Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88399

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Crannberry https://piekielni.pl/88396 przypomniała mi, jak ponad 10 lat temu wybraliśmy się ze znajomymi na wczasy.

Zgadaliśmy się w 6 osób - 3 pary. Rozważyliśmy destynacje, padło na Bułgarię.

My z (wtedy jeszcze nie) żoną mieliśmy samochód, kolega z pary A także. Para B była niezmotoryzowana, oboje świeżo po zrobieniu prawka - ale 2 samochody na 6 osób to aż nadto. Koszty paliwa i tak się zsumuje i podzieli na 6.

Pierwszy zgrzyt pojawił się przy wyborze konkretnej miejscówki. Propozycja - okolice Warny lub okolice Burgas. Kolega z pary B kategorycznie odrzucił Burgas, bo to 100km dalej, "on nie będzie płacił za paliwo, żeby te 100km dalej dojechać". Wyśmialiśmy go, że przecież i tak jedziemy 1300km w jedną stronę, 100km w tą czy w tą to żadna różnica, tym bardziej, że na miejscu też będziemy jeździć. Nie i już, możemy jechać bez niego albo mu zasponsorować te 100km. W końcu ulegliśmy, nie robiło nam to specjalnie różnicy.

W końcu osiągnęliśmy porozumienie, miejscówka i urlopy zaklepane, umawiamy się na wyjazd - o ile pamiętam czwartek, godzina 7 rano mieliśmy się spotkać pod domem B, rozmieścić ich i bagaże w samochodach po czym ruszać w świat. Wszystko dogadane 2 miesiące wcześniej. Plan - dnia pierwszego docieramy do granicy Węgry / Rumunia, śpimy w namiocie na polu biwakowym na Węgrzech, dnia drugiego ruszamy dalej i docieramy na miejsce koło 22.

Moja dziewczyna przypomina sobie, że jej śpiwór po ojcu może pamiętać jeszcze czasy komuny i mówi w towarzystwie, że musi coś lepszego kupić. Nie ma problemu, rodzice kolegi B mają firmę, która szyje między innymi śpiwory, po znajomości będzie taniej a na pewno solidnie. O śpiwór i cenę dopytujemy się 2 miesiące, bez efektów. W końcu kupujemy normalny śpiwór w sklepie tydzień przed wyjazdem. Kolega walnął lekkiego focha, bo przecież jeszcze tydzień, on by ten śpiwór załatwił.

W tydzień wyjazdu - od poniedziałku przypominajki na gadu gadu, że jedziemy, dogadywanie, co by warto zabrać, itp, itd.

Środa wieczór. Skończyliśmy się pakować, któreś z nas zagadało na gg do A i B, czy gotowi na wyjazd. A - jak najbardziej. Tymczasem B:
- Tak, prawie gotowi, jeszcze tylko jutro wymienić walutę i kupić meble do małego pokoju.
- Jaka waluta? Jakie meble? Przecież jutro o 7 rano ruszamy.
- Jak to jutro? Przecież pojutrze.
- Jutro. Od 2 miesięcy o tym mówimy.
- O cholera, faktycznie... To musimy wyjechać później, my nie mamy waluty jeszcze.
- O której kantor u was otwierają?
- O 9.
- To o 9:30 jesteśmy u was.

Ostatecznie wyjechaliśmy o 10:30, bo - jak się na miejscu okazało - kolega B musiał poczekać na brata, żeby mu przekazać klucze do mieszkania.

3 i pół godziny poślizgu. Na pierwszy nocleg na biwaku na Węgrzech przy granicy z Rumunią zajeżdżamy koło północy. Rozkładamy namioty, informujemy właściciela, że wyjeżdżamy wcześnie rano i idziemy spać.

Wstajemy o 6, mycie, śniadanie, w przelocie mijamy właściciela biwaku - mówimy, że o 7 wyjeżdżamy. OK, nie ma problemu.

Spakowaliśmy manatki do samochodów, chcemy wyjechać... Szlaban na wyjeździe zamknięty. Idziemy do kantorka właściciela - pusto, zamknięte. Spotykamy kogoś z innych gości - facet mówi, że widział jak z 15 minut wcześniej właściciel wyjeżdża na zakupy. Sterczymy pod szlabanem ponad godzinę. O 8:30 facet w końcu wrócił i nas wypuścił... Szkoda było czasu na opieprzanie.

W końcu na miejscu byliśmy około 1 w nocy.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (183)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…