Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88344

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali zeszłotygodniowych historii o rekrutacjach, przypomniały mi się przejścia z pewną agencją tłumaczeń. Rzecz dzieje sie w Irlandii początkiem 2007 roku.

Po 2 latach pracy w liniach lotniczych miałam powoli dość i postanowiłam poszukać pracy "bardziej w zawodzie". Wybór padł na tłumaczenia. Na początek jako dodatkowe zajęcie, które stanowiłoby jakieś wyzwanie intelektualne i odskocznię od roli uśmiechniętego manekina, z perspektywą na podjęcie się tego w pełnym wymiarze (przy wystarczającej liczbie zleceń).

Kolega odkrył, że w Dublinie jest jakaś agencja tłumaczeń prowadzona przez 2 Polki, które w tej chwili poszukują nowych pracowników. Wysłałam CV, bardzo szybko do mnie zadzwoniono i zostałam zaproszona na rozmowę. Rozmowa z właścicielkami agencji przebiegła pomyślnie, usłyszałam, że chcą mnie jak najszybciej zatrudnić, gdyż mają w tej chwili tyle zleceń, że się nie wyrabiają i każda para rąk jest na wagę złota. Zanim podpiszemy umowę poprosiłyby mnie jednak o przetłumaczenie "próbnego tekściku", żeby mogły poznac mój styl pisania i zobaczyć, jak radzę sobie z tłumaczeniem różnych form. "Tekścicki" były cztery: broszura informacyjna jakiegoś banku, regulamin BHP jakiejś instytucji, artykuł z jakiejś irlandzkiej gazety oraz jakiś tekst medyczny (nie pamiętam już, co to było) - w każdym z nich wyszły 3-4 strony A4 tłumaczenia, czyli łącznie kilkanaście stron. Dostałam na to 48 godzin.

Pisząc niemalże z językiem wywieszonym na brodzie, dałam jakoś radę wyrobić się w terminie i odesłałam gotowe teksty. Właścicielki potwierdziły, że je otrzymały i powiedziały, że teraz je szybko sprawdzą i możemy podpisywać umowę. I zapadła cisza.

Po 2 tygodniach zadzwoniłam z pytaniem, czy już może sprawdziły moje tłumaczenie. Odpowiedź padła, że niestety jeszcze nie, takie są zawalone robotą, że nie mogą znaleźć na to czasu (skoro jest taki nawał pracy, to chyba tym bardziej powinno im zależeć na zatrudneniu dodatkowej osoby), ale że za parę dni postarają się sprawdzić i wtedy na pewno będą się kontaktować.

Oczywiście nikt sie nie skontaktował. Próbowałam dzwonić co 2 tygodnie jeszcze przez jakieś 2 miesiące, w końcu sobie odpuściłam. Nie, to nie. W międzyczasie aplikowałam do 2 innych agencji (jednej irlandzkiej i drugiej, prowadzonej przez Rosjankę), w obydwu dostałam do przetłumaczenia 1 krótki akapit tekstu i po kilku dniach podpisano ze mną umowę. Z agencji prowadzonej przez Rosjankę miałam mnóstwo zleceń i współpracowałam z nimi aż do końca mojego pobytu w Irlandii.

Jakieś półtora roku później (wczesna jesień 2008) weszłam z moim ówczesnym partnerem do jego banku, w którym musiał załatwić jakąś sprawę przy okienku. On załatwiał swoją sprawę, ja, czekając na niego rozglądałam się dookoła. W pewnym momencie wzrok mój padł na broszurę informacyjną w języku polskim. Wzięłam ja do ręki i zaczęłam przeglądać. Tekst wyglądał dziwnie znajomo. Było to kropka w kropkę moje tłumaczenie, które wysłałam jako próbny tekst do tej polskiej agencji i którego panie "nie miały czasu sprawdzić".

Panie znalazły sobie fajny sposób na biznes - udawać prowadzenie rekrutacji, rozdysponowywać zlecenia między kandydatów, którzy wykonają pracę za darmo i zgarniać całość honorarium od klienta samemu.

agencja tłumaczeń

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…