Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87133

przez ~soczystymelon ·
| Do ulubionych
Mam do opisania dwie historie, jedną sprzed kilku lat, w której również ja byłam piekielna i drugą sprzed kilku dni. Historie poniekąd łączą się ze sobą.

Za czasów studenckich często bywałam w pewnym sklepie z odzieżą używaną, głównie gdy raz na kilka tygodni robili wyprzedaż i wszystko kosztowało 1zł. Dla ubogiej studentki nie lada gratka ;)
W sklepie obsługiwała okropna, stara baba, potwornie niemiła i opryskliwa, a jej koleżanki robiły tam za dekoracje, przesiadywały całe dnie, zagadywały klientów i wygłaszały niemiłe komentarze. Na wyprzedaż przyhodzili różni ludzie, pewnie nie zaskoczę Was mówiąc, że wielu z nich wyglądało bardzo ubogo.
Tego dnia grzebałam sobie w ciuszkach i zauważyłam pana... wróć, poczułam pana... Pana, który wionął strzasznie alkoholem. Wyglądał jednak na czystego, zachowywał się spokojnie, jak wszyscy inni przeglądał ciuchy na wieszakach. Ekspedientka patrzyła na niego czujnie, kilka razy upomniała, aby nie grzebał AŻ TAK w rzeczach. Pan wyraźnie nie rozumiał w czym problem, ale nie wdawał się w dyskusję. Wybrałam swoje szmatki i stanęłam w kolejce akurat za tym panem. Kasjerka wyjątkowo długo obsługiwała jakąś swoją znajomą stojącą bezpośrednio przed nim, plotkowała z nią bez pośpiechu przeliczając ciuchy. Według mnie przeciągała to w nieskończność chcąc pokazać panu swoje lekceważenie. Gdy nadeszła jego kolej z drugiej strony kasy podeszła inna koleżanka pracownicy i pani z miłą chęcią obsłużyła ją poza kolejką znów wdając się w plotki. Pan milczał. Gdy kobieta zapłaciła nadal wesoło trajkotały, a ekspedientka wręcz ostatentacyjnie odwróciła się plecami za pana pijaka. Pan zapytał więc spokojnie:

- Przepraszam, obsłuży mnie pani?
- A co? - odpowiedziała kasjerka ze zniesmaczoną miną.
- Chciałbym zapłacić i wyjść.
- Taaa, zapłacić, ciekawe z czego.
- Słucham?
- Przyszedł się tu awanturować?
- O co pani chodzi? Pytam spokojnie.
- Będę chciała to obsłużę!

Pan zrezygnowany odłożył rzeczy na ladę i wyszedł. Panie oczywiście trajkotały dalej, głośno wzdychając:

- I popatrz Bożenko, przyjdzie taki menel i mi się awanturuje!

Nie powiedziałam ani słowa... I w tym moja piekielność. Że zabrakło mi języka w gębie aby wszystkie te jędze sprowadzić do pionu.

Teraz świeża historia. Mimo, że portfel już od lat na szczęście nie jest na przymusowej diecie, nadal lubię pochodzić czasem po second handach.
Kilka dni temu byłam w takim właśnie sklepie. Sklep ma system sprzedaży, którego sama do końca nie ogarniam, ten wieszak -20%, jeansy po 5zł, rzeczy wycenione -30%, rzeczy letnie 10zł i jeszcze nie wiadomo co, a do tego przy kasie często okazuje się, że ktoś coś przewiesił i sukienka wcale nie jest przeceniona i tym podobne historie.

Tamtego dnia zauważyłam sklepie babuleńkę, mała, zgarbiona, skromnie, ale ładnie i czysto ubrana. Taka babinka, która od razu ma się ochotę wziąć pod rękę i przeprowadzić na drugą stronę ulicy. Babinka nieśmiało rozglądała się po sklepie, delikatnie przeglądała rzeczy. Capnęła jakąś sukienkę, podeszła do kasy i spytała kasjerki:

- Przepraszam, niech mi pani powie, ile ta sukienka kosztuje.
- Tam ma pani cennik - odpowiedziała opryskliwie nadąsana panienka.
Tak, ten sam cennik, o którym pisałam wyżej, którego sama nie ogarniam.
- Aha, czyli to będzie sukienka letnia?

Panna wzdycha:

- Nie, to nie jest sukienka letnia!
- A to w takim razie ile kosztuje, bo nie widzę metki z ceną?
- Tam ma pani cennik?
- Ojej, a jakby mi pani powiedziała, bo naprawdę nie widzę...
- A co się pani tak dopytuje, i tak pani nie stać!

Przysłuchiwałam się tej rozmowie i czekałam właśnie na taki moment absolutnej bezczelności, aby się wtrącić. Nie będę przytaczać tu całego monologu, którym zmyłam panience łeb, bo to trochę jak lajkowanie własnych postów na facebooku, ale zmyłam jej solidnie łeb. Obiecałam złożyć skargę do jej szefa. Panienka cały czas tylko głupio się uśmiechała i przewracała oczami. Po buraku jaki pojawił sie jednak na jej twarzy wiem, że poszło jej w pięty.

Z właścicielem sklepu faktycznie rozmawiałam przez telefon. Nie wiem, czy wyciągnie konsekwencje, wyraził ubolewanie i tak dalej, ale kto to wie.
Wyszłam ze sklepu razem z babinką i pokazałam jej inny szmateks w pobliżu, a także dałam swój numer telefonu, w razie gdyby chciała się wybrać na wspólne poszukiwanie perełek. Pani była bardzo zakłopotana sytuacją, jeszcze dobrych kilka minut przeżywała, że narobiła kłopotu, ale ostatecznie chyba udało mi się ją przekonać, że kto tak traktuje klienta, starszą osobą czy w ogóle drugiego człowieka na kłopoty zasługuje.
Mam nadzieję, że aktem pomocy starszej pani trochę odkupiłam swoją winę wobec pana, w którego obronie z tchórzostwa nie stanęłam.

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (180)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…