Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87458

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem wam o chorej akcji jaką odwalił mój dawny kolega.

Mieliśmy po 19 lat, kolegę znałem od dziecka. W późnym wieku nastoletnim poprzewracało mu się w deklu i został patusem, ale nie takim zwykłym. Inteligentny, oczytany, skończył zawodówkę i pracował jako fachowiec, zarabiał dobrze zwłaszcza jak na tamte czasy, ale był mentalnym patusem, czyli chlał, ćpał, zadawał się patusami najgorszego sortu i posuwał patolówy.

W jednej z takich pato-lasek się zakochał i spotykali się przez jakiś czas, ale ona w końcu uznała, że to jednak nie to i z nim zerwała. Załamał się i strasznie to przeżywał, bo ogólnie miał bardzo emocjonalny i wybuchowy charakter. Pewnego letniego popołudnia do mnie napisał: "Przyjdź na ruiny, szybko". Ruiny to była nasza miejscówka do picia. Stary, zawalony budynek na zadupiu. Odpisuję, że za godzinę będę, a on mi na to: "Za godzinę to tu znajdziesz mojego trupa". Znając go wiedziałem co się święci. Przyszedłem i co widzę? Kolega siedzi na murku, płacze, obok puste butelki po piwie, a on trzyma w ręku tulipana z butelki i tnie sobie przedramię. Widzę, że tnie w poprzek, a nie wzdłuż, więc dla atencji, a nie dla efektu. Mimo to kilka sznytów już miał, kałuża juchy pod nim była całkiem pokaźna, a on ciął się dalej. Towarzyszyła mu inna znajoma patolówa, która się w nim podkochiwała, ale on wolał tamtą, która go zostawiła. Stała przejęta i nic nie mówiła. Pytam:
- No i po ch*j miałem tu przyjść?
- Chciałem się pożegnać.
- Ja p***dolę, serio? Ogarnij się!

Pogadaliśmy chwilę, odłożył tulipana, ale jucha dalej się leje. Mówię, że wzywam karetkę i tak też zrobiłem. Miejscówka była przy samej drodze dojazdowej, tyle dobrze. Koledze jednak coś odwaliło albo dotarło do niego, że czeka go psychiatryk za próbę samobójczą (bo tak by to pewnie zakwalifikowali) i uciekł w krzaki. Patolówa w pisk i pobiegła za nim. Ja tylko krzyknąłem:
- Gdzie lecisz, poj*bie?! Jak dostanę mandat za wezwanie karetki to ty go będziesz płacił!!!
Karetka przyjechała dość szybko, a ja stoję tam sam, bo kolega bawi się w Tarzana, a pato w jego Jane i razem brykają po krzakach. Wysiadają ratownicy i pytają o co kaman. Objaśniłem sytuację, pokazałem kałużę krwi, butelki po piwie i tulipana na dowód, że nie zmyślam i wyjaśniłem, że kolega poczuł zew natury i uciekł do lasu, znaczy w krzaki. W międzyczasie wróciła patolówa i potwierdziła moje słowa oraz oznajmiła, że nie może znaleźć kolegi. Ratownik przyjrzał mi się uważnie, ale najwyraźniej stwierdziwszy, że jestem trzeźwy i nie kłamię, powiedział że sądząc po ilości krwi i tym, że ciął w poprzek, koledze nic nie będzie, tylko żebyśmy go ogarnęli, owinęli mu czymś rękę i zaprowadzili do domu żeby zdezynfekował rany i się przespał. Zalecili też wizytę u psychiatry. Przeprosiłem za kłopot i pojechali.

Chwilę po tym kolega sam wyszedł z krzaków, zupełnie odmieniony, jakby doznał tam jakiegoś olśnienia. Sam się opatrzył, owinął rękę koszulką i już nie krwawił, a nastrój mu się zmienił o 180 stopni. Wesoły, uśmiechnięty i pyta czy idziemy pić.
- Srić, a nie pić - odpowiadam - jesteś poj***any!
Pytam dlaczego uciekł przed karetką, a on na to, że nie chciał mieć przypału i że nic mu nie jest. No nie wiem, z głową na pewno coś mu było. Potem jednak dałem się namówić i poszliśmy pić, po tym jak kolega poszedł domu i się ogarnął. A z patolówą po jakimś czasie się zszedł, po czym znowu się rozstali, ale tym razem już bez upuszczania krwi.

Ach te patusy.

patologia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (250)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…