Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88576

przez ~posccig ·
| Do ulubionych
Historii o rozpieszczonych i roszczeniowych dzieciach było tu już trochę. Dzisiaj opowiem Wam o mojej kuzynce.

Kasia jest jedynaczką. Ciocia i wujek żyją skromnie, ale zapewniali jej wszystko co niezbędne- czyste ubrania, zawsze ciepły obiad po powrocie ze szkoły, wakacyjne wyjazdy, studia w stolicy. Kasia może nie jest rozpieszczona do granic możliwości, ale wie, że czasami wystarczy że zrobi smutne oczy i wujostwu serduszka miękną.

Kasia po studiach została w Warszawie. Tam poznała swojego męża, również przyjezdnego, również z niezamożnej rodziny. Zaraz po ślubie zaczęli rozglądać się za własnym "M", bo widzieli tam swoją przyszłość, a płacić komuś za wynajem nie ma sensu. Wybór padł na segment pod Warszawą.

Ciocia z wujkiem jak tylko dowiedzieli się o tym, to zaczęli stawać na głowie, aby tylko pomóc jakoś Młodym (chyba w nadziei, że im szybciej Młodzi się wprowadzą, tym szybciej oni doczekają się upragnionego wnuka). Oboje brali nadgodziny w pracy.

Oprócz tego po iluś latach reaktywowali własny ogródek warzywny i szopę dla kur, żeby mieć swoje warzywa i jajka, a oprócz tego dawać Młodym, żeby nie kupować w sklepie i oszczędzać pieniądze. Żałowali sobie na wszystkim. Wujek jeździł autem, które co chwila mu odmawiało posługi, ale szkoda mu było kilkuset pln na naprawę.

Ciocia chodziła w starych, zniszczonych butach, a kiedy moja mama zwróciła jej uwagę, żeby sobie kupiła w końcu nowe, odpowiadała: "Ee tam, teraz są ważniejsze wydatki...". Ucierpiało ich życie rodzinno-towarzyskie, bo przez pracę i obowiązki przy domu albo nie mieli albo czasu, albo sił na np. spotkanie przy grillu. No ale dla ukochanej córeczki wszystko... Stawali na rzęsach, aby dać jej chociaż tego "tysiaka" miesięcznie.

Tymczasem którejś soboty ukochana córeczka przyjechała z tajemniczym pudełkiem. Okazało się, że to transporter dla kota, bo Młodzi kupili sobie kiciusia. Tak- kupili. Nie wzięli ze schroniska, jakiejś fundacji, czy też z ogłoszenia, ale kupili. Od słowa do słowa Kasia bez żadnego skrępowania przyznała się, że dali za to kocię 2000. Tak, dwa tysiące złotych. Później rozgadała się też, że karma tyle, legowisko tyle, wizyty u weterynarzy tyle.

Po odjeździe wujkowi nerwy rozhuśtały się tak, że ciocia chciała już dzwonić po karetkę. Jak już doszedł do siebie, to powiedział że to pierdzieli, on nie po to sobie będzie resztkę zdrowia niszczył, żeby oni potem wydawali tak duże pieniądze na "zabawki", i że skoro stać ich na kota za 2 tysiące, to stać tez na dom, a on złotówki im więcej nie da. Ciocia poparła jego stanowisko i tym sposobem przestali brać nadgodziny w pracy, ciocia kupiła nowe buty, wujek naprawił samochód.

Kasia dosyć szybko odczuła brak wsparcia rodziców, bo zapytała się wprost, czemu w tym miesiącu nie dostała od nich kasy. Kiedy usłyszała prawdę, to się strasznie rozzłościła, zaczęła krzyczeć, że nie może liczyć na pomoc własnych rodziców, że się na nich zawiodła, że sądziła, że jej pomogą, bo tak to by się nie brali za tan dom, bo oni za mało zarabiają. A w temacie kotka - stwierdziła, że coś jej się od życia należy, i że wszystkie koleżanki z pracy już miały koty i tylko o tym gadały, a ona się czuła wyobcowana.

Na pytanie czemu nie wzięła kota ze schroniska, albo nie kupiła jakiegoś dużo tańszego, odparowała "Bo nam się taki podobał". Wujek powiedział "Skoro podobał, to pracujcie teraz na niego, my nie zamierzamy.". Kasia odjechała z domu rodzinnego z wielkim fochem i krzykiem.

I wiecie co, niby nie mój cyrk i nie moje małpy, ale chyba przy najbliższej okazji ochrzanię Kasię, bo to już jest szczyt bezczelności.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (212)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…