Opowiem Wam o mojej piekielnie oszczędnej mamie. Jeśli Wam się spodoba, opiszę więcej historii.
Moja mama ma coś w rodzaju ukrytego zbieractwa związanego z żywnością. W niewielkim domu jest czysto i schludnie, gość nic nie zauważy, jednak my (jej dorosłe dzieci, które się wyprowadziły) wiemy:
-że niektóre otwarte przyprawy są zbite na kamień i straciły termin 5 lat temu,
-że w ładnych słoikach w szafce przez pół roku razem z kaszą manną siedziały robaki, bo trzeba rybom do stawu zanieść,
-że robiąc nalewki mama ściąga pleśń z zalanych owoców i dalej je szykuje,
-że w lodówce jest specjalna półka na podpsute wędliny, które po kawałku można dawać podwórkowym kotom (!),
-że lodówka jest pełna, ale zwykle nie ma co zjeść, zamrażalnik i duża zamrażarka są wypełnione po brzegi od kilku lat tym samym jedzeniem,
-że dziś na obiad jest mięso po terminie (jedną z paczek otworzyłam 3 dni temu i od razu wywaliłam) porządnie umyte i przyprawione w bajerancki, azjatycki sposób, by aromat zwalić na imbir i mleko kokosowe.
Co się zepsuje, można jeszcze zjeść. Czego się nie da, można dać kotom, czego koty nie zjedzą (a jedzą praktycznie wszystko), wydziobią ptaki. I nie, skrajnej biedy nie ma. Po prostu szkoda wyrzucić jedzenie, którego kupią za dużo, zaplanują a potem są zbyt zmęczeni i nie ma gdzie zamrozić, by się nie zepsuło.
A jak się przyjedzie w odwiedziny, to z lodówki prawie zawsze daje padliną.
Moja mama ma coś w rodzaju ukrytego zbieractwa związanego z żywnością. W niewielkim domu jest czysto i schludnie, gość nic nie zauważy, jednak my (jej dorosłe dzieci, które się wyprowadziły) wiemy:
-że niektóre otwarte przyprawy są zbite na kamień i straciły termin 5 lat temu,
-że w ładnych słoikach w szafce przez pół roku razem z kaszą manną siedziały robaki, bo trzeba rybom do stawu zanieść,
-że robiąc nalewki mama ściąga pleśń z zalanych owoców i dalej je szykuje,
-że w lodówce jest specjalna półka na podpsute wędliny, które po kawałku można dawać podwórkowym kotom (!),
-że lodówka jest pełna, ale zwykle nie ma co zjeść, zamrażalnik i duża zamrażarka są wypełnione po brzegi od kilku lat tym samym jedzeniem,
-że dziś na obiad jest mięso po terminie (jedną z paczek otworzyłam 3 dni temu i od razu wywaliłam) porządnie umyte i przyprawione w bajerancki, azjatycki sposób, by aromat zwalić na imbir i mleko kokosowe.
Co się zepsuje, można jeszcze zjeść. Czego się nie da, można dać kotom, czego koty nie zjedzą (a jedzą praktycznie wszystko), wydziobią ptaki. I nie, skrajnej biedy nie ma. Po prostu szkoda wyrzucić jedzenie, którego kupią za dużo, zaplanują a potem są zbyt zmęczeni i nie ma gdzie zamrozić, by się nie zepsuło.
A jak się przyjedzie w odwiedziny, to z lodówki prawie zawsze daje padliną.
Ocena:
196
(206)
Komentarze