Wstydzę się własnego ojca i najchętniej bym się do niego nie przyznawał. Jest pijakiem, żebrakiem, a może komunistą? Skądże. Ale od początku.
Mój ojciec spłodził pierwsze dziecko na początku lat 80. w wieku 19 lat. Ówczesna dziewczyna była niepełnoletnia i jej rodzice nalegali na ślub - wiadomo czym w tamtym czasie było piętno panny z dzieckiem. Ciężarna małolata zbuntowała się jednak i stwierdziła, że woli być panną z dzieckiem na łasce i niełasce rodziców niż wychodzić za mąż za faceta, który zanim jeszcze brzuch zdążył jej się zaokrąglić, prowadzał się już z inną. Ojcu w to graj i przy pierwszej okazji spieprzył na drugi koniec Polski. Wspieraniem wnuka i jego matki zajęli się moi dziadkowie.
Z dala o rodzinnego domu ojciec ukończył studia na akademii muzycznej i poznał moją matkę. Była to podobno wielka miłość prowadząca do ślubu, po którym wraz ze świeżo upieczoną małżonką wrócił w rodzinne strony. Dopiero tam matka dowiedziała się, że ojciec ma już jedno dziecko, z którym ma najdelikatniej mówiąc, raczej luźny kontakt. Matka się wściekła, ale końcem końców ojciec ją udobruchał tłumacząc, że wcale nie jest pewien, że to dziecko, bo w sumie to ta mała wcale do niego niepodobna, a jej matka jest wątpliwej moralności. Matka w swojej naiwności uwierzyła, choć moi dziadkowie stanowczo tej wersji zaprzeczyli - dziewuszka to wykapany tatuś w jej wieku, a i jego była dziewczyna, mama mojej przyrodniej siostry, to porządna dziewczyna z porządnej rodziny.
Miłość rodziców trwała do momentu przyjścia na świat mnie. Kilka miesięcy po tym, jak się urodziłem ojciec uznał, że się pomylił i jednak nie kocha mojej matki aż tak, a rodzinnie życie to już w ogóle nie dla niego. Znów się ulotnił, zostawiając w rodzinnym mieście już dwójkę dzieci. Na tamten moment nawet nie złożył pozwu o rozwód, jakby przewidział, że...
Wrócił jakieś 3 lata później. Znów obiecywał matce dozgonną miłość, przepraszał, że się pomylił, że teraz wie, co jest ważne. Matka, której oczywiście nie uśmiechało się samotne macierzyństwo, ochoczo przyjęła go z powrotem. Nasza rodzinna sielanka trwała jakiś rok - potem do naszych drzwi zapukały dwie kobiety z niemowlakiem i wypytały matkę: "Czy tu mieszka Jan Z?" Rodzicielka potwierdziła i okazało się, że panie przywiozły ze sobą nie kogo innego, jak mojego przyrodniego brata. Nie zdziwi Was pewnie, że ojciec zatęsknił za żoną, gdy młoda kochanka, którą sobie przygruchał wyznała, że okres jej się spóźnia i rano tak jakoś niedobrze się robi...
Tego matce było za wiele, wywaliła go z domu i złożyła pozew o rozwód. Ojciec jako oficjalny rozwodnik nie musiał już uciekać i został w rodzinnym mieście, przez jakiś czas mieliśmy nawet niezły kontakt, do czasu, aż na horyzoncie nie pojawiła się piękna, młoda kontrabasistka. Ojciec latał za nią jak pies, a ona śmiała mu się w twarz, bo dla 19-letniej, atrakcyjnej i uzdolnionej artystki rozwodnik z trójką dzieci był atrakcyjny jak Angelina Jolie w klubie dla gejów. No, ale jak to się mówi - chodził, chodził, aż wychodził i w końcu się zeszli.
Związek trwał dość długo, bo jakieś 8 lat, z czego 5 w stanie małżeńskim i dorobił się dwójki dzieci. Zdawałoby się, że ojciec w końcu odnalazł miłość życia i się ustabilizował, ale gdzie tam... Gdy druga żona zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do trzydziestki, w oko wpadła mu... jej młodsza siostra. Co w rodzinie to nie zginie, jak to się mówi - ojciec niebawem przeprowadził się od jednej siostry do drugiej składając pozew o rozwód.
Niestety i ten związek okazał się nietrwały, gdyż piątka dzieci to już nie przelewki i mimo dość sporych zarobków na zagranicznych kontraktach, ojciec po opłaceniu alimentów jest gołodupcem. Młodej konkubinie się to nie spodobało, bo okazało się, że wynajęta kawalerka i stare Tico to tak jakby wszystko co może jej zaoferować. Szybko więc zawinęła manatki i poleciała to młodszego. Ojciec w tym czasie czynił nieudane próby powrotu do drugiej żony, a gdy ta zamknęła mu drzwi przed nosem, przypałętał się do mojej matki w wiadomym celu. I tu nie znalazł zrozumienia i będąc już sporo po czterdziestce wdawał się co rusz w przelotne romanse ze studentkami lub koleżankami z orkiestry, odliczając dni, aż jego najstarsza córka skończy studia i skończy się jego zobowiązanie alimentacyjne.
Liczył też na to, że ja studia przeskoczę, co by staruszka odciążyć finansowo. Wkrótce po mojej obronie pochwalił się, że w wieku 50 lat został ojcem po raz szósty - matką była jakaś koleżanka zza granicy, która jednak wyraźnie zaznaczyła, że "Ty płacić na dziecko, ale my nie być razem". Ojciec jak niepyszny wrócił do kraju. Sądziłem, że w końcu zakończy to skakanie z kwiatka na kwiatek, ale cóż... krótko po tym, jak moja żona zaszła w ciążę oświadczył mi, że będziemy mieć dzieci w tym samym wieku, bo jego najnowsza partnerka jest w ciąży. Tym samym moje dziecko jest o kilka tygodni starsze od swojego wujka, a ojciec został (póki co ostatni raz) po raz siódmy tatusiem w wieku 60 lat.
Większość szczegółów tego wszystkiego znam od moich dziadków, którym się zwierzał, bo mi zawsze mydlił oczy i robił z siebie tatusia roku.
Wiecie dlaczego się go wstydzę? Mam szóstkę rodzeństwa, z czego dwójki w ogóle nie znam, z trójką mam jako taki kontakt, a dla jednego z braci jestem raczej wujkiem niż bratem. Do tego okazuje się, że mogę mieć jeszcze więcej rodzeństwa, bo do ojca zgłosiły się jeszcze dwie dziewczyny, twierdzące, że możliwe, że są jego córkami. Jedna zobaczywszy co to za człowiek uciekła, druga sądownie domaga się testów na ojcostwo. Ojciec do tego chwali się, że jego znajoma, ciemnoskóra Francuska, z którą miał romans ma dziwnie jasne dziecko i może to jego syn, hehe.
Nawet nie wiecie jak chętnie zamieniłbym tego błazna na Janusza z wąsem, zadowalającego się kapciami, schabowym i Familiadą w niedzielę...
Mój ojciec spłodził pierwsze dziecko na początku lat 80. w wieku 19 lat. Ówczesna dziewczyna była niepełnoletnia i jej rodzice nalegali na ślub - wiadomo czym w tamtym czasie było piętno panny z dzieckiem. Ciężarna małolata zbuntowała się jednak i stwierdziła, że woli być panną z dzieckiem na łasce i niełasce rodziców niż wychodzić za mąż za faceta, który zanim jeszcze brzuch zdążył jej się zaokrąglić, prowadzał się już z inną. Ojcu w to graj i przy pierwszej okazji spieprzył na drugi koniec Polski. Wspieraniem wnuka i jego matki zajęli się moi dziadkowie.
Z dala o rodzinnego domu ojciec ukończył studia na akademii muzycznej i poznał moją matkę. Była to podobno wielka miłość prowadząca do ślubu, po którym wraz ze świeżo upieczoną małżonką wrócił w rodzinne strony. Dopiero tam matka dowiedziała się, że ojciec ma już jedno dziecko, z którym ma najdelikatniej mówiąc, raczej luźny kontakt. Matka się wściekła, ale końcem końców ojciec ją udobruchał tłumacząc, że wcale nie jest pewien, że to dziecko, bo w sumie to ta mała wcale do niego niepodobna, a jej matka jest wątpliwej moralności. Matka w swojej naiwności uwierzyła, choć moi dziadkowie stanowczo tej wersji zaprzeczyli - dziewuszka to wykapany tatuś w jej wieku, a i jego była dziewczyna, mama mojej przyrodniej siostry, to porządna dziewczyna z porządnej rodziny.
Miłość rodziców trwała do momentu przyjścia na świat mnie. Kilka miesięcy po tym, jak się urodziłem ojciec uznał, że się pomylił i jednak nie kocha mojej matki aż tak, a rodzinnie życie to już w ogóle nie dla niego. Znów się ulotnił, zostawiając w rodzinnym mieście już dwójkę dzieci. Na tamten moment nawet nie złożył pozwu o rozwód, jakby przewidział, że...
Wrócił jakieś 3 lata później. Znów obiecywał matce dozgonną miłość, przepraszał, że się pomylił, że teraz wie, co jest ważne. Matka, której oczywiście nie uśmiechało się samotne macierzyństwo, ochoczo przyjęła go z powrotem. Nasza rodzinna sielanka trwała jakiś rok - potem do naszych drzwi zapukały dwie kobiety z niemowlakiem i wypytały matkę: "Czy tu mieszka Jan Z?" Rodzicielka potwierdziła i okazało się, że panie przywiozły ze sobą nie kogo innego, jak mojego przyrodniego brata. Nie zdziwi Was pewnie, że ojciec zatęsknił za żoną, gdy młoda kochanka, którą sobie przygruchał wyznała, że okres jej się spóźnia i rano tak jakoś niedobrze się robi...
Tego matce było za wiele, wywaliła go z domu i złożyła pozew o rozwód. Ojciec jako oficjalny rozwodnik nie musiał już uciekać i został w rodzinnym mieście, przez jakiś czas mieliśmy nawet niezły kontakt, do czasu, aż na horyzoncie nie pojawiła się piękna, młoda kontrabasistka. Ojciec latał za nią jak pies, a ona śmiała mu się w twarz, bo dla 19-letniej, atrakcyjnej i uzdolnionej artystki rozwodnik z trójką dzieci był atrakcyjny jak Angelina Jolie w klubie dla gejów. No, ale jak to się mówi - chodził, chodził, aż wychodził i w końcu się zeszli.
Związek trwał dość długo, bo jakieś 8 lat, z czego 5 w stanie małżeńskim i dorobił się dwójki dzieci. Zdawałoby się, że ojciec w końcu odnalazł miłość życia i się ustabilizował, ale gdzie tam... Gdy druga żona zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do trzydziestki, w oko wpadła mu... jej młodsza siostra. Co w rodzinie to nie zginie, jak to się mówi - ojciec niebawem przeprowadził się od jednej siostry do drugiej składając pozew o rozwód.
Niestety i ten związek okazał się nietrwały, gdyż piątka dzieci to już nie przelewki i mimo dość sporych zarobków na zagranicznych kontraktach, ojciec po opłaceniu alimentów jest gołodupcem. Młodej konkubinie się to nie spodobało, bo okazało się, że wynajęta kawalerka i stare Tico to tak jakby wszystko co może jej zaoferować. Szybko więc zawinęła manatki i poleciała to młodszego. Ojciec w tym czasie czynił nieudane próby powrotu do drugiej żony, a gdy ta zamknęła mu drzwi przed nosem, przypałętał się do mojej matki w wiadomym celu. I tu nie znalazł zrozumienia i będąc już sporo po czterdziestce wdawał się co rusz w przelotne romanse ze studentkami lub koleżankami z orkiestry, odliczając dni, aż jego najstarsza córka skończy studia i skończy się jego zobowiązanie alimentacyjne.
Liczył też na to, że ja studia przeskoczę, co by staruszka odciążyć finansowo. Wkrótce po mojej obronie pochwalił się, że w wieku 50 lat został ojcem po raz szósty - matką była jakaś koleżanka zza granicy, która jednak wyraźnie zaznaczyła, że "Ty płacić na dziecko, ale my nie być razem". Ojciec jak niepyszny wrócił do kraju. Sądziłem, że w końcu zakończy to skakanie z kwiatka na kwiatek, ale cóż... krótko po tym, jak moja żona zaszła w ciążę oświadczył mi, że będziemy mieć dzieci w tym samym wieku, bo jego najnowsza partnerka jest w ciąży. Tym samym moje dziecko jest o kilka tygodni starsze od swojego wujka, a ojciec został (póki co ostatni raz) po raz siódmy tatusiem w wieku 60 lat.
Większość szczegółów tego wszystkiego znam od moich dziadków, którym się zwierzał, bo mi zawsze mydlił oczy i robił z siebie tatusia roku.
Wiecie dlaczego się go wstydzę? Mam szóstkę rodzeństwa, z czego dwójki w ogóle nie znam, z trójką mam jako taki kontakt, a dla jednego z braci jestem raczej wujkiem niż bratem. Do tego okazuje się, że mogę mieć jeszcze więcej rodzeństwa, bo do ojca zgłosiły się jeszcze dwie dziewczyny, twierdzące, że możliwe, że są jego córkami. Jedna zobaczywszy co to za człowiek uciekła, druga sądownie domaga się testów na ojcostwo. Ojciec do tego chwali się, że jego znajoma, ciemnoskóra Francuska, z którą miał romans ma dziwnie jasne dziecko i może to jego syn, hehe.
Nawet nie wiecie jak chętnie zamieniłbym tego błazna na Janusza z wąsem, zadowalającego się kapciami, schabowym i Familiadą w niedzielę...
ojciec
Ocena:
304
(318)
Komentarze