Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88290

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Większość z nas przechodziła przez to co najmniej raz w życiu: stres przed pierwszym spotkaniem, szykowanie się godzinami do wyjścia, paniczny bieg na autobus/pociąg/tramwaj/taksówkę (bo oczywiście jak człowiekowi zależy na czasie, to zawsze wyjdzie za późno), starania o wywarcie najlepszego pierwszego wrażenia i niecierpliwe czekanie na telefon - który nigdy nie dzwoni...
Tak, dzisiaj będzie o rozmowach o pracę :) Zaznaczę, że nie będzie tu narzekania na legendarne "Oddzwonimy, nawet jeśli nie będziemy zainteresowani", bo to bardziej taki zwrot grzecznościowy, niż realna obietnica ;)


1. Firma, związana z wyposażeniem biurowym, BOK. Pierwsze doświadczenie zawodowe (call center) miałam za sobą, ale wciąż byłam świeżakiem na rynku pracy. Jako biedna studentka,
na rozmowę przybyłam komunikacją miejską. Autobus wywiózł mnie w bezchodnikową okolicę - z gracją pijanej czapli, brodziłam sobie w wiosennym błocku. Czarne szpilki szybko zmieniły kolor na brąz. Na szczęście, pani kadrowa była wyrozumiała. I zachwycona moją osobą. Firma miała otworzyć swój telefoniczny BOK, pani stwierdziła, że mam szansę zostać kierowniczką i stworzyć nową strukturę w firmie od podstaw! Korporkowa ambicja została we mnie poważnie rozbudzona. Dostałam zaproszenie na rozmowę z prezesem.

Autobus ponownie wywiózł mnie w bezchodnikową okolicę. Tym razem owinęłam szpilki w eleganckie reklamówki :) Pan prezes jednak nie był nimi zainteresowany. Ani w ogóle moją osobą :( Rozmowa szybko zeszła na to, jak zorganizowana była praca w call center w którym wcześniej pracowałam. Odpowiadałam na pytania, ale z każdą minutą upewniałam się, że coś jest nie tak. Pan Prezes przyznał w końcu, że nie miał zamiaru mnie zatrudniać (bo miałam za małe doświadczenie), ale kazał kadrowej ściągać osoby, które by mogły mu podpowiedzieć, jak powinien funkcjonować BOK.

Niepotrzebnie zmarnowałam porządne reklamówki :(

Ciekawostka: Pan Prezes zapytał, czemu zwolniłam się z poprzedniej pracy. Powiedziałam, że między innymi dlatego, że panował zwyczaj odsyłania pracowników do domu, jeśli nie wyrabiali normy (praca na zlecenie). Pan nie wytrzymał
i zakrzyknął: "To genialne!" skrzętnie notując w notesiku :)

2. Również początki mojej kariery, sieciowy sklep odzieżowy. Rozmowa z kierowniczką sklepu. Miła pani nie zaprosiła mnie do swojego biura - bo takowego nie miała. Nie zaprosiła mnie do pokoju socjalnego - bo miał on rozmiary schowka na szczotki i nie był wyposażony w nic, na czym można by usiąść. Rozmowa odbyła się w kąciku dla dzieci, przy małym, czerwonym stoliku, na małych kolorowych krzesełkach - obydwie miałyśmy brody między kolanami :D

Im dłużej rozmawiałyśmy, tym bardziej upewniałam się w tym, że to nie jest oferta dla mnie - szczególnie w momencie, gdy pani Kierowniczka dowiedziała się, że mieszkam niedaleko sklepu. Autentycznie ucieszyła się, że nie będę miała wymówki, w postaci "ostatniego pociągu" - pozostałe pracownice nie za bardzo chciały zostawać po godzinach - tłumaczyły się, że nie dojadą do domu, bo ostatni środek transportu mają. Osoby pracujące w sieciówkach wiedzą, o co chodzi - sklep niby otwarty do 21:00, wychodzisz o 23:00, bo 5 minut przed zamknięciem ktoś wpada na zakupy, po obsłużeniu klientów musisz zrobić raporty, przeliczyć kasę, sprzątnąć sklep, zmienić ekspozycję i stawić się na 9:00 następnego dnia (system równoważny albo zlecenie). Podsumowując, pani Kierowniczka wprost mi zakomunikowała, że jeśli przyjmę ofertę, to będę zawsze zamykała sklep.

Ciekawostka: pani Kierowniczka była zawiedziona i zdziwiona moją odmową :)

3. Firma zajmująca się profesjonalnymi tłumaczeniami. Stanowisko: recepcjonistka.
Ogłoszenie super, bo jako jedno z nielicznych (a wiele ogłoszeń o pracę w swym życiu przejrzałam) zawierało konkretną informację o zarobkach. Wcale niemałych, jak na tamte czasy. Wysoka podstawa plus prowizja za pracę biurową i obdzwanianie stałych klientów, czy nie mają przypadkiem jakiś nowych zleceń - cud, miód i orzeszki.

Pani Właścicielka, która zaprosiła mnie na rozmowę, od początku była do mnie nastawiona ciut negatywnie. Jednak brnęłam dzielnie - do momentu, w którym zapytała mnie, czy jestem gotowa pracować za same prowizje. Normalnie wyskoczył mi blue screen. Ale jak to? W ogłoszeniu była informacja o podstawie. Pani Właścicielka żachnęła się:
-Aaa, to żeby się do nas kandydaci zgłaszali :D

Ciekawostka: na jednym z portali o pracodawcach, ktoś oskarżył Firmę o wprowadzanie w błąd (ta nieszczęsna podstawa-widmo). W odpowiedzi, prawnik Firmy straszył użytkownika
pozwem o zniesławienie.

4. Sklep z ekskluzywną konfekcją męską. Stanowisko ekspedientki. Sklep miał powstać w centrum Dużego Miasta, w pewnej Popularnej Lokalizacji. Wysłałam CV. Po jakimś czasie otrzymałam maila zwrotnego że w odpowiedzi na ogłoszenie, przyszło tak wiele odpowiedzi, że szefostwu nie chce się czytać ich wszystkich. Żeby usprawnić system rekrutacji, proszą o przesłanie kilku zdjęć w stroju służbowym, tj. białej bluzce, szpilkach i spódnicy (była określona MAKSYMALNA długość, ale Wam jej nie podam, bo nie pamiętam, a kłamać nie lubię :)).

Ciekawostka: minęło kilka ładnych lat, bywam często w Popularnym Miejscu - sklepu ani widu ani słychu :(

5. Duży bank. Stanowisko: obsługa w punkcie.
Na miejscu przywitała mnie elegancka pani Kadrowa - ze smakiem dobrany drogi kostium, złoty zegarek, markowe okulary.
No jak nic, muszą tu dobrze płacić - pomyślałam naiwnie. Ze smutkiem poinformowała mnie, że już nie rekrutują na to stanowisko, ale mogą mi zaproponować inne. Powinnam była w tym momencie wyjść i nie marnować życia, ale ta wrodzona ciekawość.

Zamiast obsługi w punkcie, miałam obdzwaniać osoby, które złożyły wnioski kredytowe. Wszystkie, nawet te, których wnioski nie przeszły. Takim klientom, miałam wciskać inne produkty bankowe (pożyczki gotówkowe, limity kredytowe, debety). Zatrudnienie na pół etatu (a w ogłoszeniu był cały :)), z możliwością dorobienia do pełnego. Jeśli ze strony pracodawcy będzie taka potrzeba. A gdy taka potrzeba zaistnieje, wypłatę za cały miesiąc dawali w dwóch ratach: za pół etatu do 15 każdego miesiąca, za drugie pół do dwóch kolejnych tygodni.

Kiedy pani Rekruterka podała kwotę, prawie spadłam z krzesła, takie wrażenie na mnie zrobiła (kwota, nie rektuterka).
W tym momencie moja ciekawość została zaspokojona, więc się z panią pożegnałam.

Ciekawostka: 1000zł brutto. Tyle miała wynosić wypłata za pół etatu.

6. Mój osobisty faworyt. Wydawnictwo, back office.
Po przekroczeniu progu wydawnictwa, moim oczom ukazał się przestronny marmurowy hol. Urządzony jak biuro Glenn Close w "Diabeł ubiera się u Prady". Mijali mnie ludzie sukcesu, będący jednak jeszcze bardziej fensi i dizajnerscy niż w wyżej wspomnianym firmie - wszak w swoich kubkach typu take away mieli nie kawę a szejki proteinowe.

Kiedy podchodziłam do uśmiechniętej pani recepcjonistki, byłam olśniona i już wyobrażałam sobie siebie, jak pędzę ze swoim szejkiem proteinowym na spotkanie z naczelnym; po drodze witam się z przypadkowymi celebrytami, którzy akurat wpadli na wywiad.

Po usłyszeniu z kim jestem umówiona, pani recepcjonistka skierowała mnie do biura po drugiej stronie ulicy. Tam już marmurów nie było - były ciężkie, na wpół przerdzewiałe metalowe drzwi, obdrapana, zatęchła klatka schodowa i stara, trzeszcząca winda jak z horroru - wiecie, ta bez wewnętrznych drzwi. Przywitało mnie dwóch panów, skądinąd sympatycznych - ale kompletnie nie przygotowanych do roli rekruterów. Generalnie, to ja prowadziłam tę rozmowę i zadawałam panom pytania.

W ogłoszeniu wpisane były przeróżne biurowe obowiązki, a tymczasem okazało się, że od tego to jest oddzielny pracownik, a ja wraz z dwoma innymi osobami mam po prostu odbierać telefony (klątwa call center?). Trzeba też panom przyznać, że przynajmniej w innych kwestiach byli szczerzy.

Na pytanie, jak wygląda sprawa podwyżek i awansu w strukturach firmy, popatrzyli po sobie ze zdumieniem i odparli, że nie ma u nich czegoś takiego.
No, chyba że znajdę sobie jakieś dodatkową, potrzebną funkcję - jak na przykład pracownica, która nauczyła się wymieniać toner w drukarce, w związku z czym dostała kilkadziesiąt złotych podwyżki XD Jedyne pytanie, które mi zadano, dotyczyło mojej odporności psychicznej. Bo była u nich dziewczyna, która się popłakała po rozmowie z klientem. Ale w sumie to ten klient tak ją zwyzywał, że było to usprawiedliwione. I wywiązała się między panami na ten temat dyskusja, jacy ludzie są teraz nieodporni na stres.

Czy muszę wspominać, że pensja za takie warunki pracy była niesamowicie "kusząca"?

Na koniec rozmowy, panowie wyciągnęli umowę i zapytali, od kiedy mogę zacząć XD

rozmowy kwalifikacyjne

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (177)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…