Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87064

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Covid-19, temat kontrowersyjny strasznie. Jedni w wirusa wierzą, inni nie. System mamy jaki mamy i nic na to nie poradzimy, i o tym systemie właśnie będzie mowa.

Na początku sierpnia w moim zakładzie pracy okazało się, że mamy osobę zakażoną. Zanim wyszło na jaw, że jest pozytywna, to osoba ta przychodziła do pracy przez tydzień mimo, że źle się czuła. Traf chciał, że osoba ta zaraziła kilka innych osób. Rozeszło się szybko, na szczęście zakład szybko zareagował i podjął odpowiednie kroki. Pech taki, że po przeprowadzeniu u wszystkich testów kilkanaście osób wylądowało w domu z wynikiem pozytywnym, kilkadziesiąt na kwarantannę jako kontakt z osobą zarażoną.
Jak wygląda dalsza droga przez mękę z wirusem? Na pewno nie jest kolorowa.

Pierwszy test w pracy wyszedł nierozstrzygający, po 5 dniach następny już pozytywny i się zaczęło...
Dzień po otrzymaniu pozytywnego wyniku dzwonię do sanepidu, myślę sobie- sama się zgłoszę, szybciej pójdzie, koszmar prędzej się skończy. Aha, jak pomyślałam tak zrobiłam. Rozmowa z sanepidem przebiegła mniej więcej tak:

Ja: Dzień dobry, LadyRabbit z tej strony. Mam pozytywny wynik na koronawirusa i chciałam się do Was zgłosić.
Sanepid: OOoooooooo, znalazła się nasza zagubiona owieczka!
Ja: Jak to?!
S: A dostaliśmy dzisiaj rano informacje z wojewódzkiego sanepidu, że mamy osobę w powiecie z pozytywnym wynikiem i tylko inicjały L.B., żadnych danych kontaktowych jeszcze nie mamy. Bardzo dobrze, że się Pani zgłasza sama! Poproszę dane...

*podałam wszystko co Pani chciała, łącznie z danymi domownika. Dostałam informacje, że test będę miała wykonany w 10 dobie od otrzymania pozytywnego wyniku i mam się jeszcze zgłosić do lekarza pierwszego kontaktu, żeby być pod stałą opieką.

Niby wszystko ładnie pięknie jak do tej pory. Myślę sobie, że skoro za pierwszym razem dodzwoniłam się do PSSE to gładko pójdzie.
Dzwonię do sanepidu zapytać czy oby na pewno wpisali mnie na listę do testu, bo pies z kulawą nogą się mną nie interesuje. Ani telefonu, ani policji na kontroli. Nic. Pani mi mówi, że tak, dzisiaj test, proszę czekać bo pewnie będą dopiero po południu. Przyjechali koło 16, test zrobili tylko mi - o domowniku nic nie wiedzieli. No to następnego dnia znowu telefon do sanepidu zapytać o wynik i zapytać co z testem domownika i dlaczego nie miał wczoraj razem ze mną! Pani mi mówi, że ona nie wie, ale test będzie jutro wykonywany u nas obydwojga. Minęły dwa dni- dzwonię zapytać o nasze wyniki i zapytać kiedy następny test u domownika i czy mogę swoje wyniki na maila prosić bo trzeba przecież zaświadczenie o zwolnieniu z izolacji załatwić. A Pani mi radosnym głosem mówi, że drugi test będzie za 4 dni! Czyli między testami u domownika 6 dni, zamiast dwóch.

Zdenerwowanie osiągnęło poziom krytyczny. Ja mając dwa wyniki negatywne dowiaduje się że mam jeszcze tydzień siedzieć w domu bo domownika wpisali na testy tydzień później. Bez sensu i logiki, zamiast gonić karetkę po wymaz na moje zadupie dwa razy, gonili trzy. Dodatkowo wypadało, że wyniki miały być w sobotę, więc dodatkowe 2 dni czekania do poniedziałku, żeby z sanepidem coś wywalczyć.

I tym oto sposobem zamiast siedzieć na izolacji/kwarantannie 14 dni, przesiedziałam 27.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…