Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#87698

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed paru lat, kiedy to byłam młodą dziewczyną i u spowiedzi być może i ostatni raz, zresztą za namową rodziców.

Wielkimi krokami zbliżał się ślub mojego brata ciotecznego.
Zawsze byłam raczej osobą "wierzącą, a nie praktykującą", co wynika z mojego głębokiego przekonania, że lepiej pomodlić się w sercu niż kościele, albo opowiadać jakiemuś obcemu facetowi o grzechach.
Ale też zdaje sobie sprawę z tego, że każdy wierzy w co innego, więc żeby nie było, tak tylko luźno wspomniałam o swoich przekonaniach na potrzeby historii, inne w pełni akceptuję.

Przechodząc jednak do historii, podchodzę do konfesjonału, gdzie widzę starszego księdza i zaczynam opowiadać o swoich grzechach.
Grzechy jak grzechy, raczej takie standardowe, księdza jednak wyjątkowo oburzyły niektóre z nich.
Rozumiem, że grzech to grzech i kościół nie może go pochwalać, jednak to co mi powiedział owy ksiądz zapamiętałam do dzisiaj.
Stwierdził z westchnieniem: "dziecko, ty przecież nie masz żadnego życia duchowego".

Historia z pozoru niewinna, jednak skutecznie zraziła mnie do spowiedzi, szczególnie, że zawsze byłam osobą wrażliwą, która życie duchowe sobie ceniła- choć niekoniecznie akurat to religijne. Pomyślałam sobie, dlaczego obcy ksiądz ma wyrokować o moim życiu duchowym, a co gorsza stwierdzić nieomylnie, że go nie ma? Co o mnie wie i na ile mnie zna oprócz kilku dość pospolitych moich grzechów, żeby mnie tak surowo osądzać?
W każdym razie od tego czasu nie byłam u spowiedzi ani razu i...osobiście mi tego nie brakuje :).

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (45)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…