Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88108

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio pojawiło się kilka historii o oszczędnych ojcach, więc dodam też o moim.

Ojciec też należy do osób, które nie lubią wydawać pieniędzy. Z jedną znaczącą różnicą - nie lubi ich wydawać na kogokolwiek poza samym sobą. Na swoje dzieci w szczególności.

Rodzice rozwiedli się jak byłam w gimnazjum. Trudno, zdarza się. Z ojcem kontakt miałyśmy różny, ale ogólnie można powiedzieć, że on był. Widzieliśmy się raz na kilka miechów, czasami pisaliśmy na fb. Mi to akurat nie przeszkadzało, bo, jakkolwiek to zabrzmi, nie przywiązuję wagi do ludzi. (Jest to osobna kwestia, której wolałabym na razie tu nie przytaczać)

Więc żyliśmy sobie nowym życiem, aż do 18, gdy ojciec zaczął kombinować, jak by tu zrobić, by jak najmniej nam płacić alimentów. Siostrę próbował "zmotywować" do chodzenia na lekcje przez obcinanie jej alimentów, ale kasa oczywiście szła całkowicie na jego i jego zachcianki. Mi obcinał kasę o połowę bo niby nie miał. A dla mnie był bohaterem, robił takie fajne rzeczy, opowiadał super historie. Więc wierzyłam mu i zgadzałam się na połowę pieniędzy. Nawet gdy chwalił się nowymi słuchawkami czy głośnikiem. Zawsze tłumaczył, że wyrwał jakoś po taniości, albo oszczędzał. A warto wspomnieć, że były to rzeczy porządne i markowe.
Ale ojciec przecież by mnie nie okłamywał na kasę, prawda?

Tak naprawdę wszystko co dostawałam szło na studia. Wybrałam sobie niszowy kierunek o ogromnym obłożeniu, więc wieczorowe były dla mnie jedyną opcją. Alimentów akurat starczało na tyle, żebym mogła płacić za uczelnię i czasami wyskoczyć ze znajomymi na jakiś fast food. Utrzymywała nas mama, więc chociaż nie musiałam się przejmować płaceniem za dom czy jedzenie.

Wszystko się zaczęło psuć, gdy wzięłam dziekankę. Po pierwszym roku studiów byłam wykończona, potrzebowałam czasu dla siebie, chciałam zająć się swoimi pasjami i podróżować.

Wtedy ojciec stwierdził, że skoro robię sobie roczną przerwę od studiów, to jego alimenty automatycznie przestają obowiązywać. Ale że jest "takim dobrym człowiekiem" powiedział, że może mi i siostrze dawać połowę tego, co dawał do tej pory, o ile będziemy mu pomagać w szkoleniach. Nie zapomniał przy tym wspomnieć, jaka to ogromna okazja dla nas, ile się nauczymy, jak ogromną wiedzę nam przekaże.

Teraz się czuję, jak oszukany praktykant, któremu dają cudowną ofertę pracy, ale zamiast pieniędzy dostaje wpis do CV.
Tak więc robiłam za jego asystentkę. Drukowałam ulotki, przygotowywałam zestawy na spotkania, pomagałam mu w projektach, którymi się zajmował. A on bez mrugnięcia okiem wykorzystywał mnie za połowę pieniędzy, która prawnie mi się należała. Robił to nawet, gdy wróciłam na studia. Potrafił się obrazić, że w czasie sesji się uczę, a nie lecę do niego pomagać w projektach. Bo przecież on mi daje pieniądze.

A pewnego dnia dowiedziałam się, że nie może sobie sam stwierdzić, że przestaje mi płacić, bo miałam rok przerwy. Że tylko sąd może zdjąć obowiązek alimentacyjny, gdy będę w stanie utrzymać się samodzielnie.

Studiuję dziennie, nie mam jeszcze pracy, matka utrzymuje nas obie, a ojciec w ogóle przestał czuć się za nas odpowiedzialny.
Poczułam się okropnie. Myśl, że ktoś, komu tak ufałam, oszukiwał mnie na kasę, zabolała. I to strasznie. Więc poszłam z nim to wyjaśnić. Starałam się mówić konkretnie, rzeczowo i spokojnie. Że mam nadzieję, że to pomyłka, że wierzę, że nie oszukiwałby mnie celowo, że chcę to wyjaśnić.

A on? Robił wszystko, żebym poczuła się winna podczas tej rozmowy.
- A ile jeszcze pieniędzy ci potrzeba? (zapytane takim tonem, jakbym codziennie wyciągała od niego setki złotych na pierdoły).
W trakcie, gdy mówiłam o moich uczuciach westchnął ciężko z zastanowieniem.
- A wiesz? Tak sobie myślę, że ja nigdy nie prosiłem rodziców o pieniądze na studia.

I tutaj dwie sprawy.
Po pierwsze - muszę osobno prosić o pieniądze na studia, bo z połowy alimentów nie byłoby mnie na nie po prostu stać. Pierwszy rok opłacałam sobie bez problemu. Teraz nie kupuję sobie nawet książek, bo ledwo mnie stać na odłożenie mojej części.
Po drugie - to też kłamstwo. Rodzice długo dostawali pieniądze i na swoje potrzeby i na nas. Rodzina się zrzuciła na nasze pierwsze i drugie mieszkanie, a ojcu nawet dali pieniądze na to, w którym żyje aktualnie.

W wieku 40 lat dostał od rodziny mieszkanie, ale twierdził, że wstyd byłoby mu prosić rodziców o pieniądze na studia. Mówił wszystko, żebym poczuła się źle, że potrzebuję pieniędzy na życie i studia. Co najlepsze, bardzo ceni edukacje i chce, żebym miała jakieś wykształcenie. Ale szkoda mu, że musi się do tego dokładać.

Ciekawostka - jakiś tydzień po tym, przypadkiem znalazłam u niego fakturę. Kupował ubrania, żeby ze znajomymi nagrać jakąś rekonstrukcję historyczną. Albo na bal przebierańców, nie wiem.
Cena? Dwukrotność tego, co z takim bólem mi płaci.

Tutaj można zapytać, czemu nie znajdę sobie pracy na weekendy? W końcu co tam dla mnie, studiować 5 dni w tygodniu, pracować w weekendy, a w pozostałe dni się uczyć. Szukam pracy na wakacje, ale w roku szkolnym odebrałaby mi cały wolny czas.
Mam swoją pasję. Rzecz, którą zajmuję się od pierwszych klas podstawówki i poświęcam na to każdą wolną chwilę. Jest to dziedzina artystyczna, więc ciężko na tym w ogóle zarobić, ale od dobrych kilkunastu lat robię wszystko, żeby to zmienić. Jeżeli miałabym powiedzieć, że coś się dla mnie liczy w życiu, to właśnie to.

I tu dochodzimy do kolejnego elementu dyskusji.
[O]jciec: Skoro brakuje ci pieniędzy, to czemu nie pójdziesz do pracy?
[J]a: (powody podane wyżej). Dodatkowo wiesz, że każdą wolną chwilę przeznaczam na pasję. Jak pójdę do pracy to już w ogóle nie będę miała na to czasu. Studia to mogą być moje ostatnie lata, gdy mogę tworzyć.
O: Ale nie zarabiasz na tym.

Może głupota, ale było jak cios w serce. Jakby powiedział, że moja pasja się nie liczy, że ma to totalnie gdzieś. Bo skoro na tym nie zarabiam, to dlaczego miałoby to mieć znaczenie? W jego oczach ważniejsze jest to, żeby nie musiał na nas płacić, niż żebym realizowała się w kierunku, który kocham.

Jeżeli tylko nie musi, to nie wydaje na nas grosza. Dzień Dziecka? Nie pamiętam, kiedy ostatnio dostałam od niego życzenia. Czasami tylko powtarza, że przecież nie jesteśmy już dziećmi. Dzień Kobiet? Byłam w szczerym szoku, że niektóre dziewczyny dostają od ojców chociażby różę.


Na Boże Narodzenie czasami siostra zostaje u rodziny matki. Trochę ją rozumiem, ale sama staram się podzielić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni (spoiler - nikt nigdy nie jest zadowolony). Jeżeli siostra nie przyjedzie na święta, nie przejmuje się nawet, by kupić jej jakiś prezent. To dla niego chyba wygodne, że może oszczędzić te kilkadziesiąt zł na własnej córce. A potem narzeka, jaka to ona zła, że nie mają kontaktu.

Przy rozwodzie sąd zasądził, że z ojcem mamy spędzać co drugi weekend i dwa tygodnie wakacji. Czas spędzaliśmy raz na miesiąc, ale nie o tym.
Wiecie ile razy zabrał nas na wakacje?
Raz. I to tylko mnie, bo z siostrą nie miał już prawie kontaktu. Postanowił pojechać do kraju, w którym jestem absolutnie zauroczona. To jest super, przyznaję. Wymyślił super-oszczędną wycieczkę, ale tak, by zobaczyć wszystko - też spoko.

Ale ponieważ to taki ogromny wydatek, to skoro jadę, stwierdził, że się dorzucę. Bo przecież on sam nie będzie mi fundował wakacji, chyba mnie poj3bało. Zapłaciłam więc za samolot, co prawdopodobnie wyszło 1/3 całej sumy.
Wyobrażacie sobie być dorosłym facetem, pierwszy raz od lat zabierać dziecko na wakacje i kazać ledwo pełnoletniej dziewczynie płacić kilka tysięcy za samolot, żeby nie być w plecy?

I to nie tak, że jego nie było stać. Bo sam w ciągu tych lat wiele razy był za granicą. A to pojechał sobie na Kubę uczyć się tańca, a to do Norwegii, żeby zobaczyć zorzę polarną, a to zorganizował sobie jakiś grupowy wyjazd. Kupuje sobie drogie sprzęty, komiksy, książki, ciągle chwali się nowymi gadżetami, które kupił, albo dostał w ramach współpracy. Często opowiada, że dostał x zł za jakąś akcję, albo organizuje wielkie wydarzenie. A potem magicznie nie ma pieniędzy na nic, więc ja mam wyrzuty sumienia, gdy raz na pół roku pójdę do knajpki bardziej eleganckiej niż KFC.

Więc nie brakuje mu pieniędzy. Po prostu szkoda mu ich na nas. A co najgorsze, czasami sprawia wrażenie, jakbyśmy w jakiś sposób były winne temu, że się urodziłyśmy. Bo on w naszym wieku musiał wychowywać dwójkę dzieci (nieplanowanych ofc). Czasami się zachowuje jak męczennik w związku z tym. Jakby zrobił swoje, więc powinnyśmy być mu wdzięczne i pozwolić mu zająć się swoim życiem, a nie oczekiwać, że na studiach będę dostawać od nich jeszcze jakąkolwiek pomoc.

Wspomina o tym często, więc tym bardziej się czuję jak utrapienie. Jakbym zniszczyła rodzicom życie i teraz tylko czekają na odzyskanie go. Podejrzewam, że może to być jeden z powodów moich problemów psychicznych.


Siostra rozważa, czy nie pójść do komornika po pieniądze, których nie płaci jej od kilku lat. Sama bym to zrobiła, gdyby ojciec tak często nie powtarzał, że "pójście do sądu to najgorsza rzecz, którą można zrobić w rodzinie i to jest coś, czego nigdy bym nie wybaczył".

Ale czasem się zastanawiam, czy faktycznie by mi to przeszkadzało...

rodzina

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (206)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…