Jak wiadomo pieniędzy z czasie pandemii nigdy nie ma za wiele i przy obecnych cenach, postanowiłam więc jakiś czas temu trochę sobie dorobić i poszukać dodatkowej pracy zdalnej.
Porozsyłałam, więc CV i następnego dnia dostałam już telefon z propozycją pracy.
Stało się to szybciej niż myślałam, jednak pozostał do naprawienia jeszcze jeden problem, a mianowicie mój zawirusowany komputer, którego nie miałam czasu wcześniej zanieść do serwisu.
I tak zrobiłam, zapytałam też pana z serwisu, czy będzie gotowy na rano za dwa dni- czyli na wtedy, kiedy miałam zaczynać pracę. Odpowiedział, że na pewno zdążą mi go do tej pory naprawić.
Na koniec dodałam jeszcze, że są tam pewne ważne programy, które nie chciałabym żeby zniknęły, na co odpowiedział, że nie ma problemu. Pomyślałam, więc że pewnie wszystko będzie ok i radośnie wróciłam do domu.
I wracam za dwa dni o 9.00, czyli tak jak się z panem umawiałam, bo o 12.00 miałam zaczynać moje szkolenie z pracy i komputer był mi już potrzebny.
Pan nerwowo zaczyna szukać mojego komputera udając, że mnie nie pamięta, po czym dzwoni do swojego kolegi i rozmowa ta wygląda mniej więcej tak:
"Halo, Bartek, gdzie ty jesteś? Jak to w domu, a zrobiłeś ten komputer pani? Nooo Bartek, to pośpiesz się".
Po czym dowiedziałam się, że kolega już wyjeżdża i komputer będzie gotowy za maksymalnie godzinę. Podkreśliłam to, co mówiłam wcześniej, że komputer jest mi bardzo potrzebny na tamten dzień do pracy, po czym usłyszałam tylko, że jak będzie gotowy, to do mnie zadzwonią.
Cała w nerwach czekam aż minie ustalona godzina wreszcie nie wytrzymuję, sama dzwonię.
I co słyszę? Komputer jest jeszcze niegotowy, bo kolega właśnie go robi, będzie gotowy na... 12.00, czyli na wtedy, kiedy zaczynam pracę.
W końcu nie miałam innego wyjścia jak pożyczyć komputer od sąsiadki, moje szczęście jedynie w tym, że była wtedy w domu.
Ale najlepsze nastąpiło dopiero na koniec.
Przychodzę popołudniu po pracy po mój komputer, za ladą tym razem siedzi już pan, który miał się nim zająć, po czym... dowiaduje się, że wgrał nowy system, bo stary był przestarzały, wszystkie programy trzeba zainstalować od nowa, a co gorsza, jak się okazało po powrocie do domu, komputer zacina się przy włączaniu.
I o ile tą ostatnią rzecz zaniosłam z reklamacją, to moja noga już tam więcej nie postanie, o czym Panów na koniec oczywiście poinformowałam.
Co najlepsze i tak mieli zaskoczone miny.
Porozsyłałam, więc CV i następnego dnia dostałam już telefon z propozycją pracy.
Stało się to szybciej niż myślałam, jednak pozostał do naprawienia jeszcze jeden problem, a mianowicie mój zawirusowany komputer, którego nie miałam czasu wcześniej zanieść do serwisu.
I tak zrobiłam, zapytałam też pana z serwisu, czy będzie gotowy na rano za dwa dni- czyli na wtedy, kiedy miałam zaczynać pracę. Odpowiedział, że na pewno zdążą mi go do tej pory naprawić.
Na koniec dodałam jeszcze, że są tam pewne ważne programy, które nie chciałabym żeby zniknęły, na co odpowiedział, że nie ma problemu. Pomyślałam, więc że pewnie wszystko będzie ok i radośnie wróciłam do domu.
I wracam za dwa dni o 9.00, czyli tak jak się z panem umawiałam, bo o 12.00 miałam zaczynać moje szkolenie z pracy i komputer był mi już potrzebny.
Pan nerwowo zaczyna szukać mojego komputera udając, że mnie nie pamięta, po czym dzwoni do swojego kolegi i rozmowa ta wygląda mniej więcej tak:
"Halo, Bartek, gdzie ty jesteś? Jak to w domu, a zrobiłeś ten komputer pani? Nooo Bartek, to pośpiesz się".
Po czym dowiedziałam się, że kolega już wyjeżdża i komputer będzie gotowy za maksymalnie godzinę. Podkreśliłam to, co mówiłam wcześniej, że komputer jest mi bardzo potrzebny na tamten dzień do pracy, po czym usłyszałam tylko, że jak będzie gotowy, to do mnie zadzwonią.
Cała w nerwach czekam aż minie ustalona godzina wreszcie nie wytrzymuję, sama dzwonię.
I co słyszę? Komputer jest jeszcze niegotowy, bo kolega właśnie go robi, będzie gotowy na... 12.00, czyli na wtedy, kiedy zaczynam pracę.
W końcu nie miałam innego wyjścia jak pożyczyć komputer od sąsiadki, moje szczęście jedynie w tym, że była wtedy w domu.
Ale najlepsze nastąpiło dopiero na koniec.
Przychodzę popołudniu po pracy po mój komputer, za ladą tym razem siedzi już pan, który miał się nim zająć, po czym... dowiaduje się, że wgrał nowy system, bo stary był przestarzały, wszystkie programy trzeba zainstalować od nowa, a co gorsza, jak się okazało po powrocie do domu, komputer zacina się przy włączaniu.
I o ile tą ostatnią rzecz zaniosłam z reklamacją, to moja noga już tam więcej nie postanie, o czym Panów na koniec oczywiście poinformowałam.
Co najlepsze i tak mieli zaskoczone miny.
Ocena:
127
(151)
Komentarze