Im człowiek starszy, tym trudniej znaleźć drugą połówkę.
Zaczęło się klasycznie, od pisania on-line. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie. Poczucie humoru: jest. Stabilna sytuacja życiowa: jest. Bagaż życiowy, który pasuje do mojego: jest.
Info dla hejterów: stabilna sytuacja życiowa to dla mnie nie jest posiadanie zer na koncie, mieszkania i samochodu, tylko np. nie siedzenie w długach, narkotykach, niezakończonych sprawach rozwodowych. Chciałabym też, żeby facet miał pracę, którą lubi i która przynosi mu stabilny dochód.
Sytuacja właściwa: spotkałam się ze wspomnianym mężczyzną już po tygodniu pisania. I czar prysł. Poszliśmy na spacer, który sama zaproponowałam, nie chcę na pierwszym spotkaniu iść nigdzie, gdzie trzeba wydać pieniądze (materiał na osobną historię).
I dobrze zrobiłam, bo po kilku minutach koleś zaczął puszczać głośne i śmierdzące bąki. Myślałam, że się zawstydzi, ale na moje pytanie, czy dobrze się czuje (wiadomo, żołądek to tylko żołądek) odparł, że nie wie o co mi chodzi.
Dowiedziałam się po chwili, że przecież to sama natura i całkowicie normalna sprawa. Żebym też przestała udawać świętą, przecież "kobiety też srają" (dosł. "chicks also shit"). Poza tym wąchanie swoich bąków zacieśnia znajomość. Po kilkunastu minutach miałam naprawdę dość smrodu i po prostu pożegnałam się ozięble. Na odchodne dodał, że księżniczkuję bo szukam księcia.
Żeby była jasność: koleś puszczał głośne armaty co mniej więcej minutę i za każdym razem się śmiał, jakby usłyszał najśmieszniejszy dowcip świata.
Dobrze że nie poszliśmy do restauracji.
Dosyć randkowania on-line, przynajmniej na jakiś czas..
Zaczęło się klasycznie, od pisania on-line. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie. Poczucie humoru: jest. Stabilna sytuacja życiowa: jest. Bagaż życiowy, który pasuje do mojego: jest.
Info dla hejterów: stabilna sytuacja życiowa to dla mnie nie jest posiadanie zer na koncie, mieszkania i samochodu, tylko np. nie siedzenie w długach, narkotykach, niezakończonych sprawach rozwodowych. Chciałabym też, żeby facet miał pracę, którą lubi i która przynosi mu stabilny dochód.
Sytuacja właściwa: spotkałam się ze wspomnianym mężczyzną już po tygodniu pisania. I czar prysł. Poszliśmy na spacer, który sama zaproponowałam, nie chcę na pierwszym spotkaniu iść nigdzie, gdzie trzeba wydać pieniądze (materiał na osobną historię).
I dobrze zrobiłam, bo po kilku minutach koleś zaczął puszczać głośne i śmierdzące bąki. Myślałam, że się zawstydzi, ale na moje pytanie, czy dobrze się czuje (wiadomo, żołądek to tylko żołądek) odparł, że nie wie o co mi chodzi.
Dowiedziałam się po chwili, że przecież to sama natura i całkowicie normalna sprawa. Żebym też przestała udawać świętą, przecież "kobiety też srają" (dosł. "chicks also shit"). Poza tym wąchanie swoich bąków zacieśnia znajomość. Po kilkunastu minutach miałam naprawdę dość smrodu i po prostu pożegnałam się ozięble. Na odchodne dodał, że księżniczkuję bo szukam księcia.
Żeby była jasność: koleś puszczał głośne armaty co mniej więcej minutę i za każdym razem się śmiał, jakby usłyszał najśmieszniejszy dowcip świata.
Dobrze że nie poszliśmy do restauracji.
Dosyć randkowania on-line, przynajmniej na jakiś czas..
Ocena:
226
(248)
Komentarze