Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88120

przez ~Arekkkk ·
| Do ulubionych
Na podstawie historii https://piekielni.pl/88090

Na studiach mieszkałem na jednej stancji z Arkiem. Arek był nieco starszy, jednak nie studiował, tylko pracował na budowie. Nie był jednak stereotypowym budowlańcem, który dzień zaczyna od "małpeczki" w drodze do pracy. Był kulturalny, dało się z nim pogadać na praktycznie wszystkie tematy. Poziom jego kultury najlepiej obrazuje taka historyjka.

Któregoś weekendu byłem w domu rodzinnym kiedy dostałem telefon od Arka "Cześć! Mogę się Twoim ketchupem poczęstować? Zapomniałem kupić, a nie chce mi się teraz specjalnie lecieć." Przecież gdyby go wziął bez pytania nigdy bym tego faktu nie zauważył.

O Arku wiedziałem, że pochodzi z miejscowości oddalonej o kilka km od miasta, gdzie mieszkaliśmy. Kiedyś pokazywał mi jakieś zdjęcia na telefonie i był tam jego dom rodzinny. Był to duży dom, zadbany. Podobnie było z ogrodem. Przed tym, jak wprowadził się na naszą stancję mieszkał tam z rodzicami i młodszym bratem. Dziwiłem się trochę, czemu zrezygnował z mieszkania w ładnym, wygodnym domu, na rzecz wynajmowanego, ciasnego pokoju w mieszkaniu z obcymi ludźmi, tym bardziej, że z tego co opowiadał o rodzicach to byli to normalni ludzie, żadna patologia.

No ale każdy ma swoje racje. Pomyślałem, że może po prostu chciał się usamodzielnić, spróbować życia na swój rachunek.
Jednak pewnego wieczoru przy piwku, Arek opowiedział mi swoją historię. Miał on młodszego brata, którego rodzice faworyzowali. Też właśnie taki "błękitny ptak", co skończył szkołę i siedział w domu, od czasu do czasu łapiąc się jakichś dorywczych zajęć w pobliskiej pieczarkarni, aby mieć na piwko i ziółko.

Przykładem faworyzowania była np. taka historia: Arek jeszcze w szkole średniej dorabiał nocami albo w weekendy przy łapaniu kur i indyków. Którejś soboty wrócił ok. 9-tej czy 10-tej rano, zmęczony po całej nocy ciężkiej pracy. Ich mama, która akurat robiła coś w ogródku, zaczęła krzyczeć, żeby przyszedł i jej pomógł. Kiedy zapytał czemu nie poprosi o to braciszka usłyszał "Niech sobie pośpi...", Podobnych historii było więcej, jednak jakoś ta mi utkwiła w pamięci.

Arek jakoś krótko po tym jak zaczął pracować, przejechał się samochodem kolegi. Jak sam stwierdził- "zakochał się", i od tej pory jego motywacją do pracy było uzbieranie pieniędzy na taki sam model auta. W końcu udało mu się- uzbierał pieniądze, kupił auto i to z zaufanych rąk, zadbany egzemplarz. Był z siebie dumny, bo nikt mu nie dał złotówki, auto kupił w całości za swoje, uczciwie zarobione na budowie pieniądze. Auto było jego oczkiem w głowie. Mył, pucował. Chociaż palił fajki, to nigdy nawet jednego nie zapalił w środku.

Pewnego dnia do Arka zadzwonił kolega z gimnazjum, z którym się cały czas przyjaźnił, i zaproponował mu wyjazd do pracy do Irlandii. Arek skorzystał, bo oferta była naprawdę atrakcyjna finansowo. Swoje ukochane autko schował do garażu, a kluczyki i dokumenty dał na przechowanie swojej mamie, mówiąc, aby dobrze je schowała przed młodszym bratem, bo ten od razu jak dowiedział się, że Arek wyjeżdża, to był święcie przekonany, że zostawi mu swoje auto do dyspozycji. Arek mu jednak odparował "Zarób na swoje!".

Kiedy Arek wrócił po kilku miesiącach i wsiadł do swojego auta, to aż go cofnęło- syf w środku i smród fajek. Od razu poleciał z awanturą do brata, a ten w żywe oczy wypierał się wszystkiego. Było to oczywiście kłamstwem- kilkoro znajomych widziało go w tym czasie jak woził się samochodem Arka, zarówno sam, jak i z paczką kumpli. Arek obliczył, że zrobił jego autem jakieś 6-7 tysięcy km (na podstawie jakichś kwitów z wcześniejszych napraw, gdzie był zapisany przebieg).

Arek zrobił wtedy kolejną awanturę bratu i zażądał od niego, aby po pierwsze posprzątał auto, po drugie oddał mu pieniądze za eksploatację auta (filtry, opony, ubezpieczenie itp.). Braciszek jednak wypiął się na niego i wymigał się od wszystkiego, a w jego obronie stanęli rodzice "Daj spokój, Ty przewrażliwiony jesteś. To tylko samochód." "Tak w ogóle to mógłbyś mu oddać ten samochód. Przywiozłeś pieniędzy zza granicy to kupisz sobie lepszy..." Podobno na pytanie "To ja po to za***lałem za granicą, żeby temu gnojkowi prezenty robić?! Niech sam jedzie i sobie zarobi!" nie odpowiedzieli nic.

Od tego czasu atmosfera w ich domu była mało przyjemna. Któregoś piątku Arek wrócił styrany po całym dniu pracy, a ojciec do niego "Łap się szybko za kosiarkę, bo zaraz będzie padać, a trawa już wysoka!" Czemu młodszy nie mógł tego zrobić? "On się z kolegami umówił..." Arek powiedział, że ma to gdzieś, on nie będzie po całym dniu ciężkiej pracy jeszcze latał z kosiarą, a jego braciszek po całym dniu grania na kompie latał na piwko z koleżkami.

Następnego dnia z niezapowiedzianą wizytą wpadł ktoś z rodziny (dziadkowie, albo wujostwo chyba, nie pamiętam już). Ojciec Arka zaczął się kajać, że podwórko zaniedbane, nie skoszone "bo Areczkowi się nie chciało..." Te słowa zadziałały na Arka jak płachta na byka. Wykrzyczał wszystko co mu na wątrobie leżało i wdali się w awanturę z ojcem. Na tyle ostrą, że kilka dni później mieszkał już u nas na stancji.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 304 (310)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…