Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87697

przez ~PaniBiurwa ·
| Do ulubionych
Spłynęło na mnie dzisiaj objawienie. To było jak strzał diamentowym pociskiem prosto między oczy. Moment całkowitej jasności. Odpowiedź na najważniejsze pytanie świata została mi zesłana transferem danych wprost z planety Melmac i wniknęła w mózg wbrew mojej woli, ale ku mojemu wielkiemu zadowoleniu.

W pracy pracuję z osobnikami płci wszelakiej, jest mnóstwo pań sensownych i bystrych, ale niestety dwie z moich towarzyszek to typowe, stereotypowe baby, dokładnie takie, jak w satyrycznych skeczach albo komediach.

Klachają nieustannie, a ich rozmowy to typowy biały szum. Nie wymieniają informacji ani opinii, po prostu przerzucają się losowymi stwierdzeniami, a co gorsze śmieją się ze wszystkiego, co same powiedzą:

- Zjadłam właśnie kanapkę, hihihi!
- O! A ja lubię kanapki, ale wolę ciastka! Hihihi!
- Tak? A ja lubię małe pieski! Hihih!
- A ja miałam kiedyś psa, hihihi! A teraz mam kota! Hihihi!

Po latach obserwacji mam wrażenie, że ich mózgi działają jak prymitywne boty, wykrywające w tekście tagi i wyrzucające wszelkie stwierdzenia, jakie mogą się z tym tagiem wiązać (przy czym z tagiem "jedzenie" nierozerwalnie wiąże się tag "gruba").

Mają też ciekawą właściwość polegającą na tym, że prawie każdy rzeczownik zastępują zaimkiem; jedyne znane im określenie czasu to "wtedy", a wszystko robi się "tak". Najwyraźniej jednak im to nie przeszkadza, bo skoro w akcie komunikacji komunikat nie ma znaczenia, to nie ma powodu, by zadbać o to, by rozmówca zrozumiał jego treść.

Jedyna koherentna rozmowa, jaką są w stanie przeprowadzić dotyczy metod piłowania paznokci, ewentualnie zauważalnych zmian BMI jakiegoś Bogu ducha winnego współpracownika.

Gdzie piekielność?

Ano czasami koleżanki usiłują rozmawiać też ze mną, przy czym umyka im najwyraźniej, że nie czytam w myślach.

Do niedawna usiłowałam dochodzić, kto to są "oni", co to znaczy "to trzeba zrobić tak" i kiedy będzie "wtedy". Skuteczność była niska, za to próby ustalenia, o czym tak naprawdę rozmawiamy były wyraźnie wyczerpujące dla obu stron.

Piekielne było, że owe próby nie tylko męczyły, ale również oburzały. Przecież koleżanka dziś rano miała rozmowę z kontrahentem (o czym nie musiał wiedzieć nikt poza jej przełożonymi i nią samą, bo pracujemy niezależnie od siebie), zatem to oczywiste, że "on" to rzeczony kontrahent. "Wtedy" dotyczy spotkania, na które koleżanka się wybiera, bo dotyczy jej projektu, a nie mojego w związku z czym nic o spotkaniu nie wiem.

A najgorzej jest, gdy koleżanka przypomni sobie jakąś naszą rozmowę sprzed kilku miesięcy i postanowi do niej nawiązać nie uświadomiwszy mnie, do której rozmowy nawiązuje. Przecież ja tam byłam, byłam świadkiem, więc muszę wiedzieć, co ona sobie właśnie przypomniała! Pojęcie, że wspomnienie mnie w jej głowie a prawdziwa ja to nie to samo całkowicie przerasta biedaczkę.

No i dziś zrozumiałam.

Żeby dać typowej babie satysfakcję z rozmowy absolutnie nie należy ustalać, co ona usiłuje przekazać. Należy tylko co jakiś czas potakiwać, mruczeć z aprobatą lub okazywać zdziwienie i pytać "I co dalej?"

Piekielne jest to, że później niestety baba jest potem przekonana, że o czymś nam powiedziała. Ma pretensje, że nie słuchamy i nie rozumiemy.

Ale, drogie baby, nie dajecie nam wyboru.

Nauczcie się skutecznie komunikować albo nie miejcie pretensji, że się Was nie słucha.

kobiety są z wenus

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (223)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…