Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87856

przez ~Anatoliy ·
| Do ulubionych
Tytułem wstępu napiszę, że jestem agentem nieruchomości. Dziś o chyba najgłupszym człowiekiem, z jakim zdarzyło mi się współpracować.

Do agencji zgłosił się mężczyzna w wieku pi razy oko 60 lat. Chciał sprzedać mieszkanie po zmarłej niedawno mamie. Po wstępnej rozmowie umówiliśmy się na obejrzenie mieszkania i ustalenie strategii sprzedaży.

Mieszkanie, fakt, duże, ale nieustawne. Bardzo szeroki i długi przedpokój, za to reszta pomieszczeń bardzo mała. Nieciekawa okolica, słynąca z tego, że zamieszkiwana jest w dużej mierze przez tak zwaną i szeroką rozumianą patologię. Sam budynek w nie najgorszym stanie. Mieszkanie w stanie wołającym o pomstę do nieba, że klient pozwolił matce, starszej osobie w takim warunkach. Na oko sam remont i doprowadzenie mieszkania do stanu igła to ok. 100 tys.

Porozmawialiśmy, ja już w głowie miałem cenę od jakiej można zacząć negocjacje, ale klient powiedział, że chce ok. 50 tys więcej. Powiedziałem szczerze, że spróbować można, ale umówmy się, że jest mało realne, chyba, że ceny nieruchomości nie tylko nadal będą rosnąć, ale zwiększy się tempo przyrostu. Wtedy taka cena jest realna... za rok. Ale klient wie swoje, przecież on widzi jakie są ceny, o takie mieszkania to słoiki się zabijają i takie tam inne komentarze, od których ja, jako słoik, miałem ochotę gościem mocno potrząsnąć.

No nic, klient nasz pan, próbujemy. Przez kilka miesięcy faktycznie kilka osób mieszkanie obejrzało, ale za taką cenę nikt nie był poważnie zainteresowany. Klienta poinformowałem, że ogłoszenie wisi na kilku grupach na Facebooku i zbiera niepochlebne komentarze, więc może czas poważnie pomyśleć o obniżeniu ceny. Klient poprosił o pokazaniu mu tych komentarzy a następnie nalegał na dodanie go do tych grup, aby mógł na bieżąco monitorować zainteresowanie mieszkaniem.
Szczęśliwie po jakimś czasie znalazł się potencjalny kupiec. Widział z mieszkaniu potencjał, zaproponował cenę bardzo podobną, do tej którą ja od początku sugerowałem i , o dziwo, klient szybko na to przystał. Za kilka dni mieliśmy dopełnić formalności.

Teraz uwaga... Następnego dnia wchodząc na twarzoksiążkę oczom nie dowierzam. Klient pod prawie każdym postem z ogłoszeniem o mieszkaniu zaczął mieszać osoby krytykujące stosunek realnej wartości mieszkania do żądanej ceny, z błotem. Leciały uje, urwy, izdy, zmaty, z lżejszym debile, kretyni, pajace. Ale co najgorsze zamieścił kilka komentarzy typu "i nie pier (ekhm)nicznie głupot, właśnie sprzedałem to mieszkanie jakiemuś wieśniakowi za 590 tys, i co? łyso wam? Sprzedawca ustala cenę, a wiejskie burki kupują albo trzymają pysk na kłódkę, jak was nie stać!"
Oczywiście od razu pokasowałem wszystkie posty wraz z komentarzami. Ale wiecie co? Za późno. Potencjalny kupiec, który nawet przyznał, że ogłoszenie znalazł na Facebooku, napisał do mnie kilka godzin później, że jednak się rozmyślił, bo nie ufa właścicielowi. Zbieg okoliczności? Być może...
Agencja zerwała z klientem współpracę. Ogłoszenie widziałem jeszcze kilka razy, pisane przez właściciela mniej więcej w ten sposób:

"witam na sprzedasz piękne mieszkanie w ścisłym centrum ładny widok cicha okolica do odświeżenia w razie pytań dzwonić nie negocjuje nie masz pieniędzy nie pisz"

Tylko zawodowa ciekawość każe mi się zastanawiać, za ile poszło...

uslugi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…