Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86849

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwsza historia dziś, o pandemii. I moim wkurzeniu.

Trochę wstępu: przez covid straciłem pracę – restauracja padła. Nic to, myślę sobie, po prostu wrócę do rodzinnych stron i tam znajdę nową. Zatem 600 km (sześćset, tak) dalej po zakwaterowaniu i sprawdzeniu, czy pamiętam jeszcze jak wygląda Poznań, złapałem pierwszą lepszą pracę, bo nie lubię zastoju. A mimo że na koncie coś jest, to czemu miałoby ubywać więcej niż mniej?

Tak złapałem pracę w McDonald’s. Pracowałem tam w czasie studiów, więc tym bardziej czemu nie? Praca w końcu prosta i lekka.
I tu trzeba zaznaczyć jedno – jeśli zasady są, to ich przestrzegam. Surowo, o ile nie są idiotyczne. Dla przykładu – nie kłócę się z każdym klientem, że ma położyć pieniądze na ladę, bo nie mogę wziąć ich z jego ręki (przecież i tak ich przed chwilą dotykał).
Za to menedżerowie i ci jeszcze wyżej biją nam do głowy tego nie rób (nie mogę podawać zamówień jako kasjer albo odwrotnie – jeśli wydaję zamówienia, to nie mogę przyjmować płatności), noś maseczkę i mów o maseczkach gościom. I tak dalej.
I teraz... Klienci dzielą się na:
a) Zapomniałem, zasłonię się koszulką
b) Mam astmę i co mi zrobisz?
c) K***, nie p***, tylko kasuj.

To samo jest z pracownikami Glovo i Ubera. Nie każdy pracownik ma jaja by powiedzieć to co nam każą, czyli „bez maseczki nie wydam zamówienia”.
Zaczynając od klientów – mam prawo odmówić w ogóle obsłużenia takiego i wyproszenia go z restauracji. Jest od tego ustawa. A jakby był agresywny, to jest napadówka, nawet jeden gość zaczął pryskać gazem pieprzowym. Szybko go wynieśli, nikt nie ucierpiał.
Dostawcy zaś to inna bajka. Mamy jednego Polaka i masę Ukraińców, gościa z czarnego lądu i tylko ten jeden Polak i gość o czarnej jak czekolada skórze potrafią założyć maseczkę. Ba! Mimo że gość ni w ząb polskiego nie zna, to wchodzi już w maseczce, a nie zakłada ją idąc przez salę i dezynfekuje ręce. Paweł, bo tak ma na imię, zakłada maskę przy odebraniu zamówienia. Nasi wschodni bracia? „Ja nie znaju”. I się zaczynają drzeć. Inni ulegają i wydają zamówienia, bo to jednak straty. Menadżerowie niezadowoleni. Ja i jeszcze jeden pracownik twardo odmawiamy. Maseczka zawsze się znajduje i jakoś można przetrzeć tym aloesowo-alkoholowym płynem łapy.

Jest to moja frustracja. Bo jak są zasady, to są! Mnie z tego rozliczają i mogę dostać naganę albo wylecieć z pracy, gdyby przyszedł ktoś na kontrolę. Mogą być głupie i upierdliwe, ale k** są! Tak samo się nie kradnie i nie zabija, bo są zasady.

gastronomia

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (145)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…