Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87049

przez ~natucha ·
| Do ulubionych
Będzie długa historia, ale zasługuje na piekielnych.

Historia działa się z 12 lat temu. Jeszcze studiowałam i razem z moim ówczesnym chłopakiem szukaliśmy pracy na wakacje, coby sobie zarobić na własne wydatki. Znalazłam w internecie ofertę pracy - sprzedawca na stoisku z biżuterią nad morzem. Wydawałoby się, że opcja super, po rozmowie telefonicznej z pracodawcą okazało się, że Pan ma kilka stoisk w różnych miejscowościach turystycznych nad morzem i zbiera ekipę, żeby je obsadzić. Po jednej osobie na stoisko, praca 12 godzin dziennie z jednym dniem przerwy w tygodniu (można wykorzystać na opalanie się na plaży), z zakwaterowaniem. Stawka dzienna w porządku. Dla studentów - bajka, zgodziliśmy się. Niestety, właściciel, choć młody, okazał się być typowym Januszem. Oto co się tam działo:

- zakwaterowanie - w jakimś starym, poniemieckim budynku, wszyscy pracownicy (8 osób) w jednym pokoju (chłopcy i dziewczyny razem!) na pryczach piętrowych z lichymi materacami, a łazienka (koedukacyjna) w złym stanie sanitarnym (grzyb, popękane płytki podłogowe, prysznic zakamieniony tak, że ledwo woda leciała);

- obiecany dzień wolny okazał się dniem, kiedy dana osoba miała dyżur sprzątania łazienki! (na czym spędzało się 2-3 godziny, więc o jakim wolnym dniu mówimy?)

- Janusz oszukiwał skarbówkę. Każdy z nas został pouczony, żeby co do zasady, nie wystawiać paragonów. Mieliśmy dostawać ostrzeżenia, że po deptakach kręcą się kontrolerzy i dopiero wtedy używać kasy fiskalnej. Jak się oczywiście okazało, Janusz nie zawsze miał dobre informacje. Miałam pecha i trafiła mi się kontrola. Dostałam mandat za niewystawienie paragonu, chyba 100 zł. Janusz obiecał, że go opłaci*

- teraz hit! Któregoś dnia po południu mocno popsuła się pogoda, a temperatura w szybkim tempie bardzo spadła. Było nam wszystkim zimno, więc poprosiliśmy osobę, która wtedy miała dzień wolny, żeby przywiozła nam ciepłe ciuchy. Oczywista sprawa, chłopak wziął je z kwaterunku, wsiadł w auto służbowe i dowoził każdemu na stoisko kurtki i bluzy. Przyjechał też i do mnie. Zatrzymał się przy stoisku, wysiadł nie gasząc silnika, podał kurtkę, ale jeszcze chwilę ze mną pogawędził. A tu niespodzianka - auto odjeżdża! Złodziej wsiadł i odjechał! My totalna panika, telefon do właściciela, co się odwaliło - on zły i każe dzwonić na policję. Tak zrobiliśmy. Patrol przyjechał, spisują zeznania. I nagle pojawia się Janusz, który wszystko obserwował zza zakrętu siedząc w "ukradzionym" aucie! Okazało się, że chciał nam dać nauczkę za wzięcie auta bez pozwolenia i widząc je przy stoisku, wsiadł i odjechał. Nic nie dały tłumaczenia, że było nam zimno i chcieliśmy tylko kurtki. Dostał od policji mandat za te po*** akcję, a po ich odjeździe zapowiedział, że odciągnie nam za to z pensji. Jak się domyślacie, ten dzień był naszym ostatnim w pracy u Pana Janusza :)

* oczywiście po roku przyszło na mój adres zamieszkania upomnienie z Urzędu Skarbowego w kwestii niezapłaconego mandatu. Wykonałam wtedy telefon do Janusza, że jeśli tego natychmiast nie ureguluje, zgłaszam jego osobliwy interes do skarbówki. Więcej nic się w sprawie nie działo, więc grzecznie wykonał polecenie :)

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (169)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…