Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87422

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Niedawno widziałem tu historię z fiatem 125p w tle, co przypomniało mi naszą rodzinną historię z tym pojazdem. Będzie trochę długo.

Cofnijmy się do lat 70 ubiegłego wieku. Mój dziadek mieszkający na wsi, postanowił kupić samochód (jak wiadomo, w tamtych czasach nie było to łatwe). Pokombinował, tu poszedł z flaszką, tam z bimbrem, wójtowi w żniwach pomógł i udało się. Zdobył pięknego fiata 125p. Obchodził się z nim jak z jajkiem. Jeździł tylko do kościoła i sklepu, pucował, czyścił, na zimę chował do stodoły, no dbał o niego.

Teraz część właściwa. Dziadek miał sąsiada, Henia. To był taki człowiek, że najchętniej to by wziął cudze, bo własnego mu szkoda. Parę przykładów:

1. Tadziu (czyli mój dziadek), skoczmy no traktorem do lasu po drewno, tylko może twoim, co? Bo mój to jakiś niemrawy ostatnio (jego traktor zawsze był niemrawy ostatnio).

2. Tadzik, a zawiózłbyś mnie do lekarza? Wiesz, jak z tym moim samochodem bywa (facet miał skodę 105, którą wstawił do stodoły i tyle było jej jeżdżenia, tak mu szkoda było).

3. To moje ulubione. Henio chciał urządzić przyjęcie po komunii swojego najmłodszego syna u sąsiadów, bo jego dom to za mały "i w ogóle".

Myślę, że już wiadomo, z jakim typem mamy do czynienia. O ile standardowe akcje Henia można było przełknąć, o tyle z samochodem była masakra.

Henio pokochał dziadkowego fiata całym sobą. Gdzieś jechać - fiatem. A jak już wspomniałem, miał swój samochód. Ale najgorsze było jego gadanie:
- Tadziu, ten twój fiat to dopiero gablota jest. A może chodź na grzyby nim pojedziemy, co ma stać.
- Tadziu, mi to by się taki samochód przydał, bo wiesz, ta skodzina to... ech.
- Tadzik, a nie myślałeś może, żeby auto zmienić? Bo jeśli tak, to wiesz, ja bym nie pogardził.

Tych ostatnich było najwięcej. Kto by w środku komuny pozbywał się nowego auta? Ale facet uparł się i praktycznie przy każdej okazji, śmiechem, żartem, ale wspominał dziadkowi, że on by chętnie tego fiata wziął (nawet nie kupił, wziął). Dziadek, chłop o nieskończonej cierpliwości, najpierw mu tłumaczył, że nie da rady, że nie może oddać. Potem zaczął pytać, na co Heniowi drugi samochód, jak ma skodę? A daaaaaaj spokój, ta moja skodzina to... ech.

Ale w końcu dziadek zaczął tracić cierpliwość. No bo ile można, kiedy przychodzi do Was sąsiad i mówi setny raz, że chciałby Wasz samochód. Przy którymś wiejskim weselu, jak obaj sobie popili, Heniu znowu zaczął swój wywód o fiata. Dziadek się wkurzył i mu powiedział, że dostanie fiata, jak to się mówi "po moim trupie". I wtedy, o dziwo, Heniek się zamknął. Na ponad trzydzieści lat.

Ponad trzydzieści? Tak.
Jest rok 2009. Dziadek Tadeusz umarł. Pogrzeb, stypa itd. I teraz najlepsza część całej opowiastki. Dzień po pogrzebie do mojej babci przychodzi pan Henryk.

Heniu (H): Dobry, Tereniu, autko gotowe?
Babcia (B): No dobry, ale o co się rozchodzi?
H: No ja po fiata.
B: Że jak?

Dziadek do końca życia miał fiata. Heniek nadal trzymał w stodole skodę, z której już chyba niewiele zostało po ponad trzydziestoletnim postoju.

H: No po Tadzikowego fiata, przecież wiem, że stoi w stodole u was, to przyszłem po niego.
B: Ale nie rozumiem, po co...
H: No jak, przecie Tadzik umarł, no to fiat do mnie idzie.

Przypomnę, jest dzień po pogrzebie dziadka.

B: Ale po co tobie jego samochód?
H: Bo on mnie obiecał, że "mi go da, jak umrze". No, chłop się przekręcił, to przyszłem zabrać, co moje, nie?

Tu na chwilę babcię zatkało, po czym wywaliła Henia za drzwi i zadzwoniła do mojego ojca, popytać, czy coś wie. Tatuś twierdzi, że nic nie wie, aby samochód miał dostać sąsiad i zabrania babci podejmować jakichś decyzji. Wsiada w samochód i jedzie na wieś (40 minut jazdy, więc był szybko). Zajechał na podwórko, wszedł do domu i pyta babci, o co chodzi dokładnie. Tymczasem Henio, który pewnie zobaczył z okna, że tatuś przyjechał, natychmiast zmaterializował się w domu babci.

H: O, młody, dobrze, że jesteś. Chodź mi pomóż, przepchniemy go od was do mnie, po co benzynę marnować.
Tatuś (T): Panie, o co panu chodzi? Dzień po pogrzebie ojca, a pan przychodzisz, głowę mojej mamie zawracasz, pieprzysz jakieś głupoty.
H: Toć mówię znowu, po fiata przyszłem, zabieram go do siebie, taka była umowa. Że jak się Tadzik przekręci, to ja go dostaję. Tłumaczę i tłumaczę, ale Terenia to głupia i pewno słuch już nie ten.
Tutaj babcia zaczęła pochlipywać.
T: Panie, spier..... stąd, bo po ryju zaraz będzie.
Tatuś kawał chłopa, dwa metry w każdą stronę. Heniu się zapowietrzył, ale wyszedł.

Tata zaczyna uspokajać babcię, ona tłumaczy, że nic nie wie o samochodzie. Za to tata wiedział, że dziadek planował przepisać auto na mnie (no nie zdążył), o czym poinformował babcię. Tata wychodzi na podwórze puścić dymka i oniemiał.

Wrota stodoły otwarte, Heniu wypycha fiaciora. Z soczystym k...a tata leci do niego i bez zbędnych słów pac po mordzie. Następnie za fraki i wrzeszczącego Henia za płot wywalił.
Teraz, żeby nie przedłużać, co robił dalej Henio:

1. Próba zabrania samochodu w nocy.
2. Wzywanie policji, że babcia przetrzymuje jego własność.
3. Próba zabrania samochodu, gdy babci nie było.
4. Straszenie sądem.

Prawem dziedziczenia właścicielką fiata została babcia, która przepisała go na mnie. A kwiatek na koniec.

Pan Henio nie żyje. Miał lat 80 z kawałkiem. Przyczyna - zawał. Babcia znalazła go martwego przy otwartych wrotach naszej stodoły, dzień po tym, jak ja zabrałem fiata do naszego domu. Musiał się chłopina przejąć.

Jak mówiłem, było długo :D A fiat mi służy, piękny klasyk, piękna pamiątka po dziadku Tadziu.

wieś samochód dziadek

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 289 (297)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…