O tym jak pazerność zgubiła janusza biznesu.
W moim rodzinnym miasteczku był bar, typu pizza, hamburgery, zapiekanki, zestawy obiadowe, piwo i wódka. Bar ten miał 2 mocne strony:
1. Właściciel nie pytał o dowód osobisty ;)
2. Panią Zosię - kucharkę, która wszystko robiła pyszne- zapiekanki, rosół, surówkę, kompot, schabowego, pierogi- no po prostu wszystko umiała doprawić, przyszykować.
W związku z powyższym interes się kręcił- małolaci przychodzili napić się piwka, dojrzalsza klientela zjeść smaczny obiad. Jednymi ze stałych klientów była grupka 4-5 panów, dosyć majętnych jak na nasze miasteczko (jeden z nich był lekarzem, inny dyrektorem, itp.). Panowie spotykali się średnio raz na tydzień i nie szczypali się z kasą- wódeczka, przekąski zimne, dania gorące. Ich rachunek zawsze wynosił kilkaset złotych, co jak na ten bar było znaczącą kwotą.
Pazernemu właścicielowi było jednak za mało i postanowił "dorobić". Dopisał w/w panom, do rachunku jakieś dodatkowe produkty, myśląc, że pod wpływem alkoholu nie zauważą. Na jego nieszczęście się przeliczył. Panowie zauważyli, wywiązała się awantura, i od następnego weekendu zmienili lokal.
Janusz nie mógł przeboleć tak dużej straty i postanowił ją sobie chociaż trochę odbić na Pani Zosi. Uciął jej wypłatę, bezczelnie twierdząc, że to z jej winy dobrzy klienci przestali przychodzić, bo coś tam było niedobre, czy też zatruli się. Pani Zosia znała prawdę, a że już wcześniej miała utarczki z szefem, to ta sytuacja tylko przelała czarę goryczy. Pani Zosia rzuciła fartuch na środek kuchni i wyszła trzaskając drzwiami.
Jako, że małe miasteczko ma to do siebie, że wszyscy wszystko wiedzą, to wieść o tym dotarła do konkurencyjnej knajpy, która zatrudniła Panią Zosię u siebie, a ta wieść z kolei rozeszła się po miasteczku. Przez to knajpa, gdzie teraz pracuje Pani Zosia, zyskała grono nowych klientów, tęskniących za smakiem jej potraw.
Janusz wkrótce musiał zwinąć biznes, bo z samych małolatów, siedzących cały wieczór przy jednym piwku, plus kilku innych, bardziej leciwych pijaczków, nie był w stanie się utrzymać.
W moim rodzinnym miasteczku był bar, typu pizza, hamburgery, zapiekanki, zestawy obiadowe, piwo i wódka. Bar ten miał 2 mocne strony:
1. Właściciel nie pytał o dowód osobisty ;)
2. Panią Zosię - kucharkę, która wszystko robiła pyszne- zapiekanki, rosół, surówkę, kompot, schabowego, pierogi- no po prostu wszystko umiała doprawić, przyszykować.
W związku z powyższym interes się kręcił- małolaci przychodzili napić się piwka, dojrzalsza klientela zjeść smaczny obiad. Jednymi ze stałych klientów była grupka 4-5 panów, dosyć majętnych jak na nasze miasteczko (jeden z nich był lekarzem, inny dyrektorem, itp.). Panowie spotykali się średnio raz na tydzień i nie szczypali się z kasą- wódeczka, przekąski zimne, dania gorące. Ich rachunek zawsze wynosił kilkaset złotych, co jak na ten bar było znaczącą kwotą.
Pazernemu właścicielowi było jednak za mało i postanowił "dorobić". Dopisał w/w panom, do rachunku jakieś dodatkowe produkty, myśląc, że pod wpływem alkoholu nie zauważą. Na jego nieszczęście się przeliczył. Panowie zauważyli, wywiązała się awantura, i od następnego weekendu zmienili lokal.
Janusz nie mógł przeboleć tak dużej straty i postanowił ją sobie chociaż trochę odbić na Pani Zosi. Uciął jej wypłatę, bezczelnie twierdząc, że to z jej winy dobrzy klienci przestali przychodzić, bo coś tam było niedobre, czy też zatruli się. Pani Zosia znała prawdę, a że już wcześniej miała utarczki z szefem, to ta sytuacja tylko przelała czarę goryczy. Pani Zosia rzuciła fartuch na środek kuchni i wyszła trzaskając drzwiami.
Jako, że małe miasteczko ma to do siebie, że wszyscy wszystko wiedzą, to wieść o tym dotarła do konkurencyjnej knajpy, która zatrudniła Panią Zosię u siebie, a ta wieść z kolei rozeszła się po miasteczku. Przez to knajpa, gdzie teraz pracuje Pani Zosia, zyskała grono nowych klientów, tęskniących za smakiem jej potraw.
Janusz wkrótce musiał zwinąć biznes, bo z samych małolatów, siedzących cały wieczór przy jednym piwku, plus kilku innych, bardziej leciwych pijaczków, nie był w stanie się utrzymać.
Ocena:
227
(231)
Komentarze