Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87027

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilkunastu lat. Jedno z moich pierwszych miejsc pracy, infolinia Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych (tak, jedna z poprzednich historii rozgrywała się w magazynie tej samej firmy, to był ten sam budynek, tylko inne wejście).

Pracownicy, tak samo jak na magazynie, dzielili się na etatowych i zatrudnianych przez agencję pracy. Do WSiPu rekrutowały dwie agencje, nazwijmy je A i B.

Agencja A. dawała minimalnie niższą stawkę (kilkadziesiąt groszy na godzinie), ale wypłacała zarobki terminowo, a nawet przedwcześnie. Co więcej, mieli biuro w moim miasteczku, a ja nie byłam wtedy zbyt mobilna, więc trzymałam się ich, podczas gdy pozostali pracownicy woleli agencję B.

Agencja B natomiast, choć lepiej płaciła, zawsze spóźniała się z wypłatą. W umowie był wpisany 15 dzień każdego miesiąca, pieniądze na koncie moich współpracowników pojawiały się najwcześniej 17.

Nietrudno zrozumieć, że moi współpracownicy byli poirytowani. Z tego co mówili, wynika że jeździli do agencji, rozmawiali w tej sprawie, interweniowali u kierowniczki zatrudnionej bezpośrednio przez wydawnictwo. Okazało się, że listy z naszymi godzinami pracy trafiają do obu agencji jednocześnie, więc wina leżała wyłącznie po stronie agencji B.

Samo to jest, moim zdaniem, piekielne. Ale przy okazji ciężko oberwało się jedynemu rodzynkowi w naszym gronie i właściwie to o tym miała być ta historia:

15 danego miesiąca. Godziny popołudniowe, właśnie wyszliśmy z pracy. Stoimy pod firmą, rozmawiamy. Moi współpracownicy naradzają się, co robić, skoro jeszcze nie mają pieniędzy, jak wpłynąć na agencję, by zaczęła przelewać terminowo. Powstał pomył, by następnego dnia, jeśli do wieczora pieniądze się nie pojawią, po prostu nie przyjść do pracy. Wszyscy pracownicy z agencji B tenże plan przyklepali, ja zostałam poproszona o wyjaśnienie wszystkiego kierowniczce, na co się zgodziłam.

Następnego dnia przybyłam do pracy, jak zwykle, około 7:50, by przed zalogowaniem się do systemu zrobić sobie herbatę i wszystko przygotować. Z osób zatrudnionych przez agencję B przyszli niemal wszyscy, poza właśnie jedynym w tym gronie chłopakiem (C). Nie będę ukrywać, że zrobiłam oczy jak talerze obiadowe i pytam siedzącej naprzeciwko koleżanki (K):

J: O, kasa wam przyszła jednak?
K: Niestety nie, ale jak potrzebujesz to wezmę od matki i ci jutro przyniosę (ponieważ miałam wypłatę wcześniej, zawsze pożyczałam im na fajki, zawsze oddawali)
J: Nie, spoko, póki ty trzymasz pieniądze, ja ich nie wydam. Ale mówiliście wczoraj...
K: Ćśśśś...

Rozejrzałam się - wszystkie panny kręciły głowami.

OK, nie mój cyrk, nie moje małpy.

Ok. 9:00 przybyła Kierowniczka.

Ki: Dzień dobry wszystkim! Co to, C nie ma? Nie wiecie, może chory?
K: Nie, nic nie wiemy. Coś tam wczoraj mówił, że póki nie dostanie przelewu, to do pracy nie przyjdzie.

No zatkało mnie, ale zdołałam popatrzeć na nią z wyrzutem.

K: Tak, ja wiem, że ty go lubisz i pewnie będziesz go bronić, ale jest jak jest, nie przyszedł i już.
J: Nie to, że go lubię, ale...
Ki: Jak się pojawi, niech przyjdzie do mnie.

C. pojawił się następnego dnia. Dostał taki opeer, że wyszedł od Kierowniczki z latającymi wargami i zaraz uciekł na papierosa. Popracował do końca miesiąca i odszedł.

A ja już nigdy nie zaufałam moim koleżankom z pracy w sprawach innych niż finansowe.

Teraz żałuję, że milczałam, wtedy za bardzo bałam się "coludziepowiedzo" i "olabogastraceprace"

Praca

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (173)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…