Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87396

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia covidowa.

W pewien poniedziałek zachorowałam. Nie było mi nic poważnego - lekki katar, lekki kaszel i ogólne uczucie bycia chorym. Stwierdziłam, że nie będę siedzieć pół dnia na telefonie, aby umówić się do lekarza, bo w weekend miałam przeprowadzkę i mogło mnie przewiać.

Niestety w piątek, przy cotygodniowych testach w pracy wyszło, że mam covid. Plusem było to, że pracowałam tylko 2 dni, nikogo nie zaraziłam i nigdzie prawie nie wychodziłam. Panie pobierające wymaz dały znać, że sanepid będzie do mnie dzwonił pewnie po weekendzie, wraz z pozytywnym wynikiem mam nałożoną kwarantannę, sanepid wystawi L4 dla pracodawcy.

Weekend spędziłam w domu, lecząc się witaminami i pijąc dużo wody. Gdy już zaczęłam czuć się lepiej, zauważyłam, ze nawet nie mam dostępu do aplikacji kwarantanny (próbowałam się zalogować - pojawiła się informacja, że nie ma moich danych w systemie). Sprawdziła także i informację na moim panelu pacjenta - nie miałam nic świadczącego o tym, że mam pozytywny wynik na covid i siedzę na kwarantannie. Trochę się zdziwiłam. Znalazłam jednak formularz kontaktowy sanepidu, aby mógł się on skontaktować z osobami po pozytywnym teście. Mieli się ze mną skontaktować po 24 godzinach od zgłoszenia - oczywiście nie muszę tutaj mówić, że żadnego kontaktu nie było.

Zaczęłam się trochę tym stresować, słyszałam historie, jak kwarantanna została nakładana ostatniego dnia na kolejne 10 dni, albo w ogóle. Najbardziej obchodziło mnie zwolnienie lekarskie, które musiało dotrzeć do mojego pracodawcy, a w momencie gdy nie zostałam objęta kwarantanną takiego zwolnienia nie było.

Postanowiłam, że zadzwonię na infolinię sanepidu. Po określeniu sytuacji, że nigdzie nie mam informacji, że jestem na kwarantannie, miła pani przekierowała mnie do sanepidu w Warszawie (gdzie podobno moje badanie miało dotrzeć). Jednak nie udało mi się tam dodzwonić - niestety sanepid był czynny do godziny 16, a ja dzwoniłam chwilę po. Cóż.

Zadzwoniłam następnego dnia na tą samą infolinię. Tym razem niemiły pan powiedział, że mam czekać. Co z tego, że pracodawca czekać nie mógł. Pan stwierdził, że jest dużo przypadków i trzeba czekać na swoją kolej, po czym się rozłączył.

Posłuchałam pana. Czekałam. Jednak następnego dnia już przestałam być taka cierpliwa. Zadzwoniłam ponownie. Znowu trafiłam na miłą panią, ale inną. Stwierdziła, że skoro badanie było robione przez zewnętrzną firmę to prawdopodobnie Sanepid w Warszawie jeszcze nie przyjął wyniku. Dodatkowo poleciła mi napisać maila do sanepidu z załączonym wynikiem testu. Oprócz tego stwierdziła, że najlepiej będzie, jak umówię się na teleporadę ze swoim lekarzem rodzinnym, aby to on nałożył mi kwarantannę i wystawił zwolnienie.

I właśnie ta porada okazała się najlepsza. Moja lekarka po wysłuchaniu sytuacji stwierdziła, że słyszała, że w sanepidzie Warszawskim mają problemy i bez wysyłania potwierdzenia testu nałożyła na mnie kwarantannę i wypisała zwolnienie lekarskie.

Co jest piekielnego w tej historii? Rządzący mimo, że wiedzieli, ze na jesień będzie kolejna fala, nie usprawnili systemu opieki zdrowotnej w sprawie koronawirusa.
Sanepidy nie wyrabiają z ilością chorych.
Laboratorium, które robiło mi test nie wysłało do sanepidu moich wyników, ewentualnie sanepid nie radzi sobie na tyle, że nie przyjmuje testów robionych poza NFZtem. Dwie osoby z trzech na infolinii nie powiedziały mi, że lekarz rodzinny może nałożyć na mnie kwarantannę. Jedyną informacją jaką znalazłam na stronie ministerstwa jest to, że na kwarantannę może skierować tylko sanepid. Dzisiaj jestem na ostatnim dniu kwarantanny, nie miałam żadnego kontaktu ze strony sanepidu, mimo, że prosiłam o to kilka razy. Nie odwiedzała mnie policja, dalej nie mam dostępu do aplikacji.

Trzeba być zdrowym, aby chorować w tym kraju.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (109)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…