Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnej dziewczynie, która napędziła strachu wielu osobom (w tym mnie). Pracowałam kiedyś w firmie wystawiającej się na targach branżowych, ale w dziale z tym niezwiązanym. W dziale „targowym” pracowała zaś Monika. Monika była kobietą po trzydziestce, naturalną blondynką, hojnie obdarzoną przez naturę a do tego dziewczyną miłą i pozbawioną asertywności, co często się na niej mściło, przede wszystkim pod postacią flirtujących z nią panów. Monika miała chłopaka/narzeczonego TT, który ją czasem z pracy odbierał, więc wszyscy go mniej więcej kojarzyliśmy.

Ze względu na zawirowania personalne w firmie na jedne targi musiałam pojechać razem z Moniką. Pojechałyśmy moim samochodem, osobno jechali koledzy z banerami i resztą wyposażenia stoiska. Podczas podróży Monika była bardzo rozmowna, opowiadała o TT, jak to on ją kontroluje, jaki jest przewrażliwiony, z nikim nie pozwala jej się spotykać, odbiera ją z pracy, by po drodze z nikim się nie spotkała itd. Słuchałam cierpliwie, nie żebym była psychologiem, poradziłam jej żeby przemyślała, czy chce być z takim facetem, skoro jej źle. Podczas targów Monika chętnie przyjmowała wszelkie zaproszenia na kawę od przedstawicieli innych firm, ogólnie na naszym stoisku rzadko ją widywałam. Nocą także udała się na miasto, w towarzystwie zapoznanych podczas targów panów. Nic mi do tego, ale zaczęłam rozumieć obiekcje TT.

Gdy wracałyśmy do domu, Monika uprosiła, wręcz wybłagała, żebym ją podwiozła do jej domu. Nie mieszkała z TT, ale bała się awantury z jego strony z powodu późniejszej godziny powrotu. Zgodziłam się, bo było już ciemno i nie chciałam, żeby coś się Monice przytrafiło. Wysadziłam ją pod domem, pomachałam do TT i wróciłam do siebie.

Kilka dni później Monika pojawiła się w pracy w mocnym makijażu i dużych, ciemnych okularach. Powiedziała, że podjęła decyzję o rozstaniu, czego TT dobrze nie przyjął. Skończyło się na szamotaninie, czego skutkiem były ślady na twarzy Moniki. Wyglądało to na uderzenie i podrapanie. Poradziliśmy jej trzymać się od TT z daleka, zgłosić napaść na policję i tyle. Niedługo potem zmieniłam pracę, Moniki więcej nie widziałam. Ot, biurowa znajomość.

Dwa lata później otrzymałam wezwanie na policję. Żadnego wyjaśnienia, w jakiej sprawie, tylko termin: mam się zgłosić i koniec. Przez telefon także niczego się nie dowiedziałam. Zrobiłam rachunek sumienia za dziesięć lat wstecz, sprawdziłam lokalizację owego posterunku i co widzę? Obok stoi szpital, w którym niedawno leczyłam pięcioletniego syna. Syn trafił do szpitala dwa razy w ciągu tygodnia z kontuzjami (raz to było zwichnięcie łokcia, raz skręcona kostka). Dziecko nad wyraz żywe, kontuzje na placu zabaw się zdarzają. Pierwsza myśl: szpital zgłosił na policję maltretowanie dziecka.

Wzięłam wolny dzień w pracy (posterunek policji był dosyć daleko od mojego miejsca zamieszkania), zabrałam dokumentację medyczną i z duszą na ramieniu pojechałam na posterunek. Na miejscu kraty, przydzielenie mi osoby towarzyszącej, czułam się jak morderca. Usiadłam za biurkiem gotowa tłumaczyć się z każdego zadrapania na ciele dziecka i wywiązał się następujący dialog.

Policjant (P): Czy zna pani Monikę X?
Ja (po dłuższej chwili potrzebnej na odnalezienie w pamięci biurowej znajomości): Pracowałyśmy razem dwa lata temu. A co się stało?
P: Monika X złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez jej męża. Chodzi o pobicie, znęcanie się, maltretowanie, przemoc fizyczną i psychiczną. Co pani wie w tej sprawie?
Ja: W sumie to nic nie wiem. Nie wiedziałam, że Monika wyszła za mąż.

Nastała dłuższa chwila ciszy. Policjant patrzy na mnie, ja na niego. Pomyślałam, że Monika wyszła za mąż za TT i prosi, bym opowiedziała o okolicznościach ich rozstania. Chociaż wiem, że moje słowa nie miały znaczenia, bo świadkiem napaści nie byłam a jedynie widziałam poszkodowaną Monikę, postanowiłam podzielić się tą historią z policjantem.

Opowiedziałam historię, policjant spisał, dał mi do podpisu. A tam… inne dane męża Moniki. Nie był to TT a zupełnie inny facet. Patrzę na ten protokół, patrzę na policjanta i zaczynam się nieporadnie tłumaczyć, że ja myślałam o kimś innym. Fakt, że policjant ani razu nie podał żadnych danych owego męża. Policjant skonsternowany, wykreślił wszystkie moje zeznania. Wpisał, że nic nie wiem, nie widziałam Moniki od dwóch lat, jej męża nigdy nie widziałam. I to podpisałam.

Po wszystkim policjant powiedział, że jestem już dwudziestą osobą, którą przesłuchują w tej sprawie i żaden ze świadków niczego nie wie. Wyszło na to, że Monika podała jako świadków ponad setkę osób. Przepisała swoją książkę adresową czy co? Przez takie Moniki policja nie zajmuje się ważniejszymi sprawami, ja straciłam dzień i przeżyłam spory stres. Lokalizacja posterunku oczywiście wynikała z miejsca zamieszkania Moniki. Pytanie: co Monika chciała osiągnąć?

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (145)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…