Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86817

przez ~wielorodzinna ·
| Do ulubionych
Pochodzę z rodziny wielodzietnej, czasy jeszcze sprzed 500+ i innych dodatków. Po prostu mama chciała mieć dużą rodzinę, a ucierpieliśmy na tym wszyscy.

W domu była nas 7. Rodzice dobrze zarabiali i było ich stać nas utrzymać. Nie zmienia to faktu, że przy takiej ilości dzieci, trzeba było któreś poświęcić, aby zająć się młodszymi.
Pomiędzy mną, a moim najmłodszym bratem jest 18 lat różnicy. Mógłby być moim dzieckiem. Przez rok musiałam go niańczyć, a potem uciekłam na studia i już nie wróciłam.
Kontakt utrzymuję obecnie tylko z młodszą od siebie o 1,5 roku siostrą, która była ofiarą zachcianki matki o dużej rodzinie, tak samo jak ja. Dlatego, gdy też poszła na studia, zamieszkałyśmy razem i tak żyłyśmy niezależne od rodziców. Ludzie dziwili się, że nawet na święta nie przyjeżdżamy, ale my ich nienawidziłyśmy za zniszczenie naszego dzieciństwa.

Gdy koleżanki szły na urodziny, jechały na kolonie, my zostawałyśmy w domu, bo trzeba pomóc w opiece nad rodzeństwem. Zamiast chodzić na pierwsze randki, chodziłam z wózkiem. Czas na hobby? Moim było rysownie, które szybko się skończyło, bo młodsze dzieciaki zainteresowały się kredkami. U nas nie mogło być zamykanych pokoi, bo przecież nie można się izolować. I tak moje rysunki zostały zniszczone, kredki (które dostałam na urodziny od jednej z cioć, dość drogie wtedy) połamane. I oczywiście nieśmiertelne - podziel się, co ci to zaszkodzi, to twoje rodzeństwo.
Gdy inni wyprowadzali psy, albo mieli inne zwierzęta, moimi zwierzętami było rodzeństwo. Ja o psie, kocie, czy nawet rybkach mogłam pomarzyć, chociaż dałabym się za możliwość posiadania któregoś pokroić.

Czasem było tak, że wracałam ze szkoły, jedną ręką odrabiałam lekcje, a drugą pilnowałam, aby przedszkolne lub wczesnoszkolne rodzeństwo nie wpadło na jakiś durny pomysł, bo mama kładła spać najmłodsze dzieciaki. Potem mama wróciła na część etatu do pracy. Gotowanie, sprzątanie, przypilnowanie lekcji spadło na nas najstarsze, bo ojciec pracował czasem po 12 godzin i gdy przychodził do domu,jadł byle co i szedł spać.
Kiedyś, gdy byłam starsza i powiedziałam mu, że po co narobili tyle dzieci, skoro zająć się nimi nie potrafią, stwierdził, że to było marzenie matki, a on chciał maksymalnie 3, czyli na moim bracie Pawle by się skończyło.

I właśnie, bracia. Oczywiście to byli chłopcy, więc nie pomagali w domu. Oni mieli życie towarzyskie, a my miałyśmy jako kobiety, pomagać w domu, bo przecież jak chłopak będzie wyglądał z wózkiem albo z młodszym rodzeństwem na placu zabaw. Nawet talerzy nie musieli zmywać, czy wynosić śmieci, bo któraś dziewczyna to ma zrobić.

Tak, to było moje rodzeństwo. Rodzeństwo, na które obecnie patrzeć nie mogę, chociaż wiem, że to nie ich wina. Najmłodszego brata widziałam ostatni raz 4 lata temu. Jeśli minąłby mnie na ulicy, zapewne nie wiedziałabym, że to on.

Raz, po wyprowadzce, rozmawiałam z matką. Powiedziałam jej, że zabrała mi dzieciństwo i że czułam się samotna, zaniedbana. Że gdyby nie ciotki, które czasem przychodziły pomagać w lekcjach, na studiach może bym nie była. Powiedziała, że przecież ja lubiłam dzieci i się nimi zajmować.

Obecnie nie chcę mieć żadnych dzieci. Reaguję na nie alergicznie. Mój narzeczony na szczęście deklaruje to samo. Pozwala mi na nadrabianie dzieciństwa, zwiedzanie i korzystanie z życia. Smuci mnie jednak, gdy słyszę, że rodziny wielodzietne są super. Że ludzie mi zazdroszczą, że mam tyle osób które potencjalnie mnie wesprą.

Na wsparcie mogę liczyć od wspomnianej wcześniej siostry - Ani. Z resztą rodzeństwa jesteśmy co najwyżej znajomymi na fejsie. Nie znamy się, są obcymi dla mnie ludźmi. I nie chcę ich poznać. Najchętniej zapomniałabym o całym okresie mojego życia, które polegało na niańczeniu rodzeństwa.

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 239 (275)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…