Rowerzyści czy dzieci? Co jest bardziej niebezpieczne na przejściu dla pieszych?
Mógłby to być mój temat na pracę magistersko- lincencjacko- inżynierską...
Przykładów pewnie na samych Piekielnych miałabym na 5 rozdziałów (dodając podrozdział o wolno biegających zwierzątkach).
Przechodzę ostatnio przez dość duże przejście dla pieszych, szerokości około 10m, przejście przez 5 pasów jezdni. Jest to przejście rowerowo-piesze bez osobnego wydzielonego pasa dla rowerów, co znaczy że rowerzysta może przejechać przez przejście w dowolnym miejscu.
Ludzi z jednej i drugiej strony sporo, więc wiadomo, że podczas przechodzenia jakoś trzeba się między sobą przecisnąć. Idę więc uważnie starając się wpaść w jak najmniejszą liczbę osób i nagle widzę ICH.
Z naprzeciwka - tatuś z mamusią i dzieciak około 6-7 lat. Rodzice idą za rączkę a dzieciak z piskiem biegnie przez przejście, jeszcze pół biedy jakby biegł na wprost, ale on biegnie po skosie na drugą stronę. Jako że sygnał alarmowy (pisko- śmiech) zadziałał na mnie, to musiałam przystanąć na dwa kroki żeby nie mieć odbitej jego czaszki na wysokości uda.
Rowerzysta jadący z tej samej strony co ja (bliżej krawędzi przejścia) już syreny dziecięcej nie słyszał, nie zatrzymał się więc dzieciak wbiegł w niego. Nie można tu powiedzieć że rowerzysta wjechał w dzieciaka bo ten wpadł na tylne koło.
Płacz, krzyk, plątanina z ludzi i roweru na ulicy. Rowerzysta był winny bo miał słuchawki w uszach (takie wygłuszające dźwięki). Mamusia z tatusiem nie widzieli swojej winy w nieupilnowaniu dzieciaka i nauczeniu go jak się zachować na przejściu.
Jak dla mnie, wszyscy czworo powinni wrócić się do podstawówki na lekcję o bezpieczeństwie na drodze.
Mógłby to być mój temat na pracę magistersko- lincencjacko- inżynierską...
Przykładów pewnie na samych Piekielnych miałabym na 5 rozdziałów (dodając podrozdział o wolno biegających zwierzątkach).
Przechodzę ostatnio przez dość duże przejście dla pieszych, szerokości około 10m, przejście przez 5 pasów jezdni. Jest to przejście rowerowo-piesze bez osobnego wydzielonego pasa dla rowerów, co znaczy że rowerzysta może przejechać przez przejście w dowolnym miejscu.
Ludzi z jednej i drugiej strony sporo, więc wiadomo, że podczas przechodzenia jakoś trzeba się między sobą przecisnąć. Idę więc uważnie starając się wpaść w jak najmniejszą liczbę osób i nagle widzę ICH.
Z naprzeciwka - tatuś z mamusią i dzieciak około 6-7 lat. Rodzice idą za rączkę a dzieciak z piskiem biegnie przez przejście, jeszcze pół biedy jakby biegł na wprost, ale on biegnie po skosie na drugą stronę. Jako że sygnał alarmowy (pisko- śmiech) zadziałał na mnie, to musiałam przystanąć na dwa kroki żeby nie mieć odbitej jego czaszki na wysokości uda.
Rowerzysta jadący z tej samej strony co ja (bliżej krawędzi przejścia) już syreny dziecięcej nie słyszał, nie zatrzymał się więc dzieciak wbiegł w niego. Nie można tu powiedzieć że rowerzysta wjechał w dzieciaka bo ten wpadł na tylne koło.
Płacz, krzyk, plątanina z ludzi i roweru na ulicy. Rowerzysta był winny bo miał słuchawki w uszach (takie wygłuszające dźwięki). Mamusia z tatusiem nie widzieli swojej winy w nieupilnowaniu dzieciaka i nauczeniu go jak się zachować na przejściu.
Jak dla mnie, wszyscy czworo powinni wrócić się do podstawówki na lekcję o bezpieczeństwie na drodze.
Ulica
Ocena:
139
(167)
Komentarze