Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88452

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali relacji z sąsiadami.

Niezbędny krótki wstęp.
Pięć lat temu kupiliśmy mieszkanie w nowym bloku. Ze względów rodzinnych wybraliśmy mieszkanie na parterze z ogródkiem. Wyjście na ogródek z balkonu, oczywiście dodatkowo zabuliliśmy za ten luksus. Ogródek ogrodzony, dostęp tylko od strony mieszkania. Ogródki mają wszystkie mieszkania na parterze od tej strony bloku i wszystkie są ogrodzone i prywatne. Oczywiście użytkowanie tych przestrzeni jest określone w regulaminie, nie można palić ognisk, grilli węglowych i gazowych (elektryczne są dozwolone), sadzić wysokich drzew, opalać się topless itp. Sytuacja jasna.

Nasz ogródek był rzecz jasna ogrodzony, posadziliśmy niskie tuje, zorganizowaliśmy kącik zabaw dla dzieci, posialiśmy na kawałku ziemi trawę. Sielanka.

Około trzy lata temu jeden z sąsiadów z drugiego piętra sprzedał mieszkanie. Nowy nabywca wydawał się człowiekiem w porządku. Do czasu. Po ok. 2 miesiącach od wprowadzenia się zaczepił mnie na klatce jak wchodziłam do bloku z dziećmi. Przytaczam dialog zachowujący sens.

- To ty mieszkasz na parterze w mieszkaniu z ogródkiem? - zaczął bez dzień dobry i bez oficjalnego przejścia na ty.
- No tak. A co chodzi?
- A dlaczego ogródek jest ogrodzony?
Tu mi lekko szczęka opadła. Sąsiad nie zważając na moje zdziwienie dalej kontynuował.
- No bo jak to tak się grodzić. Tu jest wspólnota, wszystko jest wspólne. Ja żądam dostępu do ogródka. Ja nie mam gdzie psa wyprowadzać! Jak można tak bezprawnie się grodzić!
- Ale ogródek jest nasz, my go kupiliśmy. - próbowałam wejść mu w słowo.
- Nic mnie to nie obchodzi. Jutro przyprowadzam o 8 psa i masz mnie wpuścić. A najlepiej niech mój pies zostanie na cały dzień, bo ja pracuję. Przygotuj mu budę, wodę, zabawki i karmę. Jutro o 8! - obrócił się na pięcie i poszedł.

Następnego dnia ok 8 sąsiad faktycznie dzwonił do drzwi, ale mąż poinformowany o rozmowie z tym człowiekiem powiedział mu, gdzie ma się udać ze swoimi roszczeniami co do naszego ogródka. Oczywiście grzecznie, ale dosadnie.
No i zaczęło się.

Sąsiad zaczął pisać anonimowe donosy do wspólnoty, że palimy ogniska, grille, opalamy się w negliżu, że urządzamy libacje alkoholowe w ogródku. Wzywał straż miejską i policję. Kilka razy przyjechali i sprawdzili. Wezwania były bezzasadne, bo nic takiego się nie działo. Potem zmienił adresatów donosów. Pisał do MOPSu, że niewłaściwie zajmujemy się dziećmi, że są głodne, brudne i zaniedbane. To też była nieprawda. Mąż chodził od początku kontroli z nim rozmawiać, ale to nic nie dało. Facet ubzdurał sobie, że ogródek jest wspólny i on ma prawo z niego korzystać (czyli wyprowadzać tam psa). Napsuł nam trochę krwi i nerwów.

Na szczęście przeczucie mnie tknęło i na początku konfliktu zamontowaliśmy kamerę na balkonie monitorującą ogródek. Facet dodał nowy typ uprzykrzania nam życia. Polał tuje jakimś płynem, po którym zaczęły usychać. Podrzucał nam odchody swojego psa, spsikał ogrodzenie jakimś śmierdzącym płynem, wrzucił potłuczone szkło i gwoździe do ogródka. Na koniec próbował podpalić ogrodzenie i tuje. Miał jednak pecha bo mieliśmy nagrania i zeznania trzech sąsiadów, którym też zalazł za skórę. Wybryk z ogniem był ostatni. Miał sprawę w sądzie i zapadł wyrok skazujący go (dla historii nieistotne na ile lat). Do tego doszła reszta rzeczy, które robił dla uprzykrzania nam życia. Sąsiedzi byli po naszej stronie, bo mężczyzna był bardzo konfliktowy i z kilkoma osobami także wszedł w konflikt.

Jeszcze jedno wyjaśnienie dla dociekliwych. Donosy do wspólnoty i MOPSu były dość krótko, ale intensywnie. Potem zaczął ataki bezpośrednie, które trwały kilka dni do próby ognia. Zgłoszenia na policję były, ale nie dały rezultatu (niska szkodliwość itp).

Piekielny Sąsiad/blok

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (235)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…