Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88196

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Druga historia o "pogryzieniu" mnie przez psa (no tak, mam za dużo wolnego czasu dzisiaj). A historia (+ druga, zasłyszana przeze mnie bezpośrednio po zdarzeniu), ma na celu uświadomienie ludziom, jak bzdurne jest stwierdzenie, że pies "ma to w genach".

Wspominałam w którejś historii o Dino, psie mojego kolegi Krzyśka. Dino był typowym "wielorasowcem", ale teraz, jak wspominam jego wygląd i zachowanie, myślę że miał sporo genów którejś z ras stróżujących. Oczywiście nigdy nie był szkolony, nigdy nie był niczego uczony, a ojciec Krzyśka (czasem ze mną rozmawiał), wręcz z dumą stwierdzał, że z Dina to taka mądra bestia, nikt go tego nie uczył, a na posesję wpuści każdego, nie wypuści nikogo. Średnio mnie to interesowało, chociaż ze dwa-trzy razy Dino wypuścił mnie bez problemów...

Dobra, do rzeczy. Zima była, kupiłam sobie nowe rękawiczki. Po dwóch dniach stwierdziłam, że mi się nie podobają i zamieniłam się z koleżanką na inne- ona nosiła swoje przez dłuższy czas. Akurat byłam u Krzyśka, wyszłam z jego domu i czekałam na niego, myślałam o niebieskich migdałach głaszcząc przy okazji Dino. Machinalnie wyjęłam rękawiczki z kieszeni i naciągnęłam jedną na dłoń- tuż przed psim pyskiem. Efekt łatwy do przewidzenia- pies (mocno terytorialny), "zaatakowany" nagle obcym zapachem, zareagował agresją na źródło tego zapachu, po prostu złapał mnie zębami za rękę. Nie wiem, kto był bardziej zaskoczony, jak już zorientowaliśmy się w tej sytuacji, ale bardziej zawstydzonego psiego pyszczka nie widziałam chyba już nigdy. Co nie zmienia faktu, że ślady psich zębów mocno się odcisnęły na mojej dłoni...

Sytuacja druga. Mój wujek kochał, uwielbiał podhalany (taka polska rasa psa pasterskiego). Zawsze choć jednego miał "na stanie", mimo że mieszkał w centralnej Polsce. Od razu mówię - psom zapewniał odpowiednią ilość ruchu i bodźców, które zazwyczaj mają przy stróżowaniu owiec (to rasa psów pasterskich), dbał o nie i miały u niego odpowiednie warunki. Psy kupował od hodowców, nie z żadnych pseudo hodowli. Jeden z jego podhalanów, mimo że w pełni rasowy i rodowodowy, przejawiał cechy zazwyczaj obce psom pasterskim- duża doza agresji w stosunku do ludzi. Wujek wydał majątek na odpowiednie szkolenie psa, agresja została opanowana i pies był pod pełną kontrolą (Lindy NIGDY nie zaatakował nikogo), posłuszniejszego psa w życiu nie widziałam, ale i tak to był jedyny pies, którego się naprawdę bałam...

A, dobra, zapędziłam się w dygresję (ale chyba ważną), a teraz druga historia. Jak wspominałam, wujek rokrocznie wyjeżdżał w Tatry, zawsze z "aktualnym" psem. Podczas któregoś wyjazdu gospodarz, u którego się zatrzymał, zapytał go, czy mógłby wziąć Lindiego na halę, do pilnowania owiec. "No panocku, przeca to padhalan, rasowy, rodowodowy, on ma to w genach". Nie wiem, jakie zaćmienie na wujka spadło, że się zgodził. Rasowy i rodowodowy podhalan zagryzł owcę, która usiłowała się oddalić od stada. Tak, instynkt zadziałał, nie wolno pozwolić oddalić się owcy, efekt chyba niekoniecznie zadowolił ludzi...

Do czego zmierzam - do bezkrytycznej wiary w stwierdzenie "on ma to w genach". Owszem, pewne rasy psów mają w genach PREDYSPOZYCJE do pewnych zachowań. Natomiast UMIEJĘTNOŚCI już zależą od człowieka- jego właściciela. No proste, jeśli czegoś nie nauczymy psa, to nie będzie tego umiał. Fajnie jest, kiedy w wyborze rasy psa kierujemy się predyspozycjami pewnej rasy, ale jeśli nic więcej (poza wyborem rasy) nie zrobimy w tym kierunku, to może nas spotkać wielkie rozczarowanie. Z psem trzeba pracować, jego nic nie olśni, nie oświeci, nie podpowie mu, jak się zachowywać. On co najwyżej instynktownie wie, CO ma zrobić, ale już nie wie JAK. I potem zdziwienie, że pies pasterski zagryzł owcę, pies stróżujący zagryzł intruza, a piesek "rodzinny" gryzie po kostkach wszystkich, jak leci...

P.S. Pekińczyki nie nadają się na "psy rodzinne". Są egocentrykami i muszą być w centrum uwagi, absolutnie nie nadają się do towarzystwa dzieci, zwłaszcza małych.

P.P.S. Najmniej niebezpieczne dla człowieka są psy tzw. "ras niebezpiecznych", czyli rasy hodowane kiedyś do walk psów. Dlaczego? Te psy nie miały prawa okazać nawet cienia agresji w stosunku do człowieka, podczas walk były przez człowieka rozdzielane, osobniki agresywne wobec ludzi były eliminowane z dalszej hodowli.

Może i wyważam otwarte wrota, może piszę "oczywistą oczywistość", ale jak widzę i słyszę opinie ludzi na temat psów - i to zarówno "psiolubów", jak i tych nie lubiących psów, to mi się kałasznikow sam odbezpiecza... Serio... Taki poziom niezrozumienia zachowań gatunku, koegzystującego z nami od baaardzo dawna, po prostu przeraża.

relacje_międzygatunkowe

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (158)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…