Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87878

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam niedawno u psychologa. W toku rozmowy udało nam się dojść do jednej z wielu przyczyn moich ciągłych problemów ze sobą. Tę przyczynę wyparłam z siebie i zakopałam w najtajniejszym zakątku swej duszy. Teraz jednak leży znów na wierzchu i znów kłuje. Ale do rzeczy.

Rok 2003. Właśnie zdałam ostatni ustny egzamin w ramach matury. Mój wynik - czwórki od góry do dołu. Biorąc pod uwagę, ze skala ocen maturalnych kończyła się wtedy na piątce, a plusy i minusy nie były w użyciu - chyba zadowalający?

Wracam do domu, cała w skowronkach. Radośnie oznajmiam rodzinie, że poniżej czwórki nie zeszłam.

A moja babcia na to:

SĄ TACY, CO NA PIĄTKACH ZDAJĄ.

Nie pomogło tłumaczenie, że owszem, zdają, ale po pierwsze niewielu, a po drugie najczęściej są to osoby, którym rodzice wynajmują korepetytorów przygotowujących ich specjalnie do matury. Że ja nie brałam korepetycji, a wręcz ich udzielałam. Że to, co osiągnęłam, osiągnęłam własnymi siłami, w dodatku pomagając rodzeństwo w lekcjach. A wreszcie, ze są takie rodziny, które ucieszyłyby się gdyby ich dziecko zdało maturę W OGÓLE, a nie jeszcze krytykowali wynik.

Nie pomogło.

SĄ TACY, CO NA PIĄTKACH ZDAJĄ.

To do dziś boli, choć do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy.

EDIT: Wychodzi na to, że ludzka pamięć jest mocno wybiórcza... Byłam przekonana, że ta 6 z matury była nieosiągalna. Okazuje się że się myliłam.

Nikt cię tak nie dobije jak własna rodzina

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (205)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…