to tylko z bardzo bliskimi przyjaciółmi. Chciałam jej delikatnie zwrócić na to uwagę i powiedziałam coś w stylu, że może jej była dziewczyna nie chciałaby, aby opowiadała o ich pożyciu obcym ludziom. Z tego tylko powodu zostałam z marszu zwyzywana od pruderyjnych wieśniar, homofobek, katolickich cnotek i hipokrytek. Odebrało mi mowę, oczywiście atmosfera skisła na resztę dnia, a i później byłam traktowana przez nią, jak wróg publiczny numer jeden. Mało tego, jakiś tydzień później wylądowałam na dywaniku u szefa, który czy mam jakiś problem z tym, że muszę pracować z lesbijką. Poczułam się jakbym dostała w twarz i zapytałam, czemu tak uważa. Powiedział, że koleżanka poskarżyła się, że czuje moją wrogość, prawię jej morały i nie chcę słuchać o jej orientacji. Nakreśliłam mu sytuację z mojej strony, powiedział na koniec, że rozumie, ale powinnam unikać kłótni ze starszymi stażem pracownikami. To wszystko kompletnie odebrało mi radość z pracy i gdy tylko znalazłam nową pracę zwolniłam się.
Mieszkam za granicą, w jednym z bogatszych krajów Europy zachodniej. Gdy tu przyjechałam przeżyłam mały szok związany ze swobodą obyczajową, ale nigdy nikogo nie oceniałam i nie potępiałam za sposób życia. Nie mam też nic przeciwko homoseksualistom, mam takich znajomych, przyjaźnimy się z parą gejów i nigdy nie myślałam o nich jak o zboczeńcach, sodomitach i tym podobnych.
Kilka lat temu na początku mojego pobytu tutaj pracowałam w kawiarni. Jedna z moich koleżanek była lesbijką, taką dość stereotypową, o męskiej aparycji i sposobie bycia. Nie przepadałam za nią, bynajmniej nie z powodu orientacji, tylko dlatego, żeby była bardzo niesympatyczna, miała agresywne usposobienie zarówno w stosunku do klientów, jak i personelu. Często krzyczała, gnoiła nowych pracowników w dodatku miała tendencję do odlotów, kiedy potrafiła przez godzinę gadać jakieś głupoty na wszelkie możliwe tematy, totalnie nie słuchając rozmówcy i nie przyjmując żadnych argumentów.
Raz siedziałam z nią w pracy i ponieważ nie było klientów zaczęłyśmy gadać o sprawach prywatnych. Wiecie, kto z kim żyje, jakie ma mieszkanie, gdzie, ile płaci, jak dojeżdża do pracy. Nic szczególnego. Od słowa do słowa koleżanka zaczęła opowiadać, że niedawno rozstała się z kobietą, która zostawiła ją dla młodszego faceta. Starałam się powiedzieć jej coś miłego, aby ją pocieszyć, a ona wpadła w jeden ze swoich odlotów i zaczęła mi opowiadać o swoim życiu intymnym, dokładnie opisując, jak, gdzie i ile razy dziennie uprawiała seks ze swoją byłą. Głupio mi się zrobiło jak cholera, bo uważam, że na takie tematy, jeśli w ogóle się z kimś rozmawia, to tylko z bardzo bliskimi przyjaciółmi. Chciałam jej delikatnie zwrócić na to uwagę i powiedziałam coś w stylu, że może jej była dziewczyna nie chciałaby, aby opowiadała o ich pożyciu obcym ludziom. Z tego tylko powodu zostałam z marszu zwyzywana od pruderyjnych wieśniar, homofobek, katolickich cnotek i hipokrytek. Odebrało mi mowę, oczywiście atmosfera skisła na resztę dnia, a i później byłam traktowana przez nią, jak wróg publiczny numer jeden. Mało tego, jakiś tydzień później wylądowałam na dywaniku u szefa, który czy mam jakiś problem z tym, że muszę pracować z lesbijką. Poczułam się jakbym dostała w twarz i zapytałam, czemu tak uważa. Powiedział, że koleżanka poskarżyła się, że czuje moją wrogość, prawię jej morały i nie chcę słuchać o jej orientacji. Nakreśliłam mu sytuację z mojej strony, powiedział na koniec, że rozumie, ale powinnam unikać kłótni ze starszymi stażem pracownikami. To wszystko kompletnie odebrało mi radość z pracy i gdy tylko znalazłam nową pracę zwolniłam się.
zagranica adult
Ocena:
96
(130)
Komentarze