Historia będzie o piekielnym dyspozytorze pogotowia.
Kilka dni temu mąż zaczął ciężej oddychać, kaszleć, myślał, że to zwykłe przeziębienie. Z powodu pandemii okoliczne przychodnie nie przyjmują pacjentów, a dodzwonienie się choćby na teleporadę graniczy z cudem.
W sobotę mu się pogorszyło, doszedł do tego ból w klatce piersiowej, nie był w stanie zrobić kilku kroków bez utraty oddechu. Postanowiliśmy wezwać pogotowie, nie mieliśmy możliwości poprosić nikogo o pomoc w transporcie. Dyspozytor po usłyszeniu listy objawów i informacji o tym, że od kilku dni męża bolała noga stwierdził, że to nie jest nagły przypadek i że on przez telefon słyszy, że mąż się nie dusi, więc to zwykłe duszności i mamy czekać do poniedziałku na lekarza rodzinnego albo zgłosić się na pomoc świąteczną, gdzie również są tylko teleporady.
Nie mając wyjścia, musieliśmy wsiąść w autobus i po dwugodzinnej podróży z przesiadkami udało nam się jakoś dopełznąć na SOR.
Diagnoza? Zator płucny, w płucach kilka skrzepów blokujących przepływ krwi. Gdybyśmy posłuchali tego człowieka i czekali na lekarza rodzinnego mąż by nie przeżył.
Brawa dla niego za diagnozę przez telefon, bo "pan się nie dusi, nie słychać żeby pan łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody"...
Kilka dni temu mąż zaczął ciężej oddychać, kaszleć, myślał, że to zwykłe przeziębienie. Z powodu pandemii okoliczne przychodnie nie przyjmują pacjentów, a dodzwonienie się choćby na teleporadę graniczy z cudem.
W sobotę mu się pogorszyło, doszedł do tego ból w klatce piersiowej, nie był w stanie zrobić kilku kroków bez utraty oddechu. Postanowiliśmy wezwać pogotowie, nie mieliśmy możliwości poprosić nikogo o pomoc w transporcie. Dyspozytor po usłyszeniu listy objawów i informacji o tym, że od kilku dni męża bolała noga stwierdził, że to nie jest nagły przypadek i że on przez telefon słyszy, że mąż się nie dusi, więc to zwykłe duszności i mamy czekać do poniedziałku na lekarza rodzinnego albo zgłosić się na pomoc świąteczną, gdzie również są tylko teleporady.
Nie mając wyjścia, musieliśmy wsiąść w autobus i po dwugodzinnej podróży z przesiadkami udało nam się jakoś dopełznąć na SOR.
Diagnoza? Zator płucny, w płucach kilka skrzepów blokujących przepływ krwi. Gdybyśmy posłuchali tego człowieka i czekali na lekarza rodzinnego mąż by nie przeżył.
Brawa dla niego za diagnozę przez telefon, bo "pan się nie dusi, nie słychać żeby pan łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody"...
Legionowo Warszawa SOR
Ocena:
184
(198)
Komentarze