Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87068

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Remont nowego mieszkania zaczął dobiegać końca, trzeba je zatem było przed przeprowadzką "doprowadzić do stanu używalności".

Ponieważ sami i tak już żonglowaliśmy czasem, dzieląc go między pracę zawodową, doglądanie remontu, dokupowanie potrzebnych elementów, skręcanie mebli oraz pakowanie niezliczonych ilości kartonów (człowiek nie zdaje sobie sprawy, ile rzeczy nagromadzi przez lata, dopóki nie musi tego wszystkiego spakować), zdawaliśmy sobie sprawę, że na sprzątanie po remoncie (oraz poprzednim właścicielu, który okazał się być wyjątkową fleją) brakłoby nam i doby, i sił, zatem postanowiliśmy wynająć kogoś do pomocy.

Jako, że pań sprzątających ogłasza się multum, pełna optymizmu zamieściłam ofertę i czekałam na odzew. W ogłoszeniu opisałam zakres prac i stan mieszkania (sprzątanie pustego mieszkania "po malarzu", do tego umycie okien oraz sprzętów kuchennych, których poprzedni właściciel nie mył chyba nigdy, generalnie syf straszny) - praca szacowana na mniej więcej 15 godzin - oraz zaproponowałam stawkę, moim zdaniem bardzo uczciwą (godzina sprzątania jest płatna między 13 a 22 euro, my zaproponowaliśmy kwotę zdecydowanie w górnej granicy, wiedząc, że sprzątanie po remoncie jest okropne).

Odzew faktycznie nastąpił bardzo szybko, praktycznie od razu skontaktowało się ze mną kilka pań. Umówiłam się z pierwszą z nich na sobotę (remont miał się skończyć w piątek). Pani nr 1 wszystko pasowało, dogadałyśmy się odnośnie godziny, przekazania kluczy, zakresu prac, itd. Pozostałym paniom odpisałam, że ogłoszenie w tej chwili jest już nieaktualne, ale będę się kontaktować, gdyby coś się zmieniło.

Po kilku godzinach odzywa się Pani nr 1. Ona to sobie przemyślała i zrezygnuje. To wygląda jakoś za pięknie, żeby było prawdziwe, na pewno chcę ją oszukać, a ona nie jest pierwszą naiwną i nie z nią takie numery. No dobra, nie to nie, nie będę z nią dyskutować, dzwonię do Pani nr 2. Pani nr 2 chętnie się podejmie, tylko zamiast od soboty wolałaby zacząć od poniedziałku, bo weekend i w ogóle. Nie ma sprawy, przeprowadzka dopiero w kolejny piątek, mamy czas. Umawiamy się na 9 rano w poniedziałek.

W poniedziałek o 8:45 Pani nr 2 przysyła mi wiadomość, że ona jednak nie przyjdzie, bo ma dziecko, a że są wakacje, nie ma go z kim zostawić. Miałam ochotę złośliwie spytać, czy dziecko poczęło się i urodziło w niedzielę wieczorem, skoro przed weekendem jeszcze nie stanowiło to problemu, ale machnęłam ręką. Głupia dyskusja nic mi nie da, stracę tylko czas.

Dzwonię do pani nr 3. Jasne, wszystko jej pasuje, może przyjechać następnego dnia. We wtorek rano pani przyjeżdża, wpuszczam ją do mieszkania, pokazuję co i jak. Pani się rozgląda i mówi, że rezygnuje, bo "tu jest brudno".
Odpowiadam, że gdyby było czysto, to bym jej nie angażowała, bo i po co, zresztą w ogłoszeniu wyraźnie było napisane, w jakim stanie jest mieszkanie i co trzeba będzie w nim zrobić. Ojej, ona tak dokładnie nie doczytała, myślała, że chodzi o takie zwykłe starcie kurzu i odkurzenie (i miała zamiar to robić przez 15 godzin?).

Żegnam się z Panią nr 3, po czym dzwonię do Pani nr 4. Ta potwierdza, że ma czas, przyjedzie następnego dnia rano. Żeby uniknąć kolejnych niespodzianek upewniam się, że nie ma problemów z ewentualną opieką nad dziećmi i że nie wystraszy się zakresu pracy, bo jest już środek tygodnia i czas zaczyna naglić. Pani potwierdza, że wszystko w jak najlepszym porządku. Następnego dnia przyjeżdża, pokazuję jej co i jak i zostawiam w mieszkaniu. Po jakichś 20 minutach pani dzwoni, że ona jednak rezygnuje (Nosz k…a, co tym razem?). A dlaczego? Bo w mieszkaniu nie ma internetu i ona nie będzie w takich warunkach pracować. Trochę wpieniona pytam, do czego jej przy sprzątaniu potrzebny internet, bo o ile wiem, mop i szmatę do podłogi obsługuje się raczej tradycyjnie, a nie przez Wifi. Odpowiedź: ona tylu godzin bez internetu nie wytrzyma, musi mieć kontakt ze światem i wraca do domu. Przewracam oczami. No to pa.

Nagle dzwoni do mnie Pani nr 3 (ta od "tu jest brudno"). Ona sobie przemyślała, jednak kasa jej się przyda, więc ona przyjedzie, z tym że za trochę wyższą stawkę, no bo sama rozumiem, jest brudno. No dobrze, słucham, o jakiej kwocie mówimy (kończy nam się czas, więc jeśli trzeba, parę euro możemy ewentualnie dołożyć). Pani chce 70 Euro za godzinę. No trochę jakby popłynęła.

Dla porównania - godzina pracy wykończeniowca (płyty gipsowe, malowanie, kafelki, elektryka) ze wszystkimi uprawnieniami kosztuje jakieś 35-40 euro; 70-100 euro za godzinę bierze dyplomowany doradca podatkowy po specjalistycznym egzaminie państwowym za przygotowanie rocznego sprawozdania finansowego firmy. Tym razem to ja jednak zrezygnowałam z jej usług.

Podejmuję ostatnią próbę z Panią numer 5. Tu miłe zaskoczenie. Bardzo konkretna, sympatyczna babka. Rozmowę zaczęła od słów, że sama niedawno się przeprowadzała i wie, jaki z tym korowód, do tego doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaką plagą są tutaj laski, które umawiają się i nie przyjeżdżają, bo im się nagle odechciało. "Ale nic się nie martw, ogarniemy!"

Przyjechała, wysprzątała i jeszcze pomogła mi się dopakować.

uslugi

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (210)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…